środa, 23 września 2015

Znowu po dupie – wciąż się to nie nudzi!

Tytuł i katastrofa, która miała miejsce w miniony weekend mogą zapowiadać liczne narzekania w tej notce, nic z tego - wystarczająca ilość łez została już wylana na Brackiej.

Oczywiście po dupie dostawać nie lubię, jednak wracać uwielbiam, uwielbiam wyznaczać sobie nowe cele, szukać motywacji, obserwować jak rośnie moja forma i tak w kółko, czasem przyjdzie jakiś sukces, czasem kolejne kilka pasów na dupę – te w Jakuszycach i Jeleniej Górze były wyjątkowo solidne!

Kilka faktów natury sportowej po tegorocznych Mistrzostwach Polski:
- Odpowiadając na pytanie znanego blogera (jednego z nielicznych aktywnych na dzień 23.09.2015) „Jak to jest przegrać na klasyku pół godziny?”. Odpowiadam nic przyjemnego, choć tego dnia towarzyszyło mi bardziej rozbawienie niż rozgoryczenie. Byłem po prostu za słaby – technicznie (jakieś milion minut błędu) i fizycznie-sprawnościowo.
- Dostając po biegu wydruk myślałem, że na PK 17 zrobiłem 10 minut błędu, po przeczytaniu analizy Mistrza Polski zorientowałem się, że straciłem tu około 13. W trakcie tego przebiegu należy podziękować za wspólne czesanie Przemkowi Kaczocha oraz Piotrkowi Rzeńcy. Doborowe towarzystwo!
- Map z obu biegów na razie nie wrzucam, bo na razie nie mogę na nie patrzeć, a co dopiero analizować/zrzucać tracki z garmina. Pewnego dnia pewnie pokuszę się jednak o jakąś głębszą analizę.
- Na sztafetach ewidentnie spaliłem się mentalnie. Sam przed biegiem zaplanowałem sobie wspaniały scenariusz, walki o medal, a może o złoto. Nie podołałem jednak presji, którą sam sobie narzuciłem, dodatkowo doszedł niepotrzebny, dodatkowy stres przed startem, nie mogłem zrobić właściwej rozgrzewki… Ech. Wszystko straciłem na banalnym pierwszym punkcie, później było już całkiem, całkiem. Do medalu brakło 68 sekund, a w starciu "najsłabszych ogniw" o 62 lepszy okazał się Maciek Hewelt.

A teraz kilka informacji o różnych funkcjach jakie w związku z tymi Mistrzostwami pełniłem, od drugiej strony medalu (bądź też dyplomu)


- Na tych Mistrzostwach byłem zastępcą trenera, fajnie jest stać na pierwszym stopniu, brawo Kacper!


- Na tych Mistrzostwach byłem menadżerem sportowym. Czyż świeżo upieczone Mistrzynie Polski nie prezentują się doskonale?



- W okresie przygotowawczym do tych Mistrzostw, przez ostatni miesiąc mogłem być godnym sparing-partnerem dla Marcina i Kucy. Gratulacje panowie, a mam nadzieję, że jeszcze przez rok, dwa (może dłużej hehe) będę w stanie z Wami walczyć na treningach.

Oczywiście największe sukcesy należą do Marcina, Kacpra i Mai (propsy, dla tych, którzy dobrze wypisali dyplom) to oni będą dominować w swoich kategoriach, ale opowiadając o tych Mistrzostwach warto wspomnieć jeszcze o jednym. Warto wspomnieć o cichych bohaterach. Tych, którzy nie byli pewni wyjazdu na te Mistrzostwa:

Michał Topór – bardzo dobry bieg na klasyku, będąc młodszą osiemnastką zdobył 10 miejsce na klasyku. Michał, to tylko o jedno miejsce gorzej niż ja gdy byłem w Twoim wieku. Świetny wynik, dodatkowo sukces został przypieczętowany medalem w sztafecie.

Milena Ludwig – Milena nie trenując tak dużo jak rywalki, nie mając wielkiego doświadczenia znakomicie poradziła sobie w starszej kategorii podczas biegu sztafetowego. Rywalizowała z dziewczynami z osiemnastek bez kompleksów i prawie przywiozła medal.

Katarzyna Dyzio – Kasia miała ogromne problemy z kostką, nie biegała na orientacje od „x” czasu, a przybiegła na pierwszej zmianie w czołówce, przed faworyzowanymi rywalkami. W pewnym momencie w damskiej elicie mieliśmy dwie sztafety Wawelu na podium!

Brawa dla całej trójki!

I to jest właśnie siła Wawelu, musimy tworzyć jedność, razem pokazywać siłę na Mistrzostwach. A doceniać powinniśmy wysiłek każdego!

I na koniec dedykacja, dla tych którzy godnie pożegnali lato, tym razem nie muzyczna!


Od dziś wracam do trybu sportowca, znów dostałem po dupie, ale nie ma czasu na użalanie się, walczymy dalej!

*fot. Jan Baran, Petr Kaderavek, Andrzej Sypniewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz