poniedziałek, 27 kwietnia 2015

3x1.

Próbując zaprzeczyć, skądinąd prawdziwemu stwierdzeniu,wyczytanemu na jednym nielicznych aktywnych, orientacyjnych blogów: „poziom zaangażowania w prowadzenie blogaska (…) rośnie i spada wprost proporcjonalnie do wzrostu i spadku jego aktualnej dyspozycji/porobionych treningów/braku kontuzji.” Piszę tą notkę trzymając prawą nogę w górze, obkładając ją przyjemnym lodem.

However (jedno z moich ulubionych słówek), wróćmy do wydarzeń w polongowym tygodniu. Stopy miałem tak zjechane, że niewykluczone, że pojawiając się w klapkach na wykładzie, dołączyłem do gwiazd wydziałowych. (Od ultralonga minęły już ponad 2 tygodnie, a stopy jeszcze nie całkiem zagojone). Pierwszy raz w butach biegałem na czwartkowych zawodach i? Robiąc niestety mega dużo błędów udało się wygrać!

1.M.Garbacik 28.23
2.M.Biederman +0.25
3.T.Lubkiewicz +2.06



*szwedzko-węgiersko-polska rywalizacja zakończyła się sukcesem tego pierwszego

Plusy tego biegu:
- Byłem w stanie biegać w ogóle.
- Czułem pie*dolnięcie w nogach.
-średnia 3:50 na ponad siedmiokilometrowej trasie orientacyjnej wygląda dobrze (nijak się nie ma do tych co biegają poniżej 3:30).
- Moje decyzje są coraz szybsze.
- Udało się po raz trzeci zwyciężyć w tych kultowych zawodach.



Minusy:
- Ogromny błędas wariantowy. Ponad minutka w plecy.
- Tego dnia złapałem chyba przeziębienie.

However pomimo tego, że z powodu przeziębienia w piątek bieganie odpuściłem, w sobotę znów ruszyłem do boju. Na kolejnym etapie Grand Prix Małopolski rywalizacja była bardzo zacięta, trwała do ostatnich metrów i znów zakończyła się zwycięstwem!

1.M.Garbacik    18.33
2.M.Biederman +0.06
3.K.Legięć        +2.35

Plusy tego biegu:
- Rozczytywanie wariantów do przodu.
- Pomimo przeziębienia, wciąż czułem pi*rdolnięcie w nogach.
- Zwycięstwo.



Minusy:
- Spory błąd.

However, następnego dnia technicznie wreszcie było naprawdę bardzo dobrze. Po 28 minutach byłem na mecie.



1.M.Garbacik    28.12
2.M.Biederman +1.05
3.K.Legięć         +8.30

Plusy tego biegu:
- Skompletowany hattrick i kolejne zwycięstwo.
- Bieg po 6:00 w górzystym terenie.
- Flow w trakcie biegu i do 1 minuty błędu.
- Rozczytywanie wariantów do przodu i pewne punkty ataku.

Minusy:
- Znów mnie obtarły stopy i od połowy biegu znów bolało.

A no i tym samym zapewniłem sobie trzecie zwycięstwo w męskiej elicie (tak roboczo nazwę kategorię M18+) klasyfikacji generalnej Grand Prix Małopolski (Po roku przerwy). Kilka ciekawych anegdot dotyczących tych zawodów:

-  W trakcie pierwszych etapów pierwszej edycji Grand Prix Małopolski o zwycięstwo walczyłem z trenerem Jurkiem i trenerem Pawłem.
- Tego dnia odbył się pamiętny mecz z młodymi na boisku w Wielogłowach.
- V etap pierwszej edycji był jednym z moich najlepszych biegów w życiu. Pokonałem tam grupę mocnych wawelowskich weteranów.



- Dwa lata temu na zawodach w Gorenicach ustrzeliłem dublet, a trener Tomek nie do końca był zadowolony z naszych poczynań.
- Na zawodach na Sikorniku założyłem się z trenerem o coś co spożyłem na Mistrzostwach Polski.
- Pół tego czegoś się rozlało w namiocie klubowym Wawelu (Jaka szkoda…)



Kończąc tą notkę warto wspomnieć, że w zeszłą środę zrobiłem na luzie trening, z którego byłbym zadowolony po przetrenowanej zimie, a w sobotę mimo, że pięty bolały jak cholera przez około 15 minut czułem fantastyczne flow na Bronaczowej. Szkoda, że tylko przez 15 minut. Ale może, właśnie w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Na razie więcej nietrenując niż trenując na zawodach jestem bardzo skuteczny. Do zobaczenia w Maju!


A i szczere gratulację dla medalistów Mistrzostw Świata, choć odważę się wysnuć stwierdzenie, że poziom sportowy naszego GPM jakoś bardzo nie odbiegał od wyżej wymienionych zawodów.

A i dedykacja, dla Andrzejka, którego za młodu wyparłem się chcąc wstąpić do klubu na podwórku. To jest piosenka dla Ciebie, Andrzeju!





czwartek, 16 kwietnia 2015

Zgłaszam nieprzygotowanie

Choć alternatywny tytuł notki mógłby brzmieć „Wsiadaj, ku*wa nie ma gazu”, nawiązując do jakże potrzebnej do biegania energii i braku odpowiedniego paliwa na pewnej stacji benzynowej. Kolejny alternatywny tytuł ultralongowych rozważań mógłby brzmieć „Long Champs” – nawiązywałby do nazwy Mistrzostw Polski w Długodystansowym Biegu na Orientację oraz do nazwiska pewnej znanej na całą Europę rodziny prawników. 

However, przejdźmy już do meritum sprawy, czyli do samego nieprzygotowania. Szczerze powiedziewaszy z rozrzewnieniem wspominam drugo-licealne czasy gdzie przed lekcjami fizyki, chemii i języka polskiego zawsze toczyły się rozmowy:

- Masz jeszcze np? Bo ja chyba jeszcze mam jedno, w sumie nie wiem. Pier*Olę zgłaszam.
- Zgłaszasz np? Kurde jak zgłaszasz to ja też muszę zgłosić, bo na pewno mnie spyta.
- O widzę, że pan Kozieł trzecią enkę zgłosił, chyba będzie musiał przesadzać kwiatki.

Tak to już w życiu bywało, że nie zawsze na każdą lekcję udało się przygotować, tak samo nie na każde zawody udało się przygotować. Analizując moje treningi z ostatnich ponad 50 dni przed ultra-longiem należy zauważyć, że najdłuższy z nich wynosił 90 minut, a najdłuższym „biegiem w zakresie” był Middle w Lasku Wolskim. Zaiste harde przygotowania, ale

Przed longiem czułem się dobrze. Byłem nastawiony na walkę, miałem następujące założenia:  biec pewnie, wykorzystywać ścieżki i pewne elementy (wypatrywać je z daleka, bo las jest czysty), szanować siły (trzymać się z tyłu, pić na każdym wodopoju, nie szarpać).



Wszystkie jednak założenia poszły wpiździec zaraz po starcie. Miałem problem z nadążeniem za resztą już na jedynce. Ewidentnie fizycznie to nie był mój dzień. Po pierwszym motylku już umierałem, na jedenastce już zastanawiałem się kiedy spuścić Radzia ze sztywnego holu. Może jeszcze jeden, dwa punkty. Opracowałem już swoje warianty na drugiego motylka, gdy okazało się że motorniczy znów ma tego samego motylka. I tak już się stało, iż gdyż wytrzymałem za nim całą trasę. Nie ukrywam, że trochę mnie to kosztowało, ale dzięki temu mogłem podziwiać:

ładne i szybkie juniorki




Silnych i wytrwałych weteranów






Oraz najlepsze w kraju seniorki




Reasumując szkoda, że czułem się aż tak słabo. Gdybym czuł się lepiej biegowo, z pewnością próbowałbym tego dnia biec na orientację wraz z motorniczym, a nie jedynie przyglądać się jak Radzio zapitala po lesie. Nie ukrywam, momentami nie wiedziałem co się na mapie działo. I tak świetny czas mógłby być jeszcze lepszy o jakieś 4 minuty. Gratki dla zwycięzców męskich kategorii, którzy potwierdzili swoją dominację w tej części sezonu (Kacper, Frycu i Radek wygrali na crossie i wygrali na ultralongu). A i tego dnia Paulinka zdobyła pierwszy indywidualny medal mistrzostw Polski seniorek. Simply the Best! Szkoda, że spóźniłem się jakieś 50 sekund i nie miałem okazji tego zobaczyć!.

Wypadałoby na pisać coś mądrego na koniec, cóż, however, jestem zadowolony z medalu, zadowolony z walki, wynik zdecydowanie lepszy niż gra!

1. R.Piotrowski     114.03
2. M.Garbacik        +1.00
3. K.Rzeńca            +4.40

I zostało 6 tygodni do Mistrzostw, może nie będę zgłaszał kolejnego np. (w końcu można zgłosić tylko jedno w sezonie).


A i piosenka z dedykację dla moich stóp. Czas liże i zabija rany!

Szwecja part II

Wyjazdu do Szwecji z pewnością pod względem sportowym nie mogę zaliczyć do udanych. Wykonałem jakieś 40% założonych treningów, ale cóż to tylko bukiet zwykłych róż. Wydaje mi się, że zmieniłem już swoje nastawienie. Przejdźmy zatem do pozytywów, a jest ich trochę!

- dowiedziałem się do czego służy i jak się obsługuje screwdriver!

- miałem okazję pomóc przy organizacji pierwszych zawodów za granicą. Może kiedyś pojedziemy rozpakować auto po Tiomili do „pana Janka”?

- dostałem szpanerski dresik i dederonik, w których wraz z Markiem lansowaliśmy się na kłodach



- dokończyłem czytać podręcznik do Powszechnej Historii Prawa pana profesora Dziadzio, panie profesorze jeżeli czyta pan tego blogaska: świetny podręcznik!



- dowiedziałem się, co to trendsetter (choć dalej uważam, że jest to trochę dziwne, gdy panowie znają takie słowa)

- prowadziłem ciekawe rozmowy na następujące tematy:

a)  wszystkich miłości platonicznych i o tym co kiedyś będzie napisane (broń panie Boże, żeby nie pisało) na żółtym pasku w tvn24
b) ile piw zostało kiedyś wypitych na plaży w Sztutowie i jak należy prowadzić rozmowy wychowawcze z młodymi zawodnikami
c) wreszcie na temat zasadności wspólnego finiszowania na pewnych Mistrzostwach Polski i o taktyce na te zbliżające się



- nauczyłem się jak gotować {Szotbulary} (specjalnie fonetycznie) tak by ich nie przypalić

- i wreszcie mimo wszystko wykonałam kilka treningów na mapie, szczególnie zadowolony jestem z ostatniego biegu, gdzie wystartowałem w kategorii OPEN. Nawet pomimo fatalnego odbiegnięcia na jeden punkt nie zanotowałem tam większej amby!

A i dożyłem czasów, kiedy moja mama trenuje więcej ode mnie, a mój tata tak jak ja startuje w kategorii OPEN,



1. C.J.Arevang     33.52
2. S.Olsson         +0.56
3. M.Sorri           +4.28
...
9. M.Garbacik        +12.47

I drugie zawody:




1. M.Skorupa
2. ktoś
3. M.Garbacik




A po Szwecji rozpocząłem przygotowania, pięciodniowe przygotowania do imprezy w Sztutowie.

Tymczasem kawałek na koniec, tym razem bez dedykacji. 


piątek, 10 kwietnia 2015

Preparing for Polish Champs part XIV

The next training was held, on the afternoon after JWOC’s qualifications, so I had to run it with a very slow pace. My main assumption of this race was not looking at the map and memorizing before each routechoice as many details as it was necessary to pounch point without any problems.



The first problem, I had before point number 5. I didn’t pay enough attention to memorize the details before pounching it. I made a small mistake on the 12th point too. The thing , which wooried me more is choosing worse options on the 15th and 16th points. It could have been caused by making decisions too fast.



Routechoices to 17th point in my opinion are comparable. I think that my road to 14th was a better one. Generally all the route wasn’t so difficult, but on the whole my choices were good. I’m satisfied after this training.


In my opinion this kind of training, which I served to myself was an interesting one. I jogged my memory, which can be useful in May, when my pace will range above 3’30’’-3’40’’ per kilometer, not 5’00’’ : )

wtorek, 7 kwietnia 2015

Od zera do bohatera!

*by Suchar Codzienny

Tymczasem wróćmy do tego co wydarzyło się w przed niedzielno-palmową sobotę. Po trzech tygodniach nietrenowania i trzech tygodniach trenowania miałem okazję po raz dwudziesty pobiec na krakowskiej pętli. Nie będę rozwodził się na temat samej organizacji sprawdzianu biegowego i mojej (jak i kilku innych zawodników) organizacji poranka przed, bądź co bądź ważnym dla nas biegiem, przejdę od razu do aspektu sportowego tego wydarzenia.

Na rozgrzewce czułem znany już wielu zawodnikom doskonale „luz w dupie”. Ruszyłem wydaje mi się mocno, ale pierwszy lap pokazał mi, że wcale nie jest tak szybko. Decyzja była prosta przestaję patrzeć na lapy i na cokolwiek innego, wykorzystując znajomość każdego kamyczka puszczam nogi, jak tylko szybko potrafię na zbiegach i zgonuje na podbiegach. Dało to dobry efekt. Czego brakło do zwycięstwa? Może obecności na trasie ekipy „Goryli”? 
Może właściwie przetrenowanej zimy? A może po prostu rywale byli lepsi?


Czas 22:40, biorąc pod uwagę, wydłużenie pętli w dwóch miejscach i konieczność podbijania punktów jest naprawdę zadowalający. Patrząc na punktację, 


bieg ten z pewnością nie ma większego znaczenia dla samych eliminacji, w gruncie rzeczy nie był tak istotny, ale był ważny dla mnie jeśli chodzi o aspekt psychiczny. Pokazałem, że w trzy tygodnie można przejść "od zera do bohatera", więc może (uprzedzając już trochę późniejsze wydarzenia) w 5 dni dam radę się przygotować do ultralonga?

1. R.Piotrowski   +22.31
2. M.Garbacik      +0.09
3. K.Rzeńca         +0.13

W eliminacjach wystartowało prawie 50 zawodników, szczególne uznanie od starego druha należą się Kacprowi, który rozwalił wszystkich jak chciał. Poniżej mapka, która pokazuje mi, że wcale nie jestem jeszcze taki mocny i, że po takim biegu konieczna jest wystarczająca ilość snu w nocy.




A i jeszcze?

Dedykacja


Dla mojego ziomka z Ruczaju, a raczej z Cichego. Jak już pozdobywam te wszystkie medale, to obiecuję zaśpiewamy to razem! Pozdro Kacper!