sobota, 22 listopada 2014

Alfabet 2014


Sezon 2014 dobiegł już końca, czas na małe podsumowanie. Pierwszy z dwóch podsumowujących wpisów przedstawi cycowy alfabet wydarzeń, miejsc, haseł i sytuacji, które zapadły mi w pamięć. 

A jak Asics, czyli firma butów do biegania, w której najczęściej biegałem. W tym roku założyłem 5 par takich butów do biegania, z pewnością należą do moich ulubionych. Poza tym biegałem w jednych IceBugach, Inovach, Addidasach i Salomonach. W sumie 9 par.

*te to śmigały!

B jak brzuszki, jedno z wielu dodatkowych ćwiczeń wzmacniających, których w tym sezonie według CUS (Cycowego Urzędu Statystycznego) udało mi się zrobić 135468. Najbardziej zapadną mi w pamięć, te przed najbardziej pamiętną nocą moich wakacji – z 5 na 6 sierpnia, z pewnością tamte wrażenia będą niezapomniane, a dlaczego? Lepiej, żeby każdy czytelnik sam sobie to dopowiedział.

C jak czwarte miejsce, czyli moje najczęstsze miejsce w tym roku na Mistrzostwach Polski i chyba po prostu realna pozycja w kraju (mimo, że ranking skończyłem na 6 miejscu). Czwarty byłem na middlu, klasyku, sztafetach sprinterskich i… no na sprincie w sumie też  : ) Miejsce pechowe dla sportowca, ale jakoś nie narzekałem na los, po tych wszystkich biegach.

D jak Dasz radę? „Ty ku*wa nie dasz rady?” Jedno z powiedzeń i haseł, które zawsze dopingowały mnie w treningach. Taki napis znajdował się również na dodatkowym dopingu przez, który Lupek przegrał ze mną w biegu na górę Turbacz i z powrotem.

E jak elita. W kategorii M21E (jakby to napisał trener Karol, w niepełnym składzie) wystąpiłem 11 razy. Raz udało się zwyciężyć, biegi te pokazały, że wciąż sporo brakuje do najlepszych seniorów w kraju, ale pokazują też, że kontakt jest i w odpowiedniej dyspozycji można walczyć z najlepszymi.


F jak Falenica, czyli miejsce kadrowych zmagań na crossie. Wspominam je jako miłe odreagowanie po maturze i niezły bieg, choć akurat taka górska trasa nie należy do moich ulubionych. W tym roku, jak forma pozwoli chciałbym tam wygrać!

G jak Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich. Pomimo, że był to jedynie przystanek w drodze do ważniejszych startów, będę wspominał bardzo dobrze biegi z zeszłego roku. Dwa pierwsze miejsca, dwa drugie i jedno czwarte, gdy biegłem w drugim zakresie. Najlepiej będę wspominał czwarty etap, gdzie pomimo zrobienia mega mocnych podbiegów w piątek, w sobotę udało mi się pewnie wygrać.



H jak Huśtawka Nastrojów, która towarzyszyła mi przed longiem. Licząc od tyłu: rozwalone kolano, porażony? bark i przeziębienie. Działo się, ale ostatecznie forma na longu zła nie była.

I jak IceBug Winter Trail. Najdłuższy bieg w moim życiu – 16,6 kilometra. Walka z Piotrem Biernawskim i Piotrem Huziorem na podbiegu oraz Tomaszem Lubkiewiczem na zbiegu zakończona sukcesem!



J jak „Jeszcze trochę”. Najczęściej powtarzane sformułowanie w głowie przed wbiegnięciem na szczyt. „Jeszcze trochę” przed wbiegnięciem na szczyt Śnieżnika byłem drugi, później przeciwnik mnie wyprzedził.

K jak „kokaina”. Dopóki ćpałem ten narkotyk moja forma była wysoka. Wiele razy wynik zawdzięczałem własnie temu. W trakcie Pereł Małopolski chciałem spróbować „heroiny” jednak jak okazało się to „koka” na mnie lepiej działa i zapewniła mi ona tam zwycięstwo. Od lipca wyszedłem z tego nałogu to i zaczęły się gorsze wyniki.

L jak Lupek, któremu muszę podziękować za plan i zaangażowanie, które sprawiło, że od grudnia do lipca byłem w formie, ale jeszcze bardziej za to, że chciało mu się mnie słuchać i dalej kombinować z planem od sierpnia do października, gdzie z uwagi na wiele czynników zewnętrznych moja dyspozycja była fatalna.

Ł jak Łysa Pała, choć być może z bieganiem to wiele wspólnego nie ma. Ale warto mieć fantazję, na pewno jeszcze to powtórzę! (Ale łeb na klasyku w Heluszu to sobie strasznie spiekłem)

 
M jak Mechowo i Międzygórze, czyli miejscowości, w których w tym roku zdobywałem medale Mistrzostw Polski. Pomimo, że tylko dwa, to dzięki historii, która za nimi stoi, cenię je bardziej niż te dwa z zeszłego roku. Szkoda, że nie mogę dodać też miejscowości Młodzieszyn, gdzie co prawda pokonałem Mistrza Świata, ale skończyłem czwarty.

N jak Nowy Dwór Wejherowski, gdzie niestety rozczarowałem. Ani na klasyku, ani na sztafetach nie udało mi się wykonać tego, co chciałem. Od tych zawodów też zaczął się kryzys mojej formy.

O jak okrążenia, na bieżni w VIII LO. Te treningi po lekcjach czy po maturze z matematyki będę długo pamiętać. Ludzie patrzą się na ciebie jak na debila, a ty robisz kolejne okrążenie po 3’30’’, choć czasem krzyczysz „za szybko” lub „panie Cycu za wolno”.



P jak piła mechaniczna, czyli jedyny w swoim rodzaju stopień dopingowania, którą jeden pan w ramach dopingu używał w trakcie Mistrzostw Świata w Casette, szczerze mówiąc w trakcie biegu trochę mnie podku… zdenerwował. Teraz wspominam to jako wspaniały element włoskiego dopingu, gdzie po obu stronach drogi stały tłumy ludzi i mogłeś poczuć się jak kolarze na Tour de France.


R jak rozbieganie, w tym roku wiele z nich miało wieczorny charakter, głównie nad Wisłą podziwiałem uroki Krakowa. Najdłuższe miało miejsce nad Rudawą i wyniosło 22.2 kilometra.


S jak SOR (Szpitalny Oddział Ratunkowy) – w tym roku, w trakice obozów/zawodów wylądowałem tam dwa razy. Bark i szycie kolana. Całkiem sporo. Nie?

T jak technika biegu, proces poprawy techniki biegu trwa już od dawna, a usilna praca z trenerem Tomkiem i z panem Przemysławem Gaszyńskim zaczyna przynosić skutki. Dzięki Wam! (choć niestety jak jestem zarąbany, to czasem nadal lecę na piętę i wygląda to jak wygląda…)

U jak uczelnia, na której bardzo mi się podoba. A wiedza, którą nabywam na WPiA to jest to co cyconiści lubią najbardziej. Udało mi się też zapisać na AZS, dzięki czemu nie muszę chodzić na WF, dzisiaj nawet byłem tam na treningu!

V jak Vidnava, czyli miejsce, gdzie wykonałem 2 najlepsze biegi w tym sezonie. Dobra kondycja fizyczna i towarzyszące od początku do końca flow, sprawiły, że to było to! Będę wracał pamięcią do tych biegów.







W jak wygrane, których w tym roku było 10 na 57 startów. Z wielu biegów mogę być zadowolony, choć oczywiście zawsze niedosyt pozostaje.


Z jak zgony, których zaliczyłem w tym roku aż 25. Z tego kilka całkiem spektakularnych. To wszystko dzięki cytatom. Chyba właśnie to w bieganiu lubię najbardziej.



Ż jak Żelazko, gdzie udało mi się wykonać sporo treningów z mapą. Szczególnie miło będę wspominał obóz zimowy, gdy forma szła we właściwym kierunku, a kucie do matury przerywały mecze na Play Station Barcelona – Borussia. Oprócz tego w pamięci na pewno zostanie ten mały, gó*niany podbieg, który od tego obozu, będzie synonimem bólu.



Ten sezon z pewnością był bardzo ciekawy, liczę na jeszcze więcej emocji i anegdot w kolejnym!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz