poniedziałek, 2 grudnia 2013

Intensywne pięć dni na koniec sezonu

20 października zakończył się dla mnie sezon 2013. Docelowym biegiem ostatniej części sezonu był ostatni etap biegu z cyklu „Perły Małopolski” rozgrywanego we wszystkich Parkach Narodowych położonych w Małopolsce. Pomimo, że był to mój jedyny start w tym cyklu, chciałem intensywnie zaznaczyć w nim swoim obecność. Cel był dość jasno postawiony.

Trasa jak przystało na biegi górskie charakteryzowała się dużym przewyższeniem, choć nie należała do bardzo różnorodnych. Pięciokilometrowy podbieg, pod Maciejową i zbieg do Rabki mógł jednak intensywnie zmęczyć zawodników. Od czwartego kilometra, po wrzuceniu wyższego biegu pod górkę biegłem już sam. Od ósmego po piętach zaczął mi deptać zawodnik, z którym pokonywałem pierwsze kilometry, ale na szczęście udało się dowieźć zwycięstwo do mety.

Organizacyjnie zawody stały na dość wysokim poziomie. Do mnie osobiście bardzo przemawia charakter biegów górskich w małych miejscowościach. Zespoły regionalne, wesoły spiker i atmosfera prawdziwego święta mogły sprawić, że każdy na tych zawodach czuł się bardzo dobrze. Zakończenie w amfiteatrze było doskonałym miejscem na finałowe rozdanie nagród w całym cyklu.
Następnego dnia, w poniedziałek, pierwszy dzień roztrenowania, mając ogromne zakwasy (a dokładniej rzecz ujmując mikrourazy) dowiaduję się – Jutro biegasz zawody na 1500 metrów. We wtorek na zawodach na krakowskim AWF-ie byłem pierwszy w swoim biegu, a drugi ogólnie. Ogólnie chłopcy z VIII LO w Lidze Lekkoatletycznej zajęli tego dnia pierwsze miejsce, co oznaczało… Kolejny start, w wojewódzkim finale w… czwartek.

Na zawodach nie zabrakło oczywiście charyzmatycznego spikera, który jak zwykle:
-przypominał zawodnikom, aby nie wychodzić przez barierkę
-pomstował „na idiotów którzy przechodzą przez fotokomórkę i sprawiają, że pobity zostanie rekord świata”
-narzekał, że zawodnicy nie pamiętają o rozgrzewce

Z tą rozgrzewką to akurat tak łatwo nie było, bo jednego dnia opóźnienia spowodowały, że trwała u mnie prawie godzinę, a drugiego dnia stosunkowo nieduże opóźnienia sprawiły, że nie zrobiłem jej prawie w ogóle J Czasy na tych zawodach, „dupy nie urywają” (4:30,09 ; 4:27,37), ale ani nie to nie moja specjalizacja, ani świeżości nie było J Sezon, z którego nie do końca mogę być zadowolony zakończył się jak najbardziej pozytywnym akcentem. Pięcioma dniami totalnego zarąbania!                                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz