Na tak zatytułowany post, trochę trzeba było czekać, dzień kiedy
ostatni raz wiedziałem, że jestem w formie należy umiejscowić w kalendarzu na
czwarty tydzień kwietnia – 22 kwietnia ostatni mocny trening skończony, 25
kwietnia - 10 minut żwawego biegu na mapie Bronaczowa.
Nie ma co jednak skupiać się na tym co się wydarzyło w
pierwszej części tego sezonu, skupmy się na tym co się wydarzyło w przeciągu
ostatnich 2,5 tygodnia, popatrz pozytywnie. Po okresie startowym nadszedł czas naładowania
akumulatorów, zaczęło się od obozu na Słowacji, gdzie oprócz biegania
oglądaliśmy między innymi Kamilę Lićwinko, która „pobiła rekord życiowy
Majewskiego, znaczy Małachowskiego”.
Wracając już do samego biegania, na temat biegu nocnego
specjalnie rozpisywać się nie ma sensu, mapa była na takim poziomie, który praktycznie
uniemożliwiał dobre bieganie. Zaliczyłem w sumie PK 1, PK2, PK 10, PK 11, PK
12 i PK13 i tak całkiem sporo.
Kolejne treningi były już jak najbardziej udane, na temat
morderczego piątku rozpiszę się jeszcze w innym poście. W sobotę spokojnym rozbieganiem
biegaliśmy na warstwicówce (technicznie była dupa), by w niedzielę znów odpalić
ogień – pierwsza zmiana sztafet z rozbiciami. Biegłem w czubie, tracąc kontakt
z Eduardem dopiero na PK 22 (doszukiwałem się rozbicia, bo coś ta mulda w
terenie nie pasowała mi do tego co było na mapie), z resztą stawki na PK 1 (dłuższe rozbicie
i nie mogłem znaleźć wstążki) i z ziemią na PK 6 i 7 (razem ponad 3 minuty błędu) . Byłem wtedy ostro przygrzany, z biegu zadowolony być
nie mogę, z treningu jak najbardziej! Świetne przetarcie.
W środku tygodnia odbył się kolejny akcent na bieżni oraz ostatni tak długi trening przed longiem - 70’ na pętli
crossowej, pod koniec brakowało już paliwa, ale kolejny trening jak najbardziej
na plus.
W sobotę odbyło się zaznajomienie z terenem podobnym do tego,
który będzie na MP, rano wyszło bardzo słabo, po południu już stopa przyzwyczaiła
się do tego syfku i biegłem jak na rozbieganie całkiem żwawo, dobre wejścia na
punkty od innych stron, dużo pozytywnych wniosków.
W niedzielę odbył się trening, z którego mogę być naprawdę
zadowolony – ściganie pierwszych zmian. Pomimo słabego samopoczucia, udało się
utrzymać plecy Marcina do połowy trasy, by później zmieniać się na prowadzeniu prawie
do samego jej końca. Tak też może być na sztafetach na MP, będę biegł z zawodnikami ode mnie mocniejszymi i trzeba będzie sobie radzić. Tego dnia technicznie było naprawdę dobrze. Tego się trzymajmy.
A dziś? Dziś mogę powiedzieć, że wróciłem. Z dużą rezerwą
biegam kilometrówki po 3:20, na crossie na ogromnym luzie trzy pętle w 53 minuty.
W takiej formie chyba ostatni raz byłem w kwietniu/maju ubiegłego roku. Dlatego
niezależnie od tego jak się ten sezon zakończy, już jestem zadowolony,
zadowolony z tego, że wróciłem, że się dało!
Trzeba jednak z pokorą dalej robić swoje, a szans by się pokazać
jest jeszcze sporo:
Duże trio:
- Czech Cup sztafety, Czech Cup sprint, Czech Cup sztafety
- MP klasyk, MP sztafety (oj będzie się działo,
cel długoterminowy dalej aktualny)
- MP seniorów bieg alpejski (oj, ale będzie zabawa)
Małe trio:
- Kraków City Race
- MP nocny, MP sztafety MIX
- Mistrzostwa Węgier klasyk eliminacje, Mistrzostwa Węgier klasyk finał (być może
hehe)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz