piątek, 28 lutego 2014

Wyzwanie




Tydzień po lutowym GPK, wziąłem udział w od dawna oczekiwanym biegu na Turbacz. IceBug Winter Trail liczył 16,6km i 770 metrów przewyższenia. Bieg był dla mnie czymś zupełnie nowym, nigdy jeszcze nie brałem udziału w zawodach na tak długim dystansie, dlatego potraktowałem go jak wyjątkowe wyzwanie. Pierwsze cztery kilometry, z uwagi na ból łódek były prawdziwą męczarnią, później ból ustąpił i można powiedzieć, że biegnąc pod górę „odpoczywałem”. Już na samym początku wyraźnie „odskoczył” Bartosz Gorczyca, który rozwalił całe zmagania, tak jak tydzień wcześniej GPK na 11200m. Wielki szacun! Również samotnie jako drugi trasę pokonywał Daniel Wosik, do którego co prawda udało mi się zmniejszyć różnicę na zbiegu, ale przybiegł z bezpieczną minutową przewagą. Walka o ostatnie miejsce na podium trwała na całego, około 4 kilometra uformowała się trzyosobowa grupka, w której dobiegliśmy prawie na szczyt. Atak tuż przed szczytem i trochę po szczycie dał mi bezpieczną przewagę i komfort „spokojnego” biegu na trzecim miejscu. Jednak koło 13 kilometra słyszę głośne człapanie z tyłu, patrzę – Lubkiewicz. Dzięki temu, że trener mnie dogonił, zmuszony zostałem jeszcze trochę dołożyć na zbiegu, jeszcze raz zacisnąć zęby, jeszcze raz zadać sobie kluczowe pytanie natury egzystencjalnej  „Ja ku**a nie dam rady?”. Podział również dodatkowy motywator, którego z uwagi na rosnące temperatury nie będę już mógł stosować :) Dzięki fragmentowi zbiegu po kamlotach i małej górce na koniec udało mi się uzyskać 20 sekund przewagi. Jest! Wyzwanie ukończone! Ponad 16 kilometrów męczarni i… prawdziwej frajdy. Dzięki Piotrkowi, Lupkowi i całej reszcie za wspólną rywalizację, BYŁO ZACNIE!



Jeśli chodzi o aspekt organizacyjny można wspomnieć o pięknej malowniczej trasie, która była dobrze oznaczona. Poza tym mogę wyrazić nadzieję, że organizatorzy wyciągną odpowiednie wnioski i za rok stworzą jeszcze lepsze zawody!


Tydzień temu odbyła się już VI edycja biegu ku Rogatemu Ranczu, w której brali udział zawodnicy naszej sekcji. Czasy były naprawdę dobre, co pokazuje że WKS jest dobrze przygotowany do nadchodzącego sezonu. Gratulację dla całej ekipy!

...

A już za tydzień, nawiązując do słynnego na pewnym znanym portalu społecznościowym wyzwania piwnego, przyjmuję wyzwanie na pobicie rekordu na 5.6 kilometra w Lasku Wolskim. Już nie mogę się doczekać kolejnej okazji do walki, „aż do utraty życia mego”. BĘDZIE ZACNIE!

22:12

Trzymajcie kciukenzy!

sobota, 8 lutego 2014

"bo naprawdę na dużo mnie stać"



Dzień po powrocie z tygodniowego zgrupowania w Żelazku, gdzie przygotowania do longa trwały w najlepsze, a w trakcie piątkowego treningu mało brakło, aby… no właśnie, żołądek bolał bardzo… Wróciliśmy do rzeczywistości, czas było zoorganizować IV edycję Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich. Tym razem pogoda znowu dopisała, frekwencja też, a atmosfera jak zwykle była doskonała.

Ale po kolei. Jak zwykle trzeba było wstać grubo przed 6 (jakoś wyjątkowo lubię to wstawanie przed GPK), zbudować całe centrum zawodów (tym razem padł chyba jakiś nieoficjalny rekord, o 8:40 prawie wszystko było gotowe) i można było ruszyć do boju. Tym razem nie biegłem „Aż do ofiary życia mego”, tylko „Dla Ciebie, bo naprawdę na dużo mnie stać”. Walka przez całą trasę była bardzo zacięta: z zawodnikami o zwycięstwo, z samym sobą i korespondencyjny pojedynek z chłopakami o buty, które były stawką zakładu. Przybiegłem na metę, patrzę na zegarek 22:38(22:36 na wynikach) – so good. I jest uczucie małego spełnienia, pomimo ciężkich warunków na trasie, jest 41 sekund lepiej niż mój najlepszy dotąd performance na ukochanej pętli.


Do tej pory najlepsze czasy na jednej pętli na przestrzeni już dziewięciu biegów:

1. Maciej Broniatowski 22:12
2. Marcin Świerc           22:29
3. ich                              22:36
Na marcowej edycji, być może warunki będą lepsze niż dzisiaj i mam nadzieję, że uda mi się zmienić powyższą kolejność. A już w następną sobotę kolejne wyzwanie, ale o tym wkrótce.