czwartek, 18 czerwca 2015

Czemu Cię nie ma o czwartej nad ranem?

Dla wszystkich spragnionych kolejnych przygód Cycerona (zwanego również w przyjacielskich kręgach Cycolindą) mam dobrą wiadomość. Bohater tego opowiadania, w przerwie pomiędzy egzaminami z logiki i z Rzymu postanowił przedstawić Wam kolejny rozdział swoich przygód. Cofnijmy się zatem do początków maja, który nastąpił po w sumie bardzo udanym kwietniu (ciężko nazwać udanym miesiąc, w którym łapiesz dwie kontuzję, ale jednak). Niestety we wspomnianym Maju rozpoczął się Wielki Kryzys Ekonomiczny, który trwa do dziś. Weekend majowy miał stać pod znakiem treningów na Bronaczowej, no ale właśnie. Z czysto dziennikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze o zawodach w Jastrzębiu, na temat których specjalnie nie ma sensu się rozwodzić. Kostka, po skręceniu (drugim) nie była jeszcze gotowa do biegania i sprint biegłem na niespuszczonym ręcznym, middla odpuściłem.

1. M.Skorupa   17.22
2. J.Borgiel       +0.36
3. J.Baran         +1.30
4. M.Garbacik    +1.42

Przejdźmy zatem, do wydarzeń mających miejsce w weekend kolejny. Miałem okazję po raz pierwszy startować w dużych zawodach!


Dzień przed naszym biegiem oglądaliśmy zmagania juniorów i kobiet oraz poznaliśmy smak kaszy (hehe). Analizując mój bieg, muszę stwierdzić, że moja głowa nie była do niego gotowa. Samo przygotowanie przed biegiem, brak odpowiedniej rozgrzewki, problemy z komunikacją i wreszcie nasto-sekundowe spóźnienie na start sprawiły, że nie ruszyłem tak jak należy. Od razu chciałem skleić gościa, który biegł przede mną. Sztuka ta się udała, ale okazało się, że konkurent biegł inną zmianę. Dupa! Nie wiem gdzie jestem i tak 6 minut szukałem punktu, a chyba bardziej kogoś z mojej zmiany. Była dokładnie 4 rano, mogłem wtedy zaśpiewać piosenkę z tytułu.





Dalsza część biegu była spoko, naprawdę spoko (choć w tempie zaiste spacerowym). Nawigowaliśmy wspólnie, grupa zwiększała się i zmniejszała, na kilka przebiegów prowadziłem. Gdy zostaliśmy we dwóch zrobiliśmy jakąś minutkę błędu na końcówce. Wyłączając pierwszy punkt, mogę być umiarkowanie zadowolony z biegu, ale cóż. Najbardziej żałuję, że jednak nie udało się pobiec tej trzeciej zmiany, po to była być może jedyna, niepowtarzalna okazja by się pociągnąć za Kratovem. I tak bym chyba nie dał rady? Może za rok!!!

1. IFK Goteborg 1
2. Halden SK 1
3. Kalevan Rasti 1
...
124. OK Kolmarden 1

1. R.Ohlsson          38.40
2. T.Noborn             +0.09
3. J.Fiskum             +0.10
...
6. K.Wołowczyk       +1.07
...
162. M.Garbacik    +17.44

Oczywiście wynik nie dał mi żadnej satysfakcji, a debiut można nazwać blamażem, z resztą całej trójki:



Można powiedzieć, że następnym razem będzie lepiej, a na pocieszenie zostały piękne, szwedzkie widoki:




Bieg ten miał jednak również zupełnie inny aspekt, wlał we mnie sporo nadziei. Biegłem prawie godzinę, a ani przez chwilę nie bolało mnie moje ścięgno. Padła decyzja, zaczynamy trenować (który to już raz w tym sezonie)! Pełen motywacji i dobrej energii zacząłem znowu biegać. Do Mistrzostw zostały 3 tygodnie (a co można zrobić w 3 tygodnie już pokazałem!). I tak w poniedziałek 50 minut, było spoko, we wtorek... Ach... Pozostaje się już tylko na to wszystko się uśmiechnąć:



*autor fotografii Jan Baran

Trochę przydługawy był ten tekst, a jeszcze nie wolno zapomnieć o dedykacji. Analizując ostatnie wydarzenia sportowe, dedykacja oczywiście dla Legii Warszawa!



niedziela, 7 czerwca 2015

Mistrzowie w Krakowie

Wdzięczna nazwa imprezy, z pewnością wpada w ucho, ale zastanówmy się kto w Krakowie tym mistrzem został? Na imprezę przyjechało wielu mistrzów (nawet z zagranicy), wyjechało ich jeszcze więcej. Ale po kolei! Ciężko będzie w sposób enumeratywny wyliczyć wszystkich krakowskich mistrzów, na pewno jeszcze ciężej będzie wskazać tego, który na ten tytuł zasłużył najbardziej. Spróbuję jednak przedstawić alfabetycznie swoich dziesięciu kandydatów (tych cichych i tych głośniejszych). A kto według was został Mistrzem w Krakowie?

Cygler Sławomir - człowiek, który stworzył produkt, którego naprawdę wstydzić się nie trzeba. W sobotę wspaniałe widowisko, a w niedzielę ściganie na najwyższym poziomie. Ile czasu musiało zająć dopięcie tego wszystkiego na ostatni guzik to on jeden wie. Było zacnie! Mi się podobało.


Kostrzewska Justyna - jeden z autorów dubletu na minionych zawodach. Zawodniczka Śląska została w moim plebiscycie mistrzynią nie tylko dlatego, że wygrała dwa razy, ale również dlatego, że był to chyba najbardziej niespodziewany dublet ze wszystkich krakowskich dubletów. Widać ciężką pracę speców od orientacji sportowej ze Śląska Wrocław i miejmy nadzieję, że Mistrzyni z Krakowa przyniesie nam jeszcze sporo radości na międzynarodowej arenie. Swoją drogą czyż zwyciężczyni middla w towarzystwie duetu trenerów nie prezentuje się doskonale?

*a Basia sobie myśli: "we wrześniu ja tam będę stała"

Kowalski Wojciech - czyli jeden z najlepszych (jeśli nie najlepszy) senior w Polsce ostatnich lat. W liczbie medali na MP ściga Roberta Banacha, a w niedzielę na Bronaczowej dokonał wspaniałej rzeczy. Ciężko jest zdobyć tytuł, ale jeszcze ciężej go obronić. Wojtek wygrał w pod warszawskim Młodzieszynie, potwierdził swoją klasę zwyciężając w pod krakowskim Głogoczowie. Do tego dorzucił srebro na sprincie. Klasa sama w sobie!




Kuca Kacper i Lubkiewicz Tomasz - Kacper ma wszystko to co powinien mieć zawodnik, który chce zostać Mistrzem. "Żeby tylko słuchał trenera" - mawiano. I jak w tym roku zaczął go słuchać, to przyszły wyniki i to jakie! Kacper w Krakowie wręcz zniszczył rywali. Swoją drogą (taka dygresja) taka przewaga może trochę martwić, bo chyba kiedyś poziom w juniorach był ogólnie wyższy i bardziej wyrównany. (Ale może to tylko takie rozważania starego dziada). Jakkolwiek, Kacper ma sporą szansę zaistnieć nie tylko w Krakowie, oby tylko dalej słuchał trenerów i miał w sobie tyle profesjonalizmu co ma teraz. A dla pana numer dwa to już czwarty złoty medal w tym sezonie i myślę, że nie ostatni!



Mozdyniewicz Lucjan - trener klubu z Wielogłów. Wszyscy pamiętamy dawną siłę "Strzały" i finish zwycięzkiej sztafety na OOM w (zachodniopomorskim?). Od pewnego czasu nie widujemy na zawodach zawodników z tego klubu, jednak moim zdaniem to trener Lucek może być nazwany jednym z bohaterów krakowskiego championatu. To on wychował obecnie najlepszą w kraju seniorkę i moim zdaniem najbardziej perspektywicznego juniora. Płodna ta ziemia nowosądecka!


"nieznany biegacz" - każda osoba, która osiągnęła sukces na miarę swoich oczekiwań. Wszyscy, którzy po tych Mistrzostwach uwierzyli w siebie, każdy którego biegowa kariera dopiero rozkwitnie. Czy to zdobywca szóstego, czy trzeciego, czy może dwunastego, może mentalnie na tych zawodach został Mistrzem.




Parfianowicz Piotr - sylwetka, której specjalnie czytelnikom tegoż blogaska specjalnie przedstawiać nie trzeba. Na tych mistrzostwach dokonał jednak czegoś w moim mniemaniu nieprawdopodobnego. Bukmacherzy od początku stawiali go za głównego kandydata do sobotniej wygranej, jednak nie sama wygrana, ale przewaga jaką uzyskał nad rywalami (w swoim pierwszym sezonie w M21) stawiają go w gronie głównych faworytów mojego małego plebiscytu. 37 sekund w kategorii seniorów to po prostu przepaść i miejmy nadzieję, że ta przepaść daje nam nadzieję (ach te powtórzenia) na przełamanie impasu w wynikach polskiej reprezentacji na WOC.


Podsiadły Mateusz - kolejny cichy bohater tych Mistrzostw. Domyślam się, że zdobycie pierwszego medalu Mistrzostw Polski w szóstym roku startów w kategorii juniorów musi smakować lepiej niż chłodny Ciechan Miodowy (audycja zawiera lokowanie produktu). Zdobycie medalu, po latach bycia w czubie, zawsze gdzieś blisko, ale zawsze tuż za podium, pokazuje, że warto być wytrwałym, warto dążyć do celu, bo marzenia się spełnia... 


Pryjma Fryderyk - kolejny po Kacprze zdobywca hattricka. Po raz kolejny pokazał klasę, a w tym roku biega równo jak w zegarku. W obu biegach pokonał nie byle kogo, bo Marcina Biedermana, obaj ścigać się będą razem w Rumunii, oby z taką samą regularnością.

*pozycja na mecie odgapiona od znanego w orientalistycznym świecie bloggera Cycerona

Rzeńca Krzysztof - wygrać raz jest to sztuka, drugi jeszcze większa, a zdobyć czwarte złoto na sprincie pod rząd to już klasa sama w sobie. Dodatkowo dorzucił drugie na middlu, czym powetował sobie brak wiktorii na longu. Żeby tylko miał jeszcze więcej siły w nogach i chłodnej głowy na JWOC-u, a będziemy się wszyscy cieszyć.


Z pewnością, z Krakowa wyjechało jeszcze wiele więcej Mistrzów. A kto według z nas został Królem wśród Mistrzów? Królem w mieście królów Polski? Oceńcie sami!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

A jakie są moje przemyślenia?

Mistrzostwa, mistrzostwa i po mistrzostwach. Zmagania w Krakowie się zakończyły, a... w różnych wpisach i tekstach znaleźć możemy sporą dawkę krytyki dotyczącej minionych zmagań. Orientacyjni eksperci (i nie tylko) wypowiadają się na temat sobotniej rywalizacji, zastanawiając się również dokąd zmierza nasza dyscyplina sportu. Postronny sympatyk BnO może odnieść wrażenie, że mieliśmy do czynienia z kiepską imprezą mistrzowską. Jako zawodnik, rozgoryczony swoją bardzo słabą postawą, również powinienem dołączyć do krytyki. W końcu, gdyby na zawodach było "stromo, ślisko, błotniście, krzaczyście... czyli tak, jak powinien wyglądać podczas zawodów na orientację rangi mistrzostw Polski", może miałbym szansę na lepszy wynik? Zamiast krytyki, która jest przecież taka bardzo nasza, polska, postaram się w sposób oczywiście subiektywny, acz mam nadzieję merytoryczny zgłębić poruszony wyżyj temat.

Na początek pragnę zastanowić się dokąd, ta nasza orientacja zmierza. Może rzeczywiście, przechodzimy kryzys, w zawodach nie startuje zbyt wielu zawodników, wyniki reprezentacji polski od lat są dużo poniżej oczekiwań, sponsorów wciąż jak na lekarstwo, a rok po roku tną nam kolejne dofinansowania. Może to prawda. Ale, czy to oznacza, że nie należy nic z tym robić? Od lat widzimy spore zaangażowanie wielu pasjonatów tej dyscypliny sporty w jej rozpropagowanie. Jak słusznie zauważył autor cytowanego przeze mnie tekstu, próbujemy cały czas wyjść do ludzi, pokazać się na zewnątrz, ściągnąć do siebie nowych zawodników i sponsorów. Może wielu z Was słusznie zwróci uwagę, że próby te nie przynoszą oczekiwanych skutków. Zgoda. Ale czy to oznacza, że należy zaprzestać promowania naszego sportu? Że należy przestać działać? Zawsze rozwój i starania przynoszą oczekiwane skutki, prędzej czy później. Jeśli chodzi o wspomniany wyżej rozwój to łatwo zauważyć ogromny skok organizacyjno-sportowy, jaki wystąpił w przeciągu ostatnich 7 lat w naszej sekcji. To wszystko dzięki ciężkiej pracy wielu ludzi, dlatego uważam, że działania przyniosą oczekiwane skutki, a abstrahując od tego, malkontenci znajdą się zawsze...



Wróćmy zatem do sobotnich zmagać i do tego jak ma wyglądać bieg sprinterski. Z pewnością bieg na orientację się zmienia i dziś to nie tylko "stromo, ślisko, błotniście, krzaczyście... czyli tak, jak powinien wyglądać podczas zawodów na orientację rangi mistrzostw Polski". 20 lat temu zawodnicy nie ścigali się na starówkach, w miasteczkach; bieg sprinterski jest wytworem ostatnich czasów. Zastanówmy się zatem, czy bieg na orientację to tylko bieganie po wymagających leśnych trasach? Z pewnością dla wielu to właśnie będzie solą orienteeringu. Zgoda. Ale tak, jak każda dyscyplina sportu, BnO się zmienia, ewoluuje, dlatego oprócz ścigania po ciężkich terenach Bronaczowej, organizator postanowił zapewnić efektowne ściganie na krakowskiej starówce. Dlatego zawodnicy ścigają się na WOC-u w Wenecji, by trzy dni później walczyć o medale w ciężkim, górzystym terenie.

"Zresztą - wystarczy sobie zerknąć na wyniki i porównać te ze sprintu z tymi ze średniego. W elicie różnice - jeśli chodzi o skład czołówki - może nie były wielkie, ale w kilku innych kategoriach..." Moim zdaniem teza chybiona. Kto miał wygrać, ten wygrał. Wielu zawodników zanotowało w ten weekend dublet. W niektórych kategoriach podium się zmieniło, ale przecież taki jest urok tego ( i nie tylko tego sportu). Thierry Gueorgiou nie wygrywa co rok sprintu, a Soren Bobach nie jest specjalistą od longa, tak jak Therese Johaug od dystansów krótszych czy Stina Nilsson od biegania na dystansach.

Może mój tekst zabrzmi, jak wymądrzanie się nic nie wiedzącego jeszcze o życiu gówniarza, ale postanowiłem pokazać, że nie zawsze trzeba być "anty". W Polsce bardzo modne jest narzekanie, bardzo modnie jest być anty-systemowym, że jest źle... A mi gdy w sobotę przyszedłem pod galerię krakowską naprawdę nie było wstyd, nie było wstyd przed dziadkami, nie było wstyd przed zawodnikami z innych klubów, nie było wstyd przed Catherine Taylor. Uważam, że należą się ogromne podziękowania i gratulacje Sławkowi, i całej ekipie za to co zrobili, to były Mistrzostwa Polski. Oczywiście konstruktywna krytyka zawsze jest potrzebna, może dzięki temu następne mistrzostwa (które mam nadzieję za 5-10 lat Sławek znowu zorganizuje) będą jeszcze lepsze i dzięki temu otrzymają jeszcze więcej krytyki!