środa, 7 września 2016

Udany Baltic Cup

Z czysto dziennikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze o Biegu na Babią Górę. Będzie to pierwszy z letnio-jesiennych biegów z hasztagiem #przygoda. Do połowy biegu biegło mi się bardzo dobrze, powoli mijałem kolejnych rywali, awansowałem już z 30. na chyba 16. miejsce (w każdym razie był kontakt wzrokowy z TOP12). Później jednak zaczęło co raz bardziej brakować mi sił, a tym razem nie miałem ze sobą żadnego żela. Mijali mnie wszyscy, czy to starzy czy młodzi (kobiety na szczęście nie). W ten o to sposób zdobyłem ten szczyt po raz drugi w życiu, po raz drugi w beznadziejnych warunkach, lecz tym razem z czasem około 10 minut gorszym. Jak bardzo brakowało mi cukru, doskonale pokazuje fakt, że zjedzenie 10 borówek podczas zbiegania ze szczytu sprawiło, że narodziłem się na nowo. Jak zwykle trzeba było zbiec na dół do stacji narciarskiej, gdzie wreszcie można było się przebrać i zjeść dobrą pizzę. Fajna to była #przygoda. Jeszcze tam wrócę, mocniejszy…


Na Baltic Cup jechał bez wielkich oczekiwań. Chciałem pojawić się choć na chwilę na obozie, jak co roku „zaliczyć” nadmorskie zawody, no i zobaczyć na co mnie aktualnie stać. Pierwszego dnia przyszło mi się zmagać w middle'u. Początek trasy pokonałem niepewnie, ale bez większych błędów. Pierwszego babola walnąłem na piątkę, po czym ruszyłem w pogoń za Mateuszem Wensławem (gonił mnie na dwie). Pokonując trasę na jego plecach, momentami nie byłem w stanie czytać mapy. Zrobiliśmy spore błędy na PK 10 i PK 12, po drodze zgarniając jeszcze młodego Szweda i Jaśka Barana. Końcówka, od PK 14 to już zmiana prowadzenia pomiędzy naszą czwórką i ściganie się do mety. Na minus spora ilość błędów, na plus fakt, że jestem w stanie utrzymać w lesie tempo mocnego eliciarza. Dobry omen przed zbliżającymi się biegami sztafetowymi. Tego dnia (podobnie z resztą jak każdego) przegrałem z Bartkiem Pawlakiem sporo ponad minutę na kilometr. Różnica poziomów dość znaczna. Cieszy jednak kontakt z resztą stawki i radość z biegania.

1.B.Pawlak     35.27
2.M.Olejnik     +2.21
3.D.Krapivko   +2.55
10.M.Garbacik +8.47


Drugiego dnia czekał na nas bieg klasyczny, bo bardzo czystym lesie. Tym razem całą trasę biegłem sam. I jak na początku włóczyłem nogami, tak z czasem było co raz lepiej. Zrobiłem dwa błędy na wejściu (oba po około 40’’), jeden przebieg z lekkim zawiasem (marsz, bo nie byłem pewny czy dobrze jestem) i dwa błędy wariantowe, raz niepotrzebnie zszedłem na drogę, drugi raz trzeba było obiec, a ja waliłem krechę. W sumie około 3’ do urwania. Znów jestem zadowolony, tym razem z samotnego biegu, z nawigacji i z tego, że z każdym kolejnym kilometrem miałem co raz więcej sił.

1.B. Pawlak      58.00
2.D.Krapivko    +2.16
3.M.Wensław    +2.41
11.M.Garbacik +12.46


Ostatniego fizycznie już nie miałem prawie w ogóle sił, bardzo pomogło mi, że już na PK4 dogonił mnie Michał Kalata. Zmobilizowałem się do szybszego biegu za nim, a gdy już mi uciekł do mocnego napierania samemu. W ten o to sposób dogoniłem go jeszcze dwa razy. Był to bardzo dobry bieg pod względem technicznym, zwłaszcza od tego czwartego punktu (na tych pierwszych czterech można było urwać (1’30’’-2’), od czwórki już niemal idealnie, wszystko tak jak chciałem. I z tego również jestem zadowolony, ale udane zawody!

1.B.Pawlak          46.34
2.M.Olejnik          +2.20
3.R.Piotrowski     +2.38
10.M.Garbacik     +8.41


Żeby nie było aż tak wesoło, nie da się ukryć, że jednak te straty są dość ogromne ;) Jakkolwiek powrót do biegania cieszy. Z kolei w poniedziałek wystartowałem jeszcze w sprincie. Jednak ani nogi, ani głowa nie miały już ochoty na szybkie bieganie. Stąd strata ogromna, jak za czasów gdy byłem tam gdzie słońce nie dochodzi. Dodatkowo bardzo nie lubię takich sprintów, gdzie wszędzie są jakieś rabatki i żywopłoty, a ja za każdym razem zastanawiam się, czy aby tędy wolno?


1. M.Olejnik       18.37
2. D.Krapivko    +0.34
3. M.Biederman +1.18
...
6. M.Garbacik    +4.08

I foteczki, kilogramy nadciągają!



I jeszcze foteczka, która pokazuje, że ciężko trenuję, w różnych pozycjach!


Zaległości blogaskowe, już prawie całkiem nadrobione, a na dziś, w związku ze zbliżającym się spotkaniem klasowym, dedykacja dla mojego wychowawcy pana Liszowskiego!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz