niedziela, 30 grudnia 2018

TOP10 "wydarzeń sportowych"

Rok zbliża się ku końcowi, czas na kolejny z wpisów podsumowujących. Jednocześnie myślę, że mogę już w tajemniczy sposób poinformować fanów blogaska, że będzie to jeden z ostatnich postów na blogu (w tej formie). Szczegóły mam nadzieję przed końcem stycznia!

Oprócz tego, że pan Cyceron został panem prezesem z lekkim brzuszkiem, wrzucającym mniej lub bardziej śmieszne analizy bukmacherskie, wciąż jeszcze biega i startuje w zawodach. Może trochę z innym nastawieniem, ale czy to nastawienie przynosi mu mniej radości? Wątpię! Zatem do dzieła, czas na najważniejsze 10 wydarzeń sportowych roku 2018 (w kolejności od najmniej do najbardziej ważnego). To był absolutnie wyjątkowy rok, przeżyjmy go jeszcze raz!

10. Walka o życie na Limanowa Cup

Walka o jak najlepszy wynik jest interesująca, ale czym jest w porównaniu z walką o życie? Historia ta znalazła się w tym zestawieniu, ponieważ gdy ktoś powie „Niech pierwszy rzuci kamień ten kto nigdy nie pił na zawodach brudnej wody ze strumienia” nie będę mógł rzucić. To był szalony bieg!


9. Łotewski dzik!

Cytując blogaska: „Na zawodach było sporo wolnego czasu, dlatego Michaś biegając i ćwicząc wracał do formy z dawnych lat**. Dwa razy udało się wystartować w Latvia O-week. Szczególnie drugi bieg jeśli chodzi o średnią na kilometr był już konkretny - napieranie (w moim tempie od startu do mety) - i drugie miejsce w OPEN, w M20 na tej samej trasie byłyby już tylko 2 sekundy straty, w M21A i M35 zwycięstwo).” Drugi z tych biegów dał mi solidną dawkę satysfakcji!



**jak wiadomo jeszcze nie wrócił :D

8. Bieg Wschodzącego Słońca

Na początek wyjątkowo bliski sercu kawałek:


Przechodząc już do samego biegu, znów cytując blogaska: „Bieg Wschodzącego Słońca, podczas którego Michaś przypomniał sobie, że jednak jest prawdziwym góralem. Spokojny początek i ciągle rozpędzanie się sprawiły, że czułem ogromną przyjemność z biegania. Siły rozłożyłem chyba aż za dobrze, gdyż ostatnie 1,5 kilometra to już nie był bieg/mocny marsz tylko wręcz skakanie po skałach. 7. miejsce w OPEN i duża satysfakcja z powrotu na mój ulubiony szczyt. Myślę jednak, że przyjemniejsze od samego biegu było kontemplowanie chwil tam na górze. Beautiful day!” Pragnę dodać jeszcze, że takiej przyjemności z biegania podczas biegów górskich jak podczas biegu na Babią Górę nie miałem chyba nigdy. Gdy byłem w formie zawsze inaczej rozkładało się siły ;)


7. Zakład i flow

Wyjazd na Grand Prix Pomorza był kolejnym przykładem specyficznego podejścia Michasia do biegania w tym sezonie. Pierwszego dnia biegał middle’a w elicie, drugiego klepał w komputer i przygotowywał wieczorne spotkanie, by w niedzielę ruszyć do boju na skróconym klasyku. W pamięci pozostanie (we frajerski sposób) przegrany zakład Michała Krzysztyńskiego** oraz niesamowite poczucie flow jakie towarzyszyło mi na niedzielnym biegu. Czas może nie był kosmiczny, ale radość z mijania górek i kolejnych zawodników nieprawdopodobna!

**Michaś K gonił Michasia G na dwie minuty, dogonił go, przegonił, miał ponad 2 minuty przewagi, a i tak musiał po zawodach…


6. Nocny koszmar?

Pytaniem retorycznym postawionym w tytule podpunktu, przejdę do blogaskowej analizy sztafet pokoleń na KMP.

Plusy:
- Podium (drugie z rzędu na Klubowych Mistrzostwach Polski podczas sztafet pokoleń).
- Pierwszy raz w życiu uczucie flow na biegu nocnym, świetny bieg do połowy trasy.
- Dobra dyspozycja biegowa (mimo, że to był trzeci bieg w przeciągu doby).
- Mnóstwo super wspomnień (ze wspaniałymi kibicami, głośnym dopingiem, finiszem do mety i super imprezą w centrum zawodów włącznie).

Minusy:
- Podium (drugie z rzędu na Klubowych Mistrzostwach Polski podczas sztafet pokoleń).
- Zgaszone światło i zaprzepaszczona szansa na dobry bieg.
- Wybiegnięcie poza mapę.
- Zagotowana głowa w drugiej części trasy.

A czy ten bieg był Nocnym koszmarem czy jednak dobrą zabawą i solidną dawką wspomnień, drodzy czytelnicy odpowiedzcie sobie sami :)



5. 5 km Road Race Wind

Za endomondo kolejne kilometry to 3:22, 3:38, 3:39, 3:28, 3:24 – oczywiście do każdego trzeba minimalnie dołożyć, gdyż zegarek pokazał więcej niż 5 km. 17:46 – sprawdzian zaliczony na 4-***, niepodległość uczczona, wspomnienie klimatu finiszu na starym greckim stadionie pozostanie na zawsze : )


***Nie da się ukryć, że przygotowanie do tego sprawdzianu w tej fazie sezonu było już na takie 3--

4. Chociaż, wie że chciałem z nim przeżyć swój pierwszy raz…

Bieg już szerzej opisywany na tym blogasku, wspomnijmy tylko dobrze wykonaną robotę i słynne już za 4 lata, już za 4 lata…

„Niestety jak to się mówi: "nie tym razem", "może za rok", "już za cztery lata", "sralis mazgalis" itp. Ogromne gratulacje dla Panów z Paulinum. Widać, że tworzą świetny zespół i zasłużyli na swój pierwszy raz. Wsparcie w zespole i wzajemne zaangażowanie jest bardzo ważne. Chciałbym podziękować za nie również moim kolegom i pozostaje powiedzieć "Może za rok". To co wyczekane smakuje najlepiej, zatem czekajmy dalej :D”


3. Mężczyźni lubią brąz!

Bieg, który w pamięci pana Cycerona, musi pozostać na długo. Poziom przygotowania oddawał 5:08 na 1500 m. I mimo, że naprawdę nie boję się wyzwań i trudnych zadań, tym razem dla Wawelu szukałem na pierwszą zmianę kogoś innego. Znaleźć się nie udało...

Bieg był heroiczną walką w bardzo lubianym przeze mnie terenie. Jeszcze w połowie trasy pan Cyceron był na prowadzeniu, później ekipa z krótszego rozbicia w ostatnim jarze znacząco uciekła. Zjadł mnie również Mr Pasza i niemal równie słaby jak ja Mr Gucio. Mimo tego poczucie dobrze wykonanej roboty i satysfakcji po biegu było ogromne. Jak to Lupek powiedział teraz „Garbacik będzie przez pół roku o tym biegu opowiadał”.


2. 21,097 km szczęścia

Pora na kolejny cytat, cytat dobrze oddający to co działo się 14 października w Krakowie:
„Po przebiegnięciu takiego dystansu, myślę że już nigdy nie napisałbym, jak niegdyś we wpisie "Nie czuje jakiejś takiej mega satysfakcji, ten półmaraton po prostu się odbył". Cudownie jest wrócić do biegania, do rywalizacji, cudownie jest znów móc przebiec półmaraton! Ten półmaraton to ogromna dawka satysfakcji, wysiłku, wspaniały zespół, życzliwi ludzie, przełamywanie własnych słabości, walka ze wszystkich sił... Te 21,097 kilometrów to było prawdziwe 21,097 kilometrów szczęścia.” 


1. Powrót do biegania

I na koniec, moi drodzy, zwrócę uwagę, że najbardziej doceniamy coś czego nie mamy. Dlatego zwycięzcą plebiscytu na najważniejsze wydarzenie sportowe 2018 roku zostaje powrót do biegania i 5:08 na 1500m na lekkoatletycznych zawodach w ramach AMM. Wcześniej jeszcze była Warszawska Mila i Grand Prix Mazowsza, ale z uwagi na czasową padakę jakoś ten bieg najbardziej mi tutaj pasuje. Dzięki temu teraz mogę hasać po górach, dbać o zdrowie i cieszyć się bieganiem. Szczególne podziękowania i dedykacja tutaj dla duetu Jan Paradowski i Michał Kaczmarek. Dziękuję Wam za te pierwsze 9 punktów, za ten wyjątkowy rok!




Co przyniesie nam rok 2019? Bardzo ciekawe pytanie, oby do pokonania była niejedna ciekawa góra! Wszystkiego dobrego w nowym roku, drodzy czytelnicy!

sobota, 15 grudnia 2018

Nasz wymarzony tysiąc!

Koniec roku to na wielu sportowych portalach czas podsumowań. Nie inaczej bywało już na garbacikblogspot, podobne relacje i zestawienia autor blogaska przygotuje dla Was również w tym roku. Jeszcze zanim do niektórych z Was dojdą magazyny biegnaorientacje.pl, opublikowany zostanie artykuł w jednym z innych "znanych mediów" polskiej orientacji. Mowa oczywiście o garbacikblogspot hehe, którego wygląd i zmianę zapowiadam już w roku przyszłym. (Dokładnie kiedy zmiana nastąpi i jak GarbacikBlog będzie wyglądał jeszcze się okaże.)

Zapraszam Was zatem pierwsze wspomnienie na koniec tego roku, na mały throw back to Wawel Cup 37. Zapraszam na krótką relację o tym jak spełniło się moje (nasze) małe marzenie :)

Nasz wymarzony tysiąc!

Wstęp

W poniższym tekście postaram się przedstawić ostatnią (krótką) historię najstarszych polskich zawodów, historię którą współtworzyłem i którą mam nadzieję będę jeszcze współtworzył - stąd opinie tu zawarte są w stu procentach subiektywne. W 2015 roku po pracy i pomocy przy wydarzeniu organizowanym przez naszą sekcję, w momencie “przejęcia sterów” nad wydarzeniem pojawiło się jasno sprecyzowane marzenie i cel - “Zróbmy 1000 w trzy lata”. Swoimi przemyśleniami na temat realizacji tego marzenia chciałbym się z Wami w tym artykule podzielić. Aby nie żyć tylko przeszłością, pragnę również przedstawić, jakie wyzwania i cele czekają nas w przyszłości. Zachęcam wszystkich do przygotowania dobrego popcornu i mam nadzieję udanej lektury!

Dawno temu w Bobolicach

Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami, za dwoma zamkami odbył się… pierwszy pięciodniowy Wawel Cup. Wspomnienie tego wydarzenia nie jest bezcelowe. Po pierwsze, jak już wcześniej wspomniałem, był to pierwszy pięciodniowy Wawel Cup. Zmiana formuły wiązała się ze zwiększeniem pracy oraz nakładów, ale jednocześnie dawała szansę na rozwój oraz rodziła nowe perspektywy. Wawel Cup w 2013 stał się jedyną w kraju imprezą pięciodniową - 5 dni biegania i różnorodne tereny, w przyszłości mogą posłużyć za magnes do przyciągnięcia osób, chcących w aktywny sposób spędzić swoje wakacje. Po drugie był to pierwszy Wawel Cup, podczas którego impreza spoczęła na barkach osoby z młodego pokolenia. Właśnie połączenie młodości z doświadczeniem uważam za istotny bodziec, pomagający w rozwoju naszego wydarzenia. Nowe rozwiązania i pomysły, w tym wykorzystanie internetu (powiew młodości), ze sprawdzonymi procedurami (cenne doświadczenie) tworzą niepowtarzalną mieszankę! I wreszcie po trzecie, to właśnie do Bobolic wróciliśmy w tym roku. Miejsce szczególne, warte zapamiętania. Przez te pięć lat i sześć Pucharów Wawelu bardzo wiele się zmieniło, tegoroczne zawody w pewien sposób spinają klamrą ten okres. Kończąc ten akapit, trochę nostalgicznie zacytuję wielkiego polskiego artystę: “Lubię wracać w strony, które znam, po wspomnienia zostawione tam(..)”.


Wawel Cup 35. - pierwsze koty za płoty

Kolejne trzy lata nie wiążą się ze wzrostem frekwencji, mimo to jednak z całą pewnością nie można powiedzieć, by w rozwoju imprezy były to “lata stracone”. Nowe tereny, pomysły, rozwiązania i procedury; wypracowanie pewnych schematów, które będą stosowane w latach kolejnych; unifikacja marki - to kolejne ważne czynniki odnotowane z tego okresu. Dla mnie Wawel Cup 35. był prawdziwym poligonem doświadczalnym - nauka podejmowania decyzji w podbramkowych momentach czy umiejętność planowania i realizowania zostanie wykorzystana w latach kolejnych. Sukces organizacyjny i mała porażka frekwencyjna - tak w skrócie został przeze mnie zapamiętany tamten rok. “Celem na ten rok było przekroczenie 600 zawodników, (...) wystartowało w zawodach około 500 zawodników. Cieszy bardzo duża liczba obcokrajowców, martwi spadek zainteresowania imprezą w kraju. Wnioski już wyciągnięte, działamy dalej”.


Niezapomniany Wawel Cup 36.

Rok 2017 był absolutnie przełomowym momentem w rozwoju naszego wydarzenia. To podczas tej imprezy nastąpił wyraźny skok frekwencyjny. Przyczyn wspomnianego sukcesu upatruję w absoultnie unikatowym terenie, jaki towarzyszył nam na tych zawodach (Kto był ten pamięta.) oraz wykorzystanie tych atutów poprzez stosowany na szeroką skalę marketing. Promocja rozpoczęła się już w roku poprzedzającym, działaliśmy przez nasze kanały informacyjne na facebook’u i instagramie, reklamowaliśmy się na World Of O, nasi zawodnicy rozwozili ulotki po wszystkich zakątkach Europy, rozsyłane były zaproszenia (również przez nasze zagraniczne kluby partnerskie). W skrócie - działo się! Po zawodach w 2017 roku, udało się też stworzyć coś na kształt “mody na Wawel Cup”. Od ubiegłego roku Wawel Cup został największą w Polsce wielodniówką, stąd pomysł na tegoroczny motyw przewodni zawarty w tytule poniższego akapitu.


Wawel Cup 37., czyli święto polskiej orientacji!

Organizując Wawel Cup 37. chcieliśmy stworzyć święto polskiej orientacji - ogromną dawkę biegania w bardzo wymagających terenach, połączoną z rodzinną, wesołą otoczką. Tak właśnie reklamowaliśmy tą imprezę i krok po kroku staraliśmy sprawić by 800 zamieniło się w 1000. Jesteśmy świadomi, że tegoroczne zawody nie były idealne, że niedociągnięć wystarczyłoby na niejedną “gorącą dyskusję” na grupie Orientacja Sportowa. Wydaje mi się jednak, że zawodnicy startujący w tym wydarzeniu, chcieli skupić się na tym co pozytywne. A tych pozytywów (nieskromnie zauważę) również na pewno nie brakowało. Po zawodach miałem nieodparte wrażenie, że ten “wymarzony tysiąc” był nasz wspólny - nie tylko Włodzimierza Dyzio, Michała Garbacika czy sekcji biegu na orientację WKS Wawel, ale całego naszego środowiska. Na polanie pod zamkiem w Bobolicach było widać setki (a nawet tysiące ;)) uśmiechniętych twarzy, ludzi dla których to wydarzenie było prawdziwym świętem, świętem polskiej orientacji!


Cele i wyzwania na przyszłość

Nie zatrzymując się na roku bieżącym i nie osiadając na laurach, pragnę sformułować (tu i teraz) nowe cele związane z organizacją naszego święta.

- 500 zawodników z zagranicy.

Konkretnie sformułowany cel, który ma pomóc w dalszym rozwoju wydarzenia. Chcemy pokazać nasz piękny kraj również jak największej liczbie obcokrajowców.

- Wzrost jakości tras i map w trakcie zawodów.

Cel być może mniej wymierny od poprzedniego (pewną wskazówką mogą być ankiety wypełniane po zawodach), jednak niewątpliwie jego realizacja jest kluczowym czynnikiem organizacji wydarzenia w biegu na orientację. Nasze wydarzenie ma być bardziej smart (nie tracąc przy tym luzu i ducha).

- Zachęcenie do udziału w wydarzeniu nowych adeptów BnO

W mojej prywatnej opinii, cel najtrudniejszy do zrealizowania. Znając jednak bariery wstępu, mamy nadzieję pokazać nasze wydarzenie zupełnie nowym osobom! Realizacja tego celu może być sprawdzona poprzez ilość osób startujących w prostych, otwartych kategoriach.

Publiczna deklaracja i precyzyjnie sformułowane założeń mają pomóc w realizacji nowych wyzwań. Mam nadzieję, że cele przedstawione w powyższym akapicie będą realizowane już w przyszłym roku, czego sobie i NAM WSZYSTKIM życzę!

200 lat niech żyje nam!

Przyszłoroczne wydarzenie organizowane jest dokładnie w terminie 100 rocznicy założenia Wojskowego Klubu Sportowego “Wawel”. 13 lipca 1919 rozegrany został pierwszy mecz piłki nożnej przez klub organizujący Wawel Cup. Obchody stulecia, to kolejny doskonały powód do świętowania! Już dziś chciałbym wszystkich czytelników zaprosić do głębokich i wymagających jarów Lasu Orlej, w malownicze i skaliste Dolinki Podkrakowskie, w skomplikowane korytarze Akademii Górniczo-Hutniczej oraz na Wielki Finał Wawel Cup 39. - na mapę Sikornik, teren gdzie do Mistrzostw Świata w Finlandii w 1992 roku przygotowywała się nasza Mistrzyni! Mam nadzieję do zobaczenia!


Kolejne podsumowania już wkrótce!

wtorek, 20 listopada 2018

Ranking ligowy - stan na koniec sezonu

Czas na oczekiwany, upragniony, jedyny... ranking ligowy! Więcej słów chyba nie potrzeba, do dzieła!

EKSTRAKLASA

1. Michał Olejnik – To był jego sezonu, biorąc pod uwagę całość polskiej stawki, w lesie Michał był zdecydowanie najbardziej regularny. Zwycięstwo na ultralongu i middlu, a przede wszystkim popis na KMP w Lutoryżu (II runda). Wyraźne zwycięstwo w bardzo wymagającym terenie. Do tego dochodzą cenne starty na najważniejszcych imprezach zagranicznych oraz dobra postawa w sprintach w kraju. Należy wymienić występ na pierwszej zmianie na Łotwie, 7th place sztafeta sprinterska World Cup oraz 26. miejsce sprint WOC. Jak widać można wygrać ranking ligowy odpuszczając trzy starty w MP oraz jedną rundę KMP. Gratulacje! +4

2. Wojciech Kowalski - „Jesień będzie moja – (tak WD podpisał zdjęcie przedstawione poniżej)…


...i była, chciałoby się rzec (jak zwykle). Oops!... He did it again! Znów wygrał klasyka, znów wygrał nocne, a biegiem sztafetowy i „miazgą” na trzeciej zmianie na stałe wpisał się w historię naszej krajowej rywalizacji. Congratulacje! 0

3. Bartosz Pawlak – Najlepszy w dwóch poprzednich zestawieniach, drugi na sprincie, drugi na nocnym, drugi na sprincie. Brak zwycięstw w kraju i spektakularnych sukcesów zagranicznych spowodowały spadek w ekstraklasie. Wciąż to jednak solidna firma i miejsce numer 3! -2

4. Piotr Parfianowicz – Mistrz sprintów w tym roku nie zawiódł! 100% skuteczność w kraju oraz  18. miejsce na WOCu zasługują na uznanie krajowych sympatyków BnO. Do wyższej pozycji w rankingu brakuje lepszych wyników w naszej Mekce, czyli w lesie. 0

5. Rafał Podziński – W porównaniu z rokiem poprzednim obiektywnie bardzo słaby sezon popularnego Krula. Miejsce w ekstraklasie uratował trzema lokatami na podium na KMP oraz pięknym zwycięstwem na Wawel Cup 37.! Do największych sukcesów Rafała z tego sezonu należy również zaliczyć zakończenie sztafet ;) W pamięci zapadł jeszcze nam (wspólny z Michałem) bieg handicapowy na POM-ie. Mimo wszystko, sportowo mogliśmy chyba liczyć na więcej :( -2


I LIGA

6. Krzysztof Wołowczyk – Zestawienie pierwszej ligi otwiera postać, która potrafi zadziwiać najbardziej wybrednych kibiców (i bukmacherów). Nam w pamięci pozostaną 3. miejsce na klasyku, show króla drugich zmian na sztafetach i momentami ekstraklasowe wyniki na jesiennych Pucharach Świata. Popularną truskaweczką był jeszcze medal AMŚ! Cris, trzymamy kciuki za wytrwałość i awans do ekstraklasy! +4


7. Kuba Drągowski – Rewelacyjna wiosna (2. miejsce MP long i KMP klasyk, 5. miejsce MP sprint, 31. miejsce Jukola 1st leg, 5. miejsce Mistrzostwa Czech middle) i solidna jesień zaowocowały awansem w rankingu. Oprócz solidności w tym roku u Kuby widać było „wartość dodaną”. Szczere gratulacje! +4

8. Mikołaj Dutkowski – Mikołaj w tym roku zaimponował nam wszystkim więcej niż solidną jesienią – 2. miejsce w klasyku i 3. miejsce w biegu nocnym (choć tu akurat strata była większa) pokazują, że przygotowanie wytrzymałościowe Mistrza Polski z Ultralongu (2017) jest na właściwym poziomie! +1

9. Radosław Piotrowski – Radkowi zabrakło w tym roku wisienki na torcie. Było kilka dobrych biegów (w tym handicap na Wawel Cup, klasyk na KMP czy Mistrzostwa Polski na tymże dystansie), na więcej niż „9” tym razem jednak nie starczyło. -1

10. Marcin Richert – Pora na zawodnika, który w ostatnich latach jest jak dobre wino! Lata mijają, a Marcin znów pojawia się na podium MP w seniorach, do tego 6. miejsce na dystansie klasycznym. Czego chcieć więcej? Do Noriakiego Kasai jeszcze trochę brakuje, chociaż kto wie ;) +2

11. Krzysztof Rzeńca – Popularny „Piotr Żeńca” swoje punkty rankingowe zdobył głównie podczas sprinterskiej wiosny (KMP i MP). On również był w samochodzie, który odjechał Rafałowi w Szczecinie! Cris, życzymy powrotu do zdrowia i radości z biegania! -4


12. Mateusz Dzioba – Mateusz w tym sezonie dobrze wypadł nie tylko podczas sprinterskiej wiosny, ale przede wszystkim podczas Mistrzostw Polski w Świdnicy. Ósme miejsce w klasyku i bieg po medal w sztafecie przejdą do historii jeleniogórskiego Paulinum. Dużo zdrowia! +8

13. Mateusz Wensław – Jak mawiał Leszek Miller „Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy.” Mateusz zakończył sezon świetnie – dobry bieg na sztafetach i 4. miejsce na middle’u. Stąd stabilne miejsce w pierwszej lidze. -7

14. Aleksander Bernaciak – Alek słabiej wypadł na sprintach, ale jak zwykle nie zawiódł w lesie! 4. miejsce w nocnym i złoto w sztafetach dają mu miejsce numer 14 w naszym rankingowym zestawieniu. 0

15. Yaroslav Pazhukh – Zawodnik reprezentujący Azymut Dębów startował w tym roku tylko na KMP, ale… był naprawdę regularny! 4/4 miejsca w TOP10 i 6. miejsce na nocnym sprincie. Zasłużona pozycja! NOWOŚĆ

16. Karol Galicz – Karol miał w tym sezonie kilka naprawdę dobrych startów i… kilka takich, o których nie będziemy (Ja i Cyceron) pisać. Skupmy się na tym co pozytywne: 5. miejsce KMP sprint nocny, 6. miejsce MP nocne i 8. miejsce MP middle. W tym roku Karol w „dyszce” na MP był aż 3 razy, do tego pierwsza w życiu „karteczka”. Tu mamy awans do pierwszej ligi! Gratulujemy! +1

17. Piotr Paszyński – W rywalizacji Paszyński vs Kalata o miejscu numer 17 w rankingu zadecydował dużo lepszy bieg Piotra na klasyku. To najbardziej prestiżowy dystans, przed którym „siedemnastka” wyśmiała pytanie autora bloga dotyczące kategorii, którą wybrał Piotr. Cieszy powrót do zdrowia, życzymy wielu sukcesów w przyszłości. -2

18. Michał Kalata – Michał zanotował bardzo udaną wiosnę (zwłaszcza na KMP w Lublinie) i trochę mniej udaną jesień. Na tą chwilę na granicy pierwszej i drugiej ligi. -5

II LIGA

19. Robert Niewiedziała – Robert do drugiej dziesiątki wskoczył dzięki siódmemu miejscu na średnim, wykazał się również na obu rundach KMP (w tym w biegu sztafetowym). Z całą pewnością jest to zawodnik ze sporym potencjałem! +5

20. Mariusz Pabich – Niezwykle równa postawa Mariusza w bieżącym sezonie. Podczas KMP i MP wywalczył 7. miejsce w Nocnym BnO, trzy miejsca dwunaste i dwa trzynaste. Stąd w rankingu pozycja 20 :D Nie da się jednak ukryć – w pełni zasłużona! -1

21. Tomasz Jurczyk – Solidna wiosna i przygotowania do AMŚ zaowocowały 10. miejscem na klasyku KMP oraz 12. miejscem na sprincie KMP. Tomek zajął również cenne miejsce w TOP6 podczas największej polskiej wielodniówki. -3

22. Łukasz Gryzio – Dwie dwójki to nagroda za regularność. Na 8 startów w KMP/MP Łukasz za każdym razem był w TOP20, do tego 10. miejsce na Wawel Cup i dobry bieg na sztafecie pokoleń. Wisienką na torcie było zwycięstwo w GEZnO! +5

23. Michał Garbacik – Dwudzieste trzecie miejsce Cyceron wywalczył głównie bardzo dobrymi startami sztafetowymi (pierwsza zmiana KMP i MP). 10. miejsce na nocnym sprincie KMP i powrót do zdrowia to kolejne ważne osiągnięcia Michasia. Do odnotowania jest fakt braku startu w chociaż jednym biegu indywidualnym na MP, w przyszłym sezonie dążymy do poprawki. -2

24. Maciej Hewelt – Maciek mocno wszedł w pierwszą część sezonu (niezłe wyniki na sprinice KMP i ultralongu oraz dobry result na klasyku KMP), analizując formę startową w jego drugiej części, należy życzyć Maćkowi dużo zdrowia i oczywiście pogratulować prywatnego sukcesu. Czekamy z niecierpliwością, z jaką formą w nowy sezon wejdzie dumny ojciec! +4

25. Tomasz Lubkiewicz – Nowość na liście, nie pamiętamy chyba sezonu, w którym mój ex couch tyle razy stanąłby do rywalizacji na ogólnopolskiej arenie. Miejsce w połowie trzeciej dziesiątki rankingu wywalczył na sprincie KMP, middle’u KMP i w biegu na 100 punktów (Grand Prix Mazowsza). NOWOŚĆ

26. Łukasz Charuba – Prezes Charuba wskoczył nawet do TOP10 na nocnym (pokonując w pojedynku bukmacherskim Łukasza Gryzio), bardzo dobrze pobiegł też na pierwszej zmianie sztafet. Mimo to jednak brak „błysku” sprawił, że Łukasz znalazł się w drugiej połowie drugoligowej tabeli. -1

27. Wojciech Dudek – Wojtek pojawił się na MP-kach dopiero pod koniec sezonu. I zanotował bardzo dobry wynik na dystansie średnim. Tym razem to jednak za mało by znaleźć się w drugoligowej czołówce. -4

III LIGA

28. Dariusz Sokalski – Popularny Sokal ukończył klasyka, solidne biegi pokazał też podczas wiosennej rywalizacji na Mazowszu. Takie zestawienie rezultatów daje mu pole position w trzeciej lidze. NOWOŚĆ

29. Tadeusz Piłkowski – Na drugim miejscu w trzeciej lidze znajduję się równie popularny Tadzik. W tym roku jednak Gabarito wyraźnie wyhodował przyjaciela. (Coś co, co jakiś czas hoduje prezes Garbacik). Autor blogaska gratuluje jednak 14. miejsca na sprincie nocnym KMP oraz czwartej pozycji w M21A na Wawel Cup 37. +1

30. Tomas Tichy – Tomek to mimo wszystko bardziej trzecia, niż druga liga. Mimo to znalazł się w „pierwszej trzydziestce”. Na uwagę zasługuje dobry wynik na middle’u oraz świetna atmosfera jaką współtworzył podczas KMP. Został Mistrzem Polski, Klubowym Mistrzem Polski! NOWOŚĆ

Wojciech Dwojak (15. miejsce klasyk KMP), Dawid Stefański (12. miejsce sprint MP), Kamil Włodarczyk (20. miejsce MP sprint), Jurij Badan (9. miejsce sprint KMP i 4. miejsce middle KMP) oraz Serhii Babych (7. miejsce middle KMP) – zbyt mało biegów, aby znaleźć się w rankingu.

ranking PZOS

PS

Tak, mimo już 23 lat na karku, wciąż momentami uwielbiam zajmować się "duperelami". Let's smile. Z niecierpliwością czekam na kolejny sezon i całą masę zabawy, sportowej zabawy!

czwartek, 1 listopada 2018

Dobrze naoliwiona maszyna

Wracamy do pisania, wracamy do relacji z zawodów sportowych! Tym razem przyszła pora na zawody, które gdzieś głęboko leżą w moim sercu. Niegdyś trwała tu zacięta walka o złamanie 22 minut i bieganie "aż do utraty wszystkich sił", dziś moja rola znacząco się zmieniła. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym i wszystko ma swój czas!

Ostatni wpis opisywał kilometr po kilometrze, jak wyglądała moja walka na dystansie półmaratońskim, dziś chciałbym opowiedzieć wszystkim czytelnikom, jak wyglądał dzień Wielkiego Otwarcia GPK okiem koordynatora - godzina po godzinie!

Przygotowania do biegu zaczęły się oczywiście dużo wcześniej, w tym wpisie chciałbym skupić się jednak na samej niedzieli. Nie może jednak zabraknąć wspomnienia o piątkowej pizzy i wspólnej fotki z panią Woźniak. Tym razem nasza pani Ambasador GPK przyniosła nam ciasto i pomagała w pracach biura zawodów. Dziękujemy bardzo!


5:50 - pobudka, wraz z siostrą i trenerką personalną Agnieszką zbieramy się do wyjścia. Bardzo dziękuję za pyszną jaglankę!

6:22 - już wiadomo, że nie będziemy punktualnie, jedyna szansa że się nie spóźnimy, to sytuacja gdy auto trenera przyjedzie po nas...

6:38 - udało się ;) Pada jak chol***, wypakujemy sprzęt i koszulki z samochodu i zaczynamy celebrować ważny moment - jeden z moich ulubionych momentów na GPK. Wszyscy - mali i duzi, kursują pomiędzy halą, a stołówką nosząc krzesła i stoły. Jesteśmy wtedy jeszcze wypoczęci i gotowi na zbliżające się wyzwanie. Czuć niesamowity team spirit!


7:15 - praca wre, na salę pomału zjeżdża bufet (z milionem bananów i ciastek, które trzeba przenieść) i biuro zawodów. Zaczynamy przygotowywać salę na przyjście zawodników! Ekipa startu i mety już pracuje.



7:40 - Michał Garbacik dzień wcześniej włożył wszystkie oznaczenia do jednego pudła i teraz czeka go kurs na górę po oznaczenia potrzebne w szkole. Lubię takie kursy, a widok uwijającej się ekipy w kamizelkach "organizator" był imponujący.


9:00 - zaczyna się ruch w biurze zawodów, na sali są już nasi partnerzy z Centrum Zdrowia Biegacza, pojawiają się też wolontariusze (musimy dokładnie ustalić, kto w którym miejscu stoi, zapoznać ich z osobami odprowadzającymi). Na górę musi się już udać ekipa nadzorująca Bieg dla dzieci, gęsty okres.

9:30 - rusza Bieg dla dzieci, na sali zaczyna się główny tłok przed Piątką i Jedenastką. 

10:00 - start Nordic Walking i Przyjaznej Trójki, salę opuszczają osoby odpowiedzialne za rozgrzewkę, maszyna jedzie dalej!

10:40 - sala już opustoszała, zostali jedynie przygotowujący się do Hardej i pierwsze osoby z Nordic Walking. Udało się już rozwikłać zagadkę numerów w Biegu dla dzieci, dekorujemy pierwsze trójki.

13:00- w tak zwanym międzyczasie przeprowadzane zostają kolejne dekoracje, wszystko wyjątkowo bez nerwów, dekorujemy według systemu "na bieżąco", przerwy wykorzystywane są na odpoczynek i rozmowy ze znajomymi, których na biegu jest cała masa. Na salę przyjeżdża ciepła zupa dla zawodników Hardej Dwudziestki Trójki, czyli nowość podczas tej edycji. Smacznego!

14:40 - jak zwykle trochę trzeba było czekać na zakończenie Hardej Dwudziestki Trójki. Staramy się uniknąć błędów z przeszłości i poczekać na wszystkich zwycięzców kategorii. Zawodnicy Hardej na sali tworzą jakby drugą część zawodów, swój niesamowity klimat. Szacun dla Was!


15:00 - czas na zwijanie "całego majdanu". Krótka rozmowa z Anią i pora na noszenie sprzętu z wszystkimi Wawelowcami!

15:50 - jakoś wtedy zakończyliśmy całe zamieszanie i opuściliśmy szkołę. Część udała się do magazynu, część do biura sekcji BnO, część do swoich domów.

17:15 - meldunek od Marcina o zakończeniu "magazynowych prac". Koordynator udaje się na krótką drzemkę, etap realizacji przedsięwzięcia zakończony.

18:30-23:00 - wpis podsumowujący, odpisywanie na e-maile, reklamacje, lajkowanie postów na Instagramie :D Kujemy żelazo póki gorące i staramy się, by Wielkie Otwarcie GPK zapadło w pamięć wszystkim uczestnikom!

23:06 - nie mogło zabraknąć tego - dobre zakończenie mega udanego dnia!


I na koniec czas na kilka przemyśleń koordynatora. Uważam, że tym razem działaliśmy jak naprawdę dobrze naoliwiona maszyna. Brakowało nerwów i emocji, wszystko było odpowiednio zaplanowane. Taki stan rzeczy można upatrywać w doświadczeniu ekipy organizacyjnej, dobrej postawie "odcinkowych", czy wcześniejszemu planowaniu i spotkaniom organizacyjnym rozkładającym na czynniki pierwsze planowaną imprezę. Podczas tego etapu w ekipie czuć było wewnętrzny spokój, tego sobie i Wam życzę podczas kolejnych etapów. Oby tak dalej, nie osiądźmy na laurach!

I na koniec ogromne podziękowania dla wszystkich osób, które przyczyniły się do organizacji Wielkiego Otwarcia GPK! Dziękuję trenerom, rodzicom, zawodnikom i sympatykom sekcji BnO WKS Wawel. Jesteście niesamowici! Pozwolę sobie wyróżnić wszystkich odcinkowych - Marcin, Włodek, Marek, Bartek, Bogusia, Ania, Ania i Magda. Wszystkich, którzy byli odpowiedzialni za jakieś zadania, oraz "przodowniczki pracy z młodszej grupy" Maję Lamparską i Martę Michno z K14. Rośnie nam świetna ekipa!

To była naprawdę dobrze naoliwiona maszyna!

Bukmacherka - nocny&middle

Pora na ostatnią w tym sezonie BnO rundę zakładów bukmacherskich. Czy tym razem "pewniaczki" wchodziły gładko? A może ktoś sprawił prawdziwą sensację? Zapraszam na ostatnią w tym roku analizę!

nocny

Mówi się niekiedy, że nocne to loteria. Podobne porównania można słyszeć o konkursie rzutów karnych, mających na celu rozstrzygnięcie, która drużyna awansu dalej w Mistrzostwach Świata. Moim zdaniem nie można mówić tu o przysłowiowej loterii, wygrywa najlepszy w danej konkurencji/danym elemencie gry (np. przysłowiowy Michał Garbacik nigdy nocnych biegać nie potrafił, więc nigdy nic w nocy nie zdobył). Loterią nazywana była również w zeszłym roku rywalizacja w K16. W tym roku czołówka już wyraźnie się zarysowała, dlatego wiwat Gielec, ale też... wiwat Słońska - gratulacje Zosiu! Jak pora na wiwaty, to wiwatujmy też Madzi Topór (zwycięstwo w zakładzie i srebro na MP), Adzie (złoto i potwierdzenie tego, że była faworytem) i Mai, która mimo tego, że startowała jako ostatnia, dzielnie ukończyła trasę! Spodziewanie w swojej parze zwyciężył Włodzimierz Dyzio (mimo błędów złoty medal), niespodziewanie Łukasz Charuba oraz spodziewanie (mimo chyba mocno przeciętnego biegu) Rafał Podziński. Śniegu w centrum zawodów nie było, Michał Krzysztyński nie pozbawił Paszy złotego medalu, a Michał Garbacik nie przyjechał do Gdyni (kompletując sezon bez indywidualnego startu w MP).


middle  

Kolejne brawa i wiwaty dla: Hani Sudoł, Agaty Stankiewicz, Piotrka Rzeńcy, cioci Lili i trenerki personalnej Agnieszki! Ciekawe rozstrzygnięcia przyniosła rywalizacja w M20 - wyjątkowo wyrównanej w tym roku kategorii. 5 złotych medali w tym sezonie pojechało kolejno do: Wielogłów, Czech, Krakowa, Warszawy i Finlandii - każdy gdzie indziej. Tytuł King of the Middle Distance od 14 października należy do Fryderyka, "odkuł się" też Kacper - stąd oficjalne i szczere gratulacje na tym blogu. Michał Toporro Topór niestety nie zdobył swojej "upragnionej karteczki".


różne

Tym razem zabrakło zaręczyn na zakończeniu. Oficjalne gratulacje dla pary narzeczonych z poprzednich MP. Chciałoby się rzec: "Nic dwa razy się nie zdarza, nie ma dwóch jednakich zaręczyn na zakończeniu, Choćbyśmy uczniami byli..." Niespodzianką był brak wzruszenia Kasi - serdecznie pozdrawiam. "Gównoburza" z początku wywołana sztucznie, przerodziła się w naprawdę gorącą dyskusję. Zabrakło tylko ataków ad personam, nie zabrakło ad aquam. Dublet w swojej kategorii zdobyła Agnieszka, która już od dawna w Twardogórze nie mieszka i która gdy było ciepłe lato tak dobrze biegała na middle'u na Węgrzech ;)



wyniki typowania

Czas na ostatnie w tym roku wyniki typowania i klasyfikację końcową bukmacherki!
       
M.Listek -100pkt
J.Urbaniak -100pkt
R.Podziński -100pkt
P.Rzeńca -100pkt

Bukmacher tym razem lekko się odkuł, gratulacje dla Tomka Tkaczuka za zwycięstwo w generalce. Nagroda do odebrania na Wawel Cup 38. (i przepraszam, że nie będzie to ponad 1000 dolarów :D)! 

1. T.Tkaczuk 1077,38$/pkt
2. M.Krawczyński 853,84$/pkt
3. M.Krzysztyński 649,66$/pkt
4. F.Pryjma 164,48$/pkt
5. M.Garbacik 100$/pkt
6. P.Rzeńca -50$/pkt
7. B.Mazan -100$/pkt
 . K.Kuca -100$/pkt
 . M.Hewelt  -100$/pkt
 . J.Urbaniak -100$/pkt
11. J.Bednarski -200$/pkt
  . K.Galicz -200$/pkt
  . M.Listek -200$/pkt
14. R.Podziński -400$/pkt
15. bukmacher -1395,36$/pkt

wtorek, 23 października 2018

21,097 km szczęścia

Plany i przygotowania

Pomysł startu w tym biegu narodził się w głowie podczas jednej z długich wędrówek w Szwajcarii (swoją drogą wiele pomysłów narodziło się właśnie w Szwajcarii i na Łotwie - chyba czas zaplanować jakieś wędrówki w górach czy gdzieś). Pierwotnie myślałem, aby pobiec z Piotrkiem (wiedziałem, że tego dnia przypada finał jego akcji #BiegamdlaWiktorii. Z czasem jednak regularne treningi na siłowni na Lindego oraz regularne bieganie 3-4 w tygodniu zaczęły sprawiać, że czułem się coraz lepiej i postanowiłem podjąć rękawicę. We wrześniu wykonałem nawet kilka treningów na bieżni (nie przekraczając magicznej bariery 4 treningów w tygodniu), między innymi szalone 2*5 km po 4'00. Tydzień przed biegiem wykonałem solidną (jak na moje przygotowania) wycieczkę biegową z Gajkiem. Padło na niej pytanie:
- Po co Ci taka wycieczka na tydzień przed półmaratonem?
- Bo mam ochotę pobiegać po górach.

Niech to będzie najlepszą odpowiedzią, z jakim nastawieniem podszedłem do tego startu :)

Przed biegiem

W ramach biegu (i nie tylko tego biegu) starałem się pomóc mojemu koledze w organizacji akcji charytatywnej - więcej informacji w poprzednim wpisie. Uprzedzę fakty, obydwaj ukończyliśmy ten bieg ;)


Wracając do kwestii sportowych (bo w gruncie rzeczy ma być to sportowy wpis) chciałem zrealizować swój wymarzony cel - 1:24, ale kompletnie nie miałem pojęcia na co mnie stać. Wymyśliłem, że zacznę po 4:05-4:10 i albo będę przyspieszał, albo przynajmniej nie umrę ;)

Zapraszam na relację, kilometr po kilometrze, która w pewnym sensie ma być nawiązaniem do tamtej historii. Pobiegłem wtedy o ponad 7 minut szybciej, mimo to tamten bieg przyniósł mi dużo mniej radości i satysfakcji. Relacja będzie pisana zarówno w liczbie pojedynczej, jak i liczbie mnogiej [podczas biegu mam rozdwojenie jaźni i Michał Garbacik rozmawia z panem Cyceronem, coś jak Gollum i Smeagol :D]. Do dzieła zatem, panie Cyceronie!

1. km - 4:00

Bardzo spokojny kilometr w tłumie osób. Fajnie było znów poczuć klimat takich zawodów, zabawa się zaczyna!

2. km - 4:09

Drugi kilometr, czyli wracamy do zakładanej na starcie prędkości 4:10 min/km. Delikatny podbieg po ulicy Ofiar Dąbia minął wciąż w bardzo spokojnym tempie. Na tym kilometrze dogonił i przegonił mnie pan Sławek Łabuziński. Coraz bardziej zaczęły się też oddalać balony na 1:24. "Jeszcze się spotkamy" - pomyślałem!

3. km - 4:03

Tym razem lekko w dół, trzymamy kontakt wzrokowy z panem Sławkiem (słysząc doping jego rodzinki) i jedziemy dalej!

4. km - 4:04

Początek kilometra upłynął w interesującym, postindustrialnym klimacie, później bieg przez ulicę Kuklińskiego i spokojne trzymanie tempa. Kilometr po Zabłociu bez historii.

5. km - 4:07

Ostatni tak wolny kilometr, na nim był zlokalizowany też pierwszy wodopój - z którego jak z każdego na trasie skorzystałem. Na tym kilometrze uświadomiłem sobie też po ile tak naprawdę biegnę (wcześniej oznaczenia nijak nie współgrały z Garminem) i postanowiłem lekko przyspieszyć.

6. km - 4:01

Rozpoczynamy proces sukcesywnego przyspieszania. Jak się później okaże - tej maszyny już nikt nie zatrzyma! Kilometr wzdłuż Wisły, ulicy Nadwiślańskiej czy kładki Bernatka.

7. km - 3:56

Mijamy legendarny hotel Forum, pana Sławka Łabuzińskiego czy uczęszczaną przeze mnie ubiegłej zimy siłownię Lemon Fitness. Pod koniec kilometra "pijemy" - na zdrowie panie Cyceronie! Pierwszy kilometr "poniżej czterech".

8. km - 4:00

Kolejny kilometr minął wzdłuż Alei. Starałem się sklejać kolejne grupy, idziemy naprzód! Tu też przyszła mi do głowy myśl, czy aby na pewno w tym lub szybszym tempie dam radę pokonać jeszcze 13 kilometrów...


9. km - 3:59

Nie zwalniamy jednak tempa (ja i Cyceron) i konsekwentnie "robimy swoje". Pod koniec tego, kilometra wśród kibicujących, udało się wypatrzeć Babcię Halinkę. Babciu, pozdrowienia!

10. km - 3:55

Kilometr wzdłuż błoń przeznaczony "na kibicowanie" szybszym kolegom :D Zarówno Michał Kaczmarek, jak i Kuba Piech zameldowali się na mecie jakieś 7 minut przede mną ;) Pod koniec tego kilometra zlokalizowany był również kolejny wodopój.

11. km - 3:51

Kilometr warty podkreślenie z dwóch powodów. Po pierwsze był to szybki kilometr. Jakoś tak przyjemnie nam się kleiło zawodnika, który nas wyprzedzał. Pod koniec kilometra (albo na początku kolejnego - nie jestem pewien) mijałem się z kolei ze znanym i lubianym na tym blogasku Piotrem Kowalem. Padło "Dawaj Cycu" i "Oooo Kowaaaaal". Chciałoby się krzyknąć coś innego, ale resztki kultury osobistej mi na to nie pozwoliło. Jak Piotrek przyznał po biegu, to spotkanie było doprawdy mobilizujące.

12. km - 3:55

A ja? Dalej robię swoje! Skoro od dwóch kilometrów weszliśmy już na kolejny poziom, wypadałoby to utrzymać. Tym razem trzymamy 3:55!

13. km - 3:56

Mijamy plac na Groblach i wbiegamy na Planty. Zaczynamy odczuwać lekkie trudy tego biegu!

14. km - 3:48

Stare Miasto, nie mogło być inaczej! Mijamy jakąś zawodniczkę, w oddali zaczynam widzieć balony. Musiało nastąpić przyspieszenie!

15. km - 3:45

Grodzka, Wawel i zbiegamy nad Wisłę. Na tym kilometrze przyszła mi do głowy myśl "panie Cyceronie, czy aby Pan już nie przegina? Trzeba w jakimś tempie jeszcze szóstkę przelecieć!" Na koniec kilometra pijemy (wcześniej konsumując żela HIGH5 - audycja zawierała lokowanie produktu) i pomału wyprzedzamy zawodników odpadających od "balonowej ekipy".

16. km - 3:52

Pomału sklejamy balony, acz znów wyszło znacznie poniżej czterech.

17. km - 3:50

Kilometr z balonami, chciałem pociągnąć z nimi jakoś jeszcze dwa, trzy kilometry. No, ale się nie dało. Podczas tego kilometra przesunąłem się z końca na początek tego małego peletonu.

18. km - 3:43

Tu może troszkę za bardzo się podpaliliśmy. Zauważyłem kolegę z Komety Gliwice - Mateusza Szwaję (nie tego romantyka i korwinistę [zbieżność nazwisk], natomiast zawodnika który z biegania po 100 minut na Iron Cupie 2016, zrobił formę na klepanie na MP2017 KK i MK). Poklepałem po plecach, ucięliśmy sobie krótką pogawędkę i Cyc Ron ruszył dalej!

19. km - 3:49

Kolejna znana z treningów część Krakowa. Lekko zwalniamy, ale staramy się doganiać kolejne osoby.

20. km - 3:44

To już naprawdę blisko. Don't stop me now!


21. km - 3:29

Szok, co nie? Na początku kilometra rozpocząłem finisz, jak się później okazało trochę przedwczesny, bo po trzystu metrach mnie postawiło. Po pewnym czasie minął mnie (to chyba pierwsza osoba, która mnie minęła od 6 kilometra) wyprzedzony kilkadziesiąt sekund temu zawodnik. To była już taka walka przez duże W. Jeszcze ktoś krzyknął "Dawaj, dla Wiktorii!". I to było najlepsze co mogłem usłyszeć! Biegi "z dedykacją dla kogoś" zawsze mi wychodziły najlepiej - czy gdy miałem 19 czy 21 lat, tak jest i dziś! To Wiktoria została najlepszą motywacją na ostatnich metrach. Końcówka kilometra jeszcze doping od koleżanki z pracy Ani (oraz jej dzieci) i...

finisz - bardzo szybko

...finisz, podczas którego znów wyprzedziłem wspomnianego wcześniej konkurenta [odpalając prawdziwą torpedę na ostatniej setce]. Wbiegłem na metę z nieprawdopodobną satysfakcję. Jak to mawiał Włodzimierz Szaranowicz "Nikt mu tego nie zabierze..."!


Kilka statystyk, ciekawie obrazujących specyfikę biegu:
półmaraton - 1:22:36
pierwsza dycha - 40:29
druga dycha - 38:16
15-20(km) - 19:04




Po biegu


Po przebiegnięciu takiego dystansu, myślę że już nigdy nie napisałbym, jak niegdyś we wpisie "Nie czuje jakiejś takiej mega satysfakcji, ten półmaraton po prostu się odbył". Cudownie jest wrócić do biegania, do rywalizacji, cudownie jest znów móc przebiec półmaraton! Ten półmaraton to ogromna dawka satysfakcji, wysiłku, wspaniały zespół, życzliwi ludzie, przełamywanie własnych słabości, walka ze wszystkich sił.. Te 21,097 kilometrów to było prawdziwe 21,097 kilometrów szczęścia. I tym szczęściem chciałbym się podzielić, dlatego kto może... 

- lajkujemy fanpage'a #BiegamdlaWiktorii - pomoże nam to zwiększyć zasięgi i dotrzeć z akcją do większej liczby osób.

- oraz o wpłatę nawet drobnej kwoty na rzecz leczenia Wiktorii 

link do zrzutki

Dalsze plany

W planach sportowych mam start w kilometrze im. Włodzimierza Dyzio, niepodległość Polski świętować będę na dystansie 5 kilometrów w Atenach. A co będzie dalej? Może zwiększymy kilometraż, a może nie :) Zobaczymy! Szczęścia życzę, sobie i Wam czytelnicy!

Dawno nie było dedykacji muzycznych, tym razem dedykacja dla tych, którzy wytrzymali ze mną gdy pisałem licencjat. Wielkie uznanie dla Was! Sir Elton John we wzruszającym wykonaniu...