środa, 14 września 2016

Jakuszyce - z tarczą czy na tarczy?

Opisując te zawody, warto przytoczyć zeszłoroczną notkę z moich zmagań w Jakuszycach i Jeleniej Górze. Niewątpliwie byłem wtedy w dużo lepszej formie, jednak wyniki były katastrofalne. W tym roku było inaczej, pobiegłem na miarę swoich możliwości, ale po kolei.

Teren w którym przyszło nam się zmagać był wybitnie „nie pode mnie”, stąd oczekiwań wielkich nie było. Zmagania z Jakuszycami zaczęły się od klasyka, nie da się ukryć, że miałem świadomość kogo mam na plecach i chciałem zobaczyć „jak to jest”. W ten o to sposób do jedynki pobiegłem bez błędu na wejściu, jednak trochę złą drogą, wpakowując się w największy syf. Już w połowie przebiegu na dwójkę miałem na plecach późniejszego zwycięzcę. W ten o to sposób rozpoczęła się rozpaczliwa walka o przetrwanie, przetrwanie na plecach. Walka od samego początku skazana na niepowodzenie. Tempo było nieprawdopodobne, a dla mnie liczyła się tylko chwila. Nie myślałem o przyszłości, walczyłem o życie, tu i teraz. Jak już wspomniałem wcześniej, walka ta od początku skazana była na niepowodzenie i już biegnąc na dziesiątkę odpuściłem. Teraz na serio: fajnie było przetrzeć się w tym terenie przed sztafetami i zobaczyć jak biega mistrz.


Później była pora na odsapnięcie i kontynuowanie samotnego biegu. I tak, zrobiłem niestety błąd wariantowy na PK12, lekki błąd na PK14 oraz wybrałem zły pode mnie wariant na długim przebiegu. Mimo to kontynuowałem bieg równym, chodzonym tempem z pewną nawigacją. Niestety na PK 17 nie udało się wejść od niczego. (Pozdrawiam Fridrisia Nicze) i zaliczyłem małe spotkanie z Bobem. Dodatkowo w trakcie czesania, spiker dekoncentrował mnie opowieściami o tym, jak to mój wcześniejszy towarzysz podróży właśnie wbiega na metę. Szkoda tego błędu bo gdybym szedł na krechę i jak należy wchodził od kamienia to byłbym dobre kilka pozycji wyżej i z całego biegu mógłbym być zadowolony.

+ około 5'30'' błędu

Po biegu przybiegłem upi**dolony jak świnia (przepraszam młodszych czytelników za język, ale tu inne słowo nie pasuje), byłem wyjechany fizycznie, psychicznie i wizualnie. Na mecie wzbudziłem spory ubaw u kartografów wykonujących mapę na te zawody, którym dziękuję za #przygoda. Pod względem sportowym, tym razem Jakuszyce chyba jednak na +. Znów przegrałem pół godziny, jednak tym razem na ponad 2 kilometry dłuższej trasie, no i nie z Radziem, tylko z Rinem. To chyba coś!


1.B.Pawlak         77.50
2.W.Kowalski      +0.54
3.J.Petrzela        +4.11
24.M.Garbacik   +34.09

W sobotnie popołudnie postanowiłem najeść się za wszystkie czasy + wykupić nocleg w kwaterze -regeneracja rzecz podstawowa. Następnego dnia przed startem delikatnie powiedziawszy byłem ładnie przestraszony. Wiedziałem, że teren mi nie leży, że będzie mocno, jaka odpowiedzialność na mnie czuwa oraz że jestem najsłabszym ogniwem sztafety. Nie da się też ukryć, był to jeden z ważniejszych startów w tym roku. Z reguły walczę o pietruszkę, a tu była realna szansa na medal. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, iż jednym z moich celów długoterminowych jest nieoddanie miejsca w pierwszej sztafecie (tj. reprezentowanie takiego poziomu, który będzie gwarantował dobre w niej bieganie). Pełny obaw, ale wiedząc, że po prostu muszę robić swoje, ruszyłem.


Już na jedynkę budowniczy pokusił się o ciekawe rozwiązanie. Trzy rozbicia i dwa warianty, na każdy z punktów można było biec na kreskę lub dookoła drogą. W ten o to sposób jeszcze przed rozbiciami na punktach stawka podzieliła się na dwa sznurki. W naszym tramwaju motorniczym był Rafał Podziński, drugi biegł Fryderyk Pryjma, trzeci Michał Kalata, ja po zadyszce na pierwszych metrach usadowiłem się na czwartym miejscu. Hierarchia w tramwaju była zachowana. Fryderyk aż bał się lidera wyprzedzać, a jak to się skończyło można śledzić na Bobie.


Już na jedynkę było rozbicie, jednak tempo Podzia,w porównaniu z wcześniejszym bieganiem za Bartkiem Pawlakiem było na tyle komfortowe, że byłem w stanie wszystko spokojnie doczytywać. I tak biegnąc na dwójkę spodziewałem się, że budowniczy nie pójdzie na łatwiznę i będzie podwójna wajcha. Nie myliłem się. Gorszy układ kosztował mnie bezpowrotnie kontakt z TOP-em, jednak dalej miałem robić swoje i robiłem.


Spokojnie biegnąc na trójkę, dałem się dogonić dość sporej grupie, w ten sposób uformował się drugi tramwaj. Do którego wsiadali i z którego wysiadali nowi zawodnicy. Wysiadł – prezes Charuba, po drodze zgarnięci zostali zawodnicy Orientusia I i Dębowa. W ten o to sposób ekipa biegła razem znów zachowując hierarchię w tramwaju – motorniczy Gucio, później Tomek Tkaczuk, wymiennie Gryzio z Garbacikiem i na końcu stary wyga jeśli chodzi o pierwsze zmiany – Maciek Hewelt. Problemy z kontrolowaniem miałem na długich przebiegach, stąd błąd na ósemkę i utrata korzystnej pozycji w tramwaju na dwunastkę. To kosztowało mnie kontakt z ekipą, gdybym leciał za Robertem utrzymałbym się w tym wózku. Byłem z ekipą trochę za nim, a cały tramwaj miał bliższe rozbicie, stąd strata około 20-30 sekund, której nie zniwelowałem już do mety (Znów za widokowym raczej dłuższa wajcha.)


Wyniki pierwszej zmiany

1. M.Olejnik     42.34
2. M.Kalata      +1.21
3. Y.Pazhukh   +3.13
...
9. M.Garbacik  +3.56


Układ dla Wawelu zrobił się fantastyczny – Śląsk i UNTS daleko, poza grą. Orientuś i Azymut w zasięgu wzroku, drugie miejsce było do zdobycia z pal… Nie wyszło, NKL, w takiej sytuacji, zdarza się. Wielkie brawa dla Azymutu, stworzyliście świetny team, klasowe zwycięstwo!

A ja jestem zadowolony z tego biegu. Kiedy trzeba potrafiłem przycisnąć, kiedy trzeba na swoich rozbiciach zachowywałem spokój. Lubię te pierwsze zmiany, to już kolejny bieg gdy przebiegam w szerokiej czołówce (OOM, EYOC, Helusz, Nowy Dwór Wejherowski, Czech Cup). Jelenia Góra była wypadkiem przy pracy, będę walczył o to miejsce w składzie. Tym razem mentalnie z Jakuszyc wracam z tarczą, moje biegi nieporównywalnie lepsze niż rok temu. W zachwyt nie popadajmy, bo wciąż straty bardzo spore, ale chyba mogę być zadowolony : )

Zaległości blogaskowe już nadrobione, a co dalej? Dalej w planach klasyk i SZTAFETY, mam nadzieję że szybko wyzdrowieję, wystartuję i będzie ogień i jeszcze piosenka – Alicja Majewska dla wszystkich poszukiwaczy wrażeń i skarbów!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz