środa, 1 lipca 2015

a w Krakowie na Brackiej pada deszcz


a w Krakowie na Brackiej pada deszcz,
gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia (...)
nie od deszczu mokre lecz od łez...

A więc, iż gdyż, finally ( i inne takie tam), nadszedł długo przeze mnie oczekiwany weekend majowy, weekend oczekiwany, ale oczekiwania z wiadomych względów nie mogły być spore. Nastawienie przed biegiem było bojowe - wiadomo. Po tygodniu biegania mój organizm dalej był rozlazły, na rozgrzewce nie czułem się dobrze, zadyszka pojawiała się przy klepaniu po pięć zero...
Dodatkowo na Brackiej zaczął padać deszcz.

na mapce zaznaczony Wydział Prawa i Administracji, oczywiście na Brackiej

Przechodząc do analizy biegu (choć w moim mniemaniu tym razem analiza jest raczej zbędna), bieg nie rozpoczął się dla mnie dobrze, na początku nie pewnie do pierwszego, później zawahanie przed pasażem, który wcześniej obczajałem (niestety z drugiej strony) ze 3 razy + ten motyw pojawiał się w 70% moich trasek. Na trójkę znowu planowany przeze mnie motyw. Na czwórkę znów, zakreskowana ulica + przebieg koło "Pijalni wódki i piwa". Punkty koło Barbakanu, Teatru Słowackiego, wszystko było wcześniej zaplanowane : ) Już odbiegając od szóstki widziałem Radzia, co nie wróżyło mi walki o medal. Chciałem uciekać jednak jak najdłużej i w ten sposób biegłem szybciej niż powinienem. Błędy na PK 9 i błędy PK 16 były spowodowane skrajnym zmęczeniem i brakiem kontroli mapy. Tak się na orientację nie biega (mimo wszystko uważam, że był to bieg na orientację), ale gdy człowiek jest aż tak słaby, ryzyko było wskazane. A na Brackiej padał deszcz.


I tak, od razu po biegu, nawet nie było mi bardzo żal, widziałem, że "z pustego to nawet Salomon nie naleje", bądź też "z gówna bata nie ukręcisz". Tego dnia cieszyłem się, że udało się wystartować, sam start był dla mnie bardzo cenny, wiedziałem, że wziąłem udział w czymś wyjątkowym. A w Krakowie na Brackiej padał deszcz.

1. K.Rzeńca      15.02
2. M.Podsiadły +0.19
3. R.Piotrowski +0.23
...
7. M.Garbacik   +1.36

Niestety tym razem to nie jest bukiet zwykłych róż, w normalnych okolicznościach czas poniżej 15 minut byłby bardzo realny. Rywale byli w zasięgu, to już nie było tak jak w latach 2012/2013. Wystarczyło trochę więcej potrenować. Tydzień biegania to za mało, w oparciu o zasadę "trzech randek" sformułowałem zasadę "trzech tygodni": Gdy taki stary dziad, który ładnych parę lat potrenował, ma kolejne przerwy, wystarczą 3 tygodnie by doprowadzić się do jako takiej dyspozycji (do walki o medale w M20), tydzień to za mało. I na Brackiej wciąż padało i było mokro nie tylko od deszczu, ale też symbolicznie od łez.


Następnego dnia nie wystartowałem w ogóle, mniejsza z tym. Tego biegu żal jest chyba jeszcze bardziej, bo taki teren mogę nazwać "esencją mojego ulubionego terenu", To w takich terenach się wychowałem i zawsze rozumiałem je bardzo dobrze, liczenie odnóg jarów i napieranie pod górę to moja specjalność. Druga taka okazja odpłynęła bezpowrotnie. Na brackiej leje jak z cebra.

Ale z drugiej strony w tym roku osiągnąłem jeden sukces, nie dostałem się na JWOC-a. W tym roku taki wyczyn naprawdę trzeba rozpatrywać w kategoriach sukcesu, nie było łatwo, ale udało mi się!
Na brackiej sobie pada.

Jednak może w tym wszystkim jest jakiś sens? Została mi już ostatnia szansa - wrzesień, jednak już na nic się tak nie napalam, bo i po co znowu? Cytując klasyka, trenera zaprzyjaźnionego klubu:
"Na wszystko przyjdzie czas. Spiesz się powoli" , może coach ma rację? Powoli przestaje padać, po burzy słońce wychodzi zza chmur...

Koniec smutów, Hej, ho, Popatrz Pozytywnie!

Pozdro dla ekipy z obozu w Bajce 2010


Emotikon smile, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz