Wrzesień miał być dla mnie sądnym
miesiącem. Miał być sprawdzianem „super-formy”, nad którą mozolnie pracowałem
przez całe wakacje. Jeszcze nigdy nie udało mi się tak sumiennie, tak dokładnie pracować przez 2 miesiące na wszystkich płaszczyznach, aby osiągnąć upragniony sukces.
Pierwszym istotnym sprawdzianem
był wyjazd na Węgry tydzień przed Klubowymi Mistrzostwami Polski. Wraz z
Marcinem i Olą reprezentowaliśmy swój nowy klub-Salgotarjan. Na Mistrzostwach Węgrzech zawsze przed
finałem rozgrywane są eliminacje. Na terenie wspólnie z Marcinem określonym
jako „Typowy Tomaszów” bieganie nie
sprawiało wiele trudności. Po południu biegaliśmy na trochę ciekawszej i bardzo
ładnej trasie w mieście Szentedre. Szczególnie przebieg wzdłuż Dunaju był
bardzo malowniczy, a wąskie uliczki sprawiały, że orientacja wcale nie była
taka prosta. Sprinty zakończone na 1 i 3 miejscu pozwalały z nadzieją patrzeć
na zbliżające się eliminacje do EYOC-a. Następnego dnia rozgrywany był bieg
drużynowy. Wszyscy zawodnicy startują razem i muszą podzielić się punktami
rozsypanymi w formie score-lauf. Oprócz tego każdy zawodnik musi zaliczyć główną trasę
we właściwej kolejności. Największym problemem do przeskoczenia przed jakim
stanąłem wraz z kolegami z węgierskiego klubu była komunikacja, potrzebna do
podzielenia punktów ze score-lauf na starcie. Posługiwanie się językiem
angielskim, gdy liczy się każda sekunda nie należy do najprostszych. Milan: You take this points. JA:
„No, drogą będzie szybciej,… sorry, you can go this way.” Po rozwiązaniu
powyższych problemów udało się każdemu z nas w niezłym tempie przebiec swoją
część i zameldowaliśmy się na mecie na trzecim miejscu!
Jeśli chodzi o aspekt organizacyjny to moją uwagę głównie
przykuła liczba weteranów startujących w Mistrzostwach Węgier. W każdej
kategorii weterańskiej minimum 40 osób. Dzięki temu w Mistrzostwach Węgier
startuje o wiele więcej zawodników niż w Mistrzostwach Polski. Należałoby się
zastanowić, jakie działania podjąć, aby weterani chętniej brali udział w
zawodach w Polsce. Kolejnym ważnym, według mnie elementem był odgrywany hymn
węgierski. Powaga jaką zachowywali wszyscy, gdy był odgrywany pozwalała Ci
poczuć – „Jesteś na Mistrzostwach”.
Tydzień później w okolicach
Wrocławia brałem udział w drugiej rundzie Klubowych Mistrzostw Polski. Organizatorzy
postarali się abyśmy zapamiętali te zawody na długo. Centrum zawodów na
stadionie Śląska, wysokiej jakości mapy, przebiegi zawodników z GPS pokazywane
w centrum zawodów, czy znany spiker Igor Błachut relacjonujący przebieg
rywalizacji to tylko nieliczne pozytywy jakie można na szybko wymienić po tych
zawodach. Istotny był również duży rozdźwięk zawodów, wielu ludzi nie
związanych z biegiem na orientację startowało w zawodach
towarzyszących(O-Games). Wszelkie tego typu działania to niewątpliwie ważny element rozwoju naszej dyscypliny. W organizację imprezy zaangażowało się wiele osób. I
co najważniejsze efekt tych działań był pozytywny!
Zawody dla mnie miały szczególną
wagę, ponieważ stanowiły drugą część eliminacji do Mistrzostw Europy – imprezy
docelowej. Niestety po dwóch nieudanych biegach straciłem szansę na wyjazd.
Szkoda, ale widocznie jeszcze niedostatecznie na niego zasłużyłem. Pojechało
trzech najlepszych i godnie reprezentowało nasz kraj w Portugalii. Szczególne
gratulacje dla vice-mistrzów Europy Krzyśka Rzeńcy i Wołowczyka. Fajnie, że
mogę prawie przez cały rok ścigać się z takimi koksami jak wy!
Ostatni etap wrześniowych wojaży
odbył się na wschodnim krańcu Polski w miejscowości Helusz. Jak nazwa wskazuje
spaliśmy w ośrodku religijnym, który otoczony jest wspaniałym terenem. Bieg
nocny rozpoczął się w piątek, biorę mapę, patrzę i pierwsza myśl – „Będzie ciekawie”.
I ciekawie było, nawet bardzo, a nawet na początku było dobrze. Po analizie
międzyczasów okazuje się, że na jednym przebiegu, przez chwilę mogłem się czuć
Mistrzem Polski, później jednak teren mnie przerósł. I dalej zastanawiam się, który wariant na PK 8 był optymalny? Kolejne dwa biegi
pozostawię bez komentarza, bo już przeziębienie, które przyszło wtedy kiedy nie
trzeba, nie pozwala mi ich w ogóle nazwać „biegami”.
Aspekt organizacyjny mistrzostw
zdecydowanie należy ocenić pozytywnie. Dwa słowa klucz to „Teren” i „Mapa”.
Bardzo wymagający teren, jakich w Polsce jest bardzo niewiele sprawił że
wygrali absolutnie najlepsi zawodnicy. Dobra mapa jest czymś co na
Mistrzostwach Polski powinno być standardem i miejmy nadzieję, że Azymut Dębów
wyznaczył nową jakość do jakiej będą dążyć przyszli organizatorzy tak ważnej
imprezy.
Wrześniowy sprawdzian
„super-formy” nie wypadł zbyt dobrze, dlatego żeby ją jakoś spożytkować
postanowiłem jeszcze wziąć udział w kilku zawodach w październiku.