niedziela, 30 grudnia 2018

TOP10 "wydarzeń sportowych"

Rok zbliża się ku końcowi, czas na kolejny z wpisów podsumowujących. Jednocześnie myślę, że mogę już w tajemniczy sposób poinformować fanów blogaska, że będzie to jeden z ostatnich postów na blogu (w tej formie). Szczegóły mam nadzieję przed końcem stycznia!

Oprócz tego, że pan Cyceron został panem prezesem z lekkim brzuszkiem, wrzucającym mniej lub bardziej śmieszne analizy bukmacherskie, wciąż jeszcze biega i startuje w zawodach. Może trochę z innym nastawieniem, ale czy to nastawienie przynosi mu mniej radości? Wątpię! Zatem do dzieła, czas na najważniejsze 10 wydarzeń sportowych roku 2018 (w kolejności od najmniej do najbardziej ważnego). To był absolutnie wyjątkowy rok, przeżyjmy go jeszcze raz!

10. Walka o życie na Limanowa Cup

Walka o jak najlepszy wynik jest interesująca, ale czym jest w porównaniu z walką o życie? Historia ta znalazła się w tym zestawieniu, ponieważ gdy ktoś powie „Niech pierwszy rzuci kamień ten kto nigdy nie pił na zawodach brudnej wody ze strumienia” nie będę mógł rzucić. To był szalony bieg!


9. Łotewski dzik!

Cytując blogaska: „Na zawodach było sporo wolnego czasu, dlatego Michaś biegając i ćwicząc wracał do formy z dawnych lat**. Dwa razy udało się wystartować w Latvia O-week. Szczególnie drugi bieg jeśli chodzi o średnią na kilometr był już konkretny - napieranie (w moim tempie od startu do mety) - i drugie miejsce w OPEN, w M20 na tej samej trasie byłyby już tylko 2 sekundy straty, w M21A i M35 zwycięstwo).” Drugi z tych biegów dał mi solidną dawkę satysfakcji!



**jak wiadomo jeszcze nie wrócił :D

8. Bieg Wschodzącego Słońca

Na początek wyjątkowo bliski sercu kawałek:


Przechodząc już do samego biegu, znów cytując blogaska: „Bieg Wschodzącego Słońca, podczas którego Michaś przypomniał sobie, że jednak jest prawdziwym góralem. Spokojny początek i ciągle rozpędzanie się sprawiły, że czułem ogromną przyjemność z biegania. Siły rozłożyłem chyba aż za dobrze, gdyż ostatnie 1,5 kilometra to już nie był bieg/mocny marsz tylko wręcz skakanie po skałach. 7. miejsce w OPEN i duża satysfakcja z powrotu na mój ulubiony szczyt. Myślę jednak, że przyjemniejsze od samego biegu było kontemplowanie chwil tam na górze. Beautiful day!” Pragnę dodać jeszcze, że takiej przyjemności z biegania podczas biegów górskich jak podczas biegu na Babią Górę nie miałem chyba nigdy. Gdy byłem w formie zawsze inaczej rozkładało się siły ;)


7. Zakład i flow

Wyjazd na Grand Prix Pomorza był kolejnym przykładem specyficznego podejścia Michasia do biegania w tym sezonie. Pierwszego dnia biegał middle’a w elicie, drugiego klepał w komputer i przygotowywał wieczorne spotkanie, by w niedzielę ruszyć do boju na skróconym klasyku. W pamięci pozostanie (we frajerski sposób) przegrany zakład Michała Krzysztyńskiego** oraz niesamowite poczucie flow jakie towarzyszyło mi na niedzielnym biegu. Czas może nie był kosmiczny, ale radość z mijania górek i kolejnych zawodników nieprawdopodobna!

**Michaś K gonił Michasia G na dwie minuty, dogonił go, przegonił, miał ponad 2 minuty przewagi, a i tak musiał po zawodach…


6. Nocny koszmar?

Pytaniem retorycznym postawionym w tytule podpunktu, przejdę do blogaskowej analizy sztafet pokoleń na KMP.

Plusy:
- Podium (drugie z rzędu na Klubowych Mistrzostwach Polski podczas sztafet pokoleń).
- Pierwszy raz w życiu uczucie flow na biegu nocnym, świetny bieg do połowy trasy.
- Dobra dyspozycja biegowa (mimo, że to był trzeci bieg w przeciągu doby).
- Mnóstwo super wspomnień (ze wspaniałymi kibicami, głośnym dopingiem, finiszem do mety i super imprezą w centrum zawodów włącznie).

Minusy:
- Podium (drugie z rzędu na Klubowych Mistrzostwach Polski podczas sztafet pokoleń).
- Zgaszone światło i zaprzepaszczona szansa na dobry bieg.
- Wybiegnięcie poza mapę.
- Zagotowana głowa w drugiej części trasy.

A czy ten bieg był Nocnym koszmarem czy jednak dobrą zabawą i solidną dawką wspomnień, drodzy czytelnicy odpowiedzcie sobie sami :)



5. 5 km Road Race Wind

Za endomondo kolejne kilometry to 3:22, 3:38, 3:39, 3:28, 3:24 – oczywiście do każdego trzeba minimalnie dołożyć, gdyż zegarek pokazał więcej niż 5 km. 17:46 – sprawdzian zaliczony na 4-***, niepodległość uczczona, wspomnienie klimatu finiszu na starym greckim stadionie pozostanie na zawsze : )


***Nie da się ukryć, że przygotowanie do tego sprawdzianu w tej fazie sezonu było już na takie 3--

4. Chociaż, wie że chciałem z nim przeżyć swój pierwszy raz…

Bieg już szerzej opisywany na tym blogasku, wspomnijmy tylko dobrze wykonaną robotę i słynne już za 4 lata, już za 4 lata…

„Niestety jak to się mówi: "nie tym razem", "może za rok", "już za cztery lata", "sralis mazgalis" itp. Ogromne gratulacje dla Panów z Paulinum. Widać, że tworzą świetny zespół i zasłużyli na swój pierwszy raz. Wsparcie w zespole i wzajemne zaangażowanie jest bardzo ważne. Chciałbym podziękować za nie również moim kolegom i pozostaje powiedzieć "Może za rok". To co wyczekane smakuje najlepiej, zatem czekajmy dalej :D”


3. Mężczyźni lubią brąz!

Bieg, który w pamięci pana Cycerona, musi pozostać na długo. Poziom przygotowania oddawał 5:08 na 1500 m. I mimo, że naprawdę nie boję się wyzwań i trudnych zadań, tym razem dla Wawelu szukałem na pierwszą zmianę kogoś innego. Znaleźć się nie udało...

Bieg był heroiczną walką w bardzo lubianym przeze mnie terenie. Jeszcze w połowie trasy pan Cyceron był na prowadzeniu, później ekipa z krótszego rozbicia w ostatnim jarze znacząco uciekła. Zjadł mnie również Mr Pasza i niemal równie słaby jak ja Mr Gucio. Mimo tego poczucie dobrze wykonanej roboty i satysfakcji po biegu było ogromne. Jak to Lupek powiedział teraz „Garbacik będzie przez pół roku o tym biegu opowiadał”.


2. 21,097 km szczęścia

Pora na kolejny cytat, cytat dobrze oddający to co działo się 14 października w Krakowie:
„Po przebiegnięciu takiego dystansu, myślę że już nigdy nie napisałbym, jak niegdyś we wpisie "Nie czuje jakiejś takiej mega satysfakcji, ten półmaraton po prostu się odbył". Cudownie jest wrócić do biegania, do rywalizacji, cudownie jest znów móc przebiec półmaraton! Ten półmaraton to ogromna dawka satysfakcji, wysiłku, wspaniały zespół, życzliwi ludzie, przełamywanie własnych słabości, walka ze wszystkich sił... Te 21,097 kilometrów to było prawdziwe 21,097 kilometrów szczęścia.” 


1. Powrót do biegania

I na koniec, moi drodzy, zwrócę uwagę, że najbardziej doceniamy coś czego nie mamy. Dlatego zwycięzcą plebiscytu na najważniejsze wydarzenie sportowe 2018 roku zostaje powrót do biegania i 5:08 na 1500m na lekkoatletycznych zawodach w ramach AMM. Wcześniej jeszcze była Warszawska Mila i Grand Prix Mazowsza, ale z uwagi na czasową padakę jakoś ten bieg najbardziej mi tutaj pasuje. Dzięki temu teraz mogę hasać po górach, dbać o zdrowie i cieszyć się bieganiem. Szczególne podziękowania i dedykacja tutaj dla duetu Jan Paradowski i Michał Kaczmarek. Dziękuję Wam za te pierwsze 9 punktów, za ten wyjątkowy rok!




Co przyniesie nam rok 2019? Bardzo ciekawe pytanie, oby do pokonania była niejedna ciekawa góra! Wszystkiego dobrego w nowym roku, drodzy czytelnicy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz