Tytuł i katastrofa, która miała miejsce w miniony weekend
mogą zapowiadać liczne narzekania w tej notce, nic z tego - wystarczająca ilość łez została już wylana na Brackiej.
Oczywiście po dupie dostawać nie lubię, jednak wracać
uwielbiam, uwielbiam wyznaczać sobie nowe cele, szukać motywacji, obserwować
jak rośnie moja forma i tak w kółko, czasem przyjdzie jakiś sukces, czasem
kolejne kilka pasów na dupę – te w Jakuszycach i Jeleniej Górze były wyjątkowo
solidne!
Kilka faktów natury sportowej po tegorocznych Mistrzostwach
Polski:
- Odpowiadając na pytanie znanego blogera (jednego z
nielicznych aktywnych na dzień 23.09.2015) „Jak to jest przegrać na klasyku pół
godziny?”. Odpowiadam nic przyjemnego, choć tego dnia towarzyszyło mi bardziej
rozbawienie niż rozgoryczenie. Byłem po prostu za słaby – technicznie (jakieś milion
minut błędu) i fizycznie-sprawnościowo.
- Dostając po biegu wydruk myślałem, że na PK 17 zrobiłem 10
minut błędu, po przeczytaniu analizy Mistrza Polski zorientowałem się, że straciłem tu
około 13. W trakcie tego przebiegu należy podziękować za wspólne czesanie
Przemkowi Kaczocha oraz Piotrkowi Rzeńcy. Doborowe towarzystwo!
- Map z obu biegów na razie nie wrzucam, bo na razie nie
mogę na nie patrzeć, a co dopiero analizować/zrzucać tracki z garmina. Pewnego
dnia pewnie pokuszę się jednak o jakąś głębszą analizę.
- Na sztafetach ewidentnie spaliłem się mentalnie. Sam przed
biegiem zaplanowałem sobie wspaniały scenariusz, walki o medal, a może o złoto.
Nie podołałem jednak presji, którą sam sobie narzuciłem, dodatkowo doszedł
niepotrzebny, dodatkowy stres przed startem, nie mogłem zrobić właściwej rozgrzewki… Ech.
Wszystko straciłem na banalnym pierwszym punkcie, później było już całkiem, całkiem. Do
medalu brakło 68 sekund, a w starciu "najsłabszych ogniw" o 62 lepszy okazał się
Maciek Hewelt.
A teraz kilka informacji o różnych funkcjach jakie w związku
z tymi Mistrzostwami pełniłem, od drugiej strony medalu (bądź też dyplomu)
- Na tych Mistrzostwach byłem zastępcą trenera, fajnie jest
stać na pierwszym stopniu, brawo Kacper!
- Na tych Mistrzostwach byłem menadżerem sportowym. Czyż świeżo upieczone Mistrzynie Polski nie prezentują się doskonale?
- W okresie przygotowawczym do tych Mistrzostw, przez
ostatni miesiąc mogłem być godnym sparing-partnerem dla Marcina i Kucy.
Gratulacje panowie, a mam nadzieję, że jeszcze przez rok, dwa (może dłużej hehe) będę w stanie z
Wami walczyć na treningach.
Oczywiście największe sukcesy należą do Marcina, Kacpra i
Mai (propsy, dla tych, którzy dobrze wypisali dyplom) to oni będą dominować w swoich kategoriach, ale opowiadając o tych
Mistrzostwach warto wspomnieć jeszcze o jednym. Warto wspomnieć o cichych
bohaterach. Tych, którzy nie byli pewni wyjazdu na te Mistrzostwa:
Michał Topór – bardzo dobry bieg na klasyku, będąc młodszą
osiemnastką zdobył 10 miejsce na klasyku. Michał, to tylko o jedno miejsce
gorzej niż ja gdy byłem w Twoim wieku. Świetny wynik, dodatkowo sukces został przypieczętowany
medalem w sztafecie.
Milena Ludwig – Milena nie trenując tak dużo jak rywalki,
nie mając wielkiego doświadczenia znakomicie poradziła sobie w starszej
kategorii podczas biegu sztafetowego. Rywalizowała z dziewczynami z osiemnastek
bez kompleksów i prawie przywiozła medal.
Katarzyna Dyzio – Kasia miała ogromne problemy z kostką, nie
biegała na orientacje od „x” czasu, a przybiegła na pierwszej zmianie w
czołówce, przed faworyzowanymi rywalkami. W pewnym momencie w damskiej elicie
mieliśmy dwie sztafety Wawelu na podium!
Brawa dla całej trójki!
I to jest właśnie siła Wawelu, musimy tworzyć jedność, razem
pokazywać siłę na Mistrzostwach. A doceniać powinniśmy wysiłek każdego!
I na koniec dedykacja, dla tych którzy godnie pożegnali
lato, tym razem nie muzyczna!
Od dziś wracam do trybu sportowca, znów dostałem po dupie,
ale nie ma czasu na użalanie się, walczymy dalej!
*fot. Jan Baran, Petr Kaderavek, Andrzej Sypniewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz