Wyjazdu do Szwecji z pewnością pod względem sportowym nie
mogę zaliczyć do udanych. Wykonałem jakieś 40% założonych treningów, ale cóż to
tylko bukiet zwykłych róż. Wydaje mi się, że zmieniłem już swoje nastawienie. Przejdźmy
zatem do pozytywów, a jest ich trochę!
- dowiedziałem się do czego służy i jak się obsługuje
screwdriver!
- miałem okazję pomóc przy organizacji pierwszych zawodów za
granicą. Może kiedyś pojedziemy rozpakować auto po Tiomili do „pana Janka”?
- dostałem szpanerski dresik i dederonik, w których wraz z
Markiem lansowaliśmy się na kłodach
- dokończyłem czytać podręcznik do Powszechnej Historii
Prawa pana profesora Dziadzio, panie profesorze jeżeli czyta pan tego blogaska:
świetny podręcznik!
- dowiedziałem się, co to trendsetter (choć dalej uważam, że
jest to trochę dziwne, gdy panowie znają takie słowa)
- prowadziłem ciekawe rozmowy na następujące tematy:
a) wszystkich miłości
platonicznych i o tym co kiedyś będzie napisane (broń panie Boże, żeby nie pisało) na
żółtym pasku w tvn24
b) ile piw zostało kiedyś wypitych na plaży w Sztutowie i
jak należy prowadzić rozmowy wychowawcze z młodymi zawodnikami
c) wreszcie na temat zasadności wspólnego finiszowania na
pewnych Mistrzostwach Polski i o taktyce na te zbliżające się
- nauczyłem się jak gotować {Szotbulary} (specjalnie
fonetycznie) tak by ich nie przypalić
- i wreszcie mimo wszystko wykonałam kilka treningów na
mapie, szczególnie zadowolony jestem z ostatniego biegu, gdzie wystartowałem w
kategorii OPEN. Nawet pomimo fatalnego odbiegnięcia na jeden punkt nie
zanotowałem tam większej amby!
A i dożyłem czasów, kiedy moja mama trenuje więcej ode mnie, a mój tata tak jak ja startuje w kategorii OPEN,
1. C.J.Arevang 33.52
2. S.Olsson +0.56
3. M.Sorri +4.28
...
9. M.Garbacik +12.47
I drugie zawody:
1. M.Skorupa
2. ktoś
3. M.Garbacik
A po Szwecji rozpocząłem przygotowania, pięciodniowe
przygotowania do imprezy w Sztutowie.
Tymczasem kawałek na koniec, tym razem bez dedykacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz