czwartek, 16 lipca 2015

to i owo

To i owo, czyli rozważania o wszystkim i o niczym! 

O EYOC-u

Tegoroczny występ naszej kadry narodowej trzeba nazwać porażką. Po raz pierwszy od niepamiętnych lat Polacy nie przywożą z tej imprezy medalu. Może po prostu to pokolenie jest trochę słabsze od minionego : ( ? Nie zmienia to jednak faktu, że należy pogratulować każdemu, kto wraca z tej imprezy zadowolony, każdemu, który spełnił wszystkie swoje założenia. Najlepsze jest 5 miejsce Kacpra, a najrówniej na najwyższym poziomie biegała Ada. Gratulacje nasi! Trzymamy kciuki za rok! Wierzę w Was!

O JWOC-u

Po raz kolejny, już czwarty rok z rzędu, śledziłem zmagania przed ekranem monitora i szczerze powiedziawszy jeszcze nigdy aż tak mnie ch*j nie strzelał. W 2013 odpuściliśmy z trenerami JWOCa (by pojechać na EYOC-a) i przez to nie pojechałem na EYOC-a. Cóż za wspaniały paradoks! Rok temu byłem po prostu za słaby, rywale byli lepsi. A teraz… Też byli lepsi. ale nie tak to miało wyglądać… Nigdy nie pojechałem na tą imprezę, a wydaje mi się, że w historii zdarzało się by reprezentowali nas słabsi niż ja zawodnicy. Tak czasem bywa… Gratulację dla chłopaków za równy występ na sprincie i dla dziewczyn za piąte miejsce w sztafecie. No i oczywiście dla Tima Robertsona (z którym rok temu ścigałem się na Mistrzostwach Świata : ) ). O kunszcie Olliego Ojanaho już wystarczająco krzyczałem w CZ.

O Pucharze Wawelu

Myślę, że była to impreza wyjątkowa, jak zwykle w CZ panowała wspaniała atmosfera, tereny były ciekawe, trasy wymagające, zawodnicy z wielu krajów, prawie 600 osób, aż się serce cieszy, że nasza impreza wciąż idzie do przodu. A no i oczywiście (jak już wspominałem w CZ) było „stromo, ślisko, błotniście, krzaczyście” dzięki czemu niektórzy zawodnicy nie mogli wylewać krytyki w Internecie. Ze swojej strony dodam, że co roku praca na Pucharze Wawelu sprawia mi dużo radości, w tym roku momentami stresu było trochę więcej, bo więcej było zadań i odpowiedzialność większa, ale na pewno miło będę wspominał te zawody. W sumie ustawiłem 110 punktów/ znaczników, pomyliłem się przy jednej taśmie, więc aż tak źle chyba nie jest, już na samych zawodach było wszystko dobrze! A i gratulację dla Kacpra, który debiutował w tej roli i wywiązał się z niej doskonale, zrobiłeś ogromny skok techniczny, rok temu nikt by ci takiego zadania nie powierzył, a teraz było super!

Mapki z zawodów (troszkę z innej perspektywy):









"Odwaliliśmy kawał, dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty."

O moim debiucie

Tym razem po raz pierwszy miałem okazję być na dużych zawodach spikerem, nie na chwilę w zastępstwie Sławka, ale na całe pięć dni. Z dnia na dzień czułem się coraz pewniej przy mikrofonie, by ostatniego dnia zmienić styl komentowania i pozwolić sobie na małe szaleństwa. Wiem, że nie wszystko było okej i wielu osobom mogło się nie podobać. Jednak był to tylko debiut, dlatego wszystkie uwagi (również, a nawet przede wszystkim negatywne) są mile widziane. Podoba mi się ta praca i wiem nad czym mam jeszcze pracować, aby choć w małym stopniu Sławka zastąpić (m.in. angielski, mówienie z dużej odległości od głośników, błędy językowe, nie ucinanie zdań w połowie – i jeszcze by się tego uzbierało!)



O biegu na 10 kilometrów

W trakcie Pucharu Wawelu, brałem udział w zawodach na 10 kilometrów. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że w sobotę rano mega (a swoją drogą to Mega też był na tych zawodach) nam słońce dopiekło i po południowej drzemce obudziłem się na mega kacu! Biegłem idealnie według wcześniej przyjętych założeń i czas 35:49 i 4 miejsce na krętej trasie z podbiegami (z tymi podbiegami bym nie przesadzał, ale jednak), w środku totalnego zapieprzu, pokazują że jeszcze nie jestem skończony i jak tylko uda się trochę potrenować to może jeszcze namieszam! However, półtorej roku temu byłem w stanie biegać jakieś 2-2,5 minuty szybciej.



O trenowaniu

W lipcu mój trening opierał się na rozbieganiach i dużej liczbie rozmaitych ćwiczeń (od rąk, aż po kostki). Ćwiczenia są dla mnie ważne, aby lepiej się czuć, poprawić sylwetkę, która przez ostatni rok uległa znacznej degeneracji (chyba nie takiego słowa powinienem użyć, ale żaden ze mnie humanista) oraz wzmocnić organizm, by był mniej podatny na kontuzje. Puchar Wawelu trochę treningi przystopował, ale teraz chcę wrócić do lasu. Następny cel – Limanova Cup!

O Mistrzostwach Polski

, które są niewątpliwie najważniejszym celem, ale tym razem bez napalania. Na razie dla mnie głównym celem jest każdy najbliższy trening, każde najbliższe zawody. Tym się cieszę, na tym się skupiam. Choć z tyłu głowy wiem, o tym, że są tacy, którzy są gotowi założyć się o mnie o kratę browarów. Fajnie, wiedzieć, że jeszcze ktoś w Ciebie wierzy xd



O studiach

Letnia sesja zakończyła się wynikiem 5:0, a średnia na prawie na UJ 4,49 jest całkiem zadowalająca. Teraz chcę się skupić na przedmiotach dogmatycznych i na 4-5 roku zająć się jakimiś praktykami w zawodzie. Dodatkowo dla czystego fanu (nauki języków i poznania mikro i makro ekonomii, co może mi się w pracy prawnika przydać), od tego roku jestem studentem ekonomii, chcę sprawdzić czy rzeczywiście z UEK-u nie da się wylecieć? Jedną z inspiracji do tej decyzji była kariera świeżo wybranego prezydenta.



O Pucharze Wawelu 2016

Na początkowe pytanie Marka „Czy zorganizuję z nim Wawel Cup za rok?” byłem trochę sceptyczny. I kilka nocy potrzebowałem, by się z tym przespać i z powodów:
- złapania cennego doświadczenia
- chęci pomocy klubowi
- i trochę z własnej próżności
się zgodziłem. Jest to jedna z tych rzeczy, które każdy mężczyzna w życiu powinien zrobić. Demota na głównej jeszcze nie mam, na syna zdecydowanie za wcześnie (z resztą tu jest taki ambaras, by oboje chciało na raz), dom w swoim wieku wybuduję, a drzewo z dziadkiem kiedyś posadziłem. Zaczynamy pracę już teraz. Chcemy by ta impreza dalej szła do przodu. Gruszek na wierzbie nie obiecuję, ale myślę, że będą to ciekawe zawody, w wymagającym terenie, zrobimy wszystko by Puchar Wawelu był coraz lepszy, dlatego zapraszam wszystkich za rok!


A i po tych długich rozważaniach o tym i owym piosenka na dzisiaj!


środa, 1 lipca 2015

a w Krakowie na Brackiej pada deszcz


a w Krakowie na Brackiej pada deszcz,
gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia (...)
nie od deszczu mokre lecz od łez...

A więc, iż gdyż, finally ( i inne takie tam), nadszedł długo przeze mnie oczekiwany weekend majowy, weekend oczekiwany, ale oczekiwania z wiadomych względów nie mogły być spore. Nastawienie przed biegiem było bojowe - wiadomo. Po tygodniu biegania mój organizm dalej był rozlazły, na rozgrzewce nie czułem się dobrze, zadyszka pojawiała się przy klepaniu po pięć zero...
Dodatkowo na Brackiej zaczął padać deszcz.

na mapce zaznaczony Wydział Prawa i Administracji, oczywiście na Brackiej

Przechodząc do analizy biegu (choć w moim mniemaniu tym razem analiza jest raczej zbędna), bieg nie rozpoczął się dla mnie dobrze, na początku nie pewnie do pierwszego, później zawahanie przed pasażem, który wcześniej obczajałem (niestety z drugiej strony) ze 3 razy + ten motyw pojawiał się w 70% moich trasek. Na trójkę znowu planowany przeze mnie motyw. Na czwórkę znów, zakreskowana ulica + przebieg koło "Pijalni wódki i piwa". Punkty koło Barbakanu, Teatru Słowackiego, wszystko było wcześniej zaplanowane : ) Już odbiegając od szóstki widziałem Radzia, co nie wróżyło mi walki o medal. Chciałem uciekać jednak jak najdłużej i w ten sposób biegłem szybciej niż powinienem. Błędy na PK 9 i błędy PK 16 były spowodowane skrajnym zmęczeniem i brakiem kontroli mapy. Tak się na orientację nie biega (mimo wszystko uważam, że był to bieg na orientację), ale gdy człowiek jest aż tak słaby, ryzyko było wskazane. A na Brackiej padał deszcz.


I tak, od razu po biegu, nawet nie było mi bardzo żal, widziałem, że "z pustego to nawet Salomon nie naleje", bądź też "z gówna bata nie ukręcisz". Tego dnia cieszyłem się, że udało się wystartować, sam start był dla mnie bardzo cenny, wiedziałem, że wziąłem udział w czymś wyjątkowym. A w Krakowie na Brackiej padał deszcz.

1. K.Rzeńca      15.02
2. M.Podsiadły +0.19
3. R.Piotrowski +0.23
...
7. M.Garbacik   +1.36

Niestety tym razem to nie jest bukiet zwykłych róż, w normalnych okolicznościach czas poniżej 15 minut byłby bardzo realny. Rywale byli w zasięgu, to już nie było tak jak w latach 2012/2013. Wystarczyło trochę więcej potrenować. Tydzień biegania to za mało, w oparciu o zasadę "trzech randek" sformułowałem zasadę "trzech tygodni": Gdy taki stary dziad, który ładnych parę lat potrenował, ma kolejne przerwy, wystarczą 3 tygodnie by doprowadzić się do jako takiej dyspozycji (do walki o medale w M20), tydzień to za mało. I na Brackiej wciąż padało i było mokro nie tylko od deszczu, ale też symbolicznie od łez.


Następnego dnia nie wystartowałem w ogóle, mniejsza z tym. Tego biegu żal jest chyba jeszcze bardziej, bo taki teren mogę nazwać "esencją mojego ulubionego terenu", To w takich terenach się wychowałem i zawsze rozumiałem je bardzo dobrze, liczenie odnóg jarów i napieranie pod górę to moja specjalność. Druga taka okazja odpłynęła bezpowrotnie. Na brackiej leje jak z cebra.

Ale z drugiej strony w tym roku osiągnąłem jeden sukces, nie dostałem się na JWOC-a. W tym roku taki wyczyn naprawdę trzeba rozpatrywać w kategoriach sukcesu, nie było łatwo, ale udało mi się!
Na brackiej sobie pada.

Jednak może w tym wszystkim jest jakiś sens? Została mi już ostatnia szansa - wrzesień, jednak już na nic się tak nie napalam, bo i po co znowu? Cytując klasyka, trenera zaprzyjaźnionego klubu:
"Na wszystko przyjdzie czas. Spiesz się powoli" , może coach ma rację? Powoli przestaje padać, po burzy słońce wychodzi zza chmur...

Koniec smutów, Hej, ho, Popatrz Pozytywnie!

Pozdro dla ekipy z obozu w Bajce 2010


Emotikon smile,