Odkąd zacząłem trenować, w drugiej połowie 2009 roku zawsze
startom mistrzowskim towarzyszyła mi jakaś presja, na te mistrzostwa się
czekało, odliczało dni. Czasem presja była większa, czasem mniejsza. Czasem
pomagała, dodawała sił, a czasem paraliżowała – jak rok temu na sztafetach leśnych. Tym
razem jednak sytuacja była zgoła odmienna. Do Łodzi jechałem z dość smutnym
uczuciem wy*ebania...*
*młodszych czytelników
przepraszam za wulgaryzm, ale tu chyba nic innego nie pasuje
Analizując swoje szanse, przy dobrych wiatrach i umiarkowanych
problemach astmowych liczyłem na walkę o TOP20. Przed biegiem zamiast wmawiać
sobie mantry przedstartowe i koncentrować się przez mistrzostwami zasiadłem w
loży szyderców, którą serdecznie pozdrawiam. Było wesoło.
Na początku trasy robiłem nieduże błędy, gdybym ich uniknął
TOP20 byłoby realne. W drugiej części trasy na 2 minuty dogonił mnie Alek Bernaciak,
długo z nim nie pobiegłem (i tak wybieraliśmy inne warianty), gdyż co raz
bardziej zaczynałem odczuwać skutki wysiłku. Ostatnie metry to już nieudana walka
o oddech i TOP24 z Tadeuszem Piłkowskim. Trochę smutny jest fakt, że będąc tak słabym jak nie byłem od 2010 roku, z taką średnią na kilometr powalczyłbym o medal za równo w szesnastkach, jak i w osiemnastkach, jak i w dwudziestkach... Po biegu pozostaje trochę żal nędzy
jaką prezentuję, ale i kilka fajnych foteczek. Ostatnia z nich, z Ventolinem w
dłoni, jest chyba takim podsumowaniem tamtej części sezonu.
Kolejnego dnia bardziej zajęty byłem rywalizacją juniorów,
niczym trener/działacz Tajner z zainteresowaniem odliczałem kolejne sekundy przewagi (zwłaszcza, że moja siostra przybiegła na pierwszej zmianie przed przyszłą
Mistrzynią Europy). Gratulacje młodzieży!
W dniu przed startem powiedziałem jeszcze Markowi: „ciśniemy,
na pewno będą NKL-e i może powalczymy o TOP6”. ENKLki były, a szansa nawet
spokojnie na TOP4. Niestety, po już dużo lepszym niż w sobotę moim biegu (jeden błąd wariantowy na trójkę + bieg, a nie truchtanie na końcowych metrach),
przybiegam na metę i nie widzę pani Basi w strefie zmian. NKL Marka, szkoda, nie
udało się trzeci rok z rzędu osiągnąć czwartego miejsca.
Niewątpliwie gratulacje należą się sztafecie OK! SPORT, w
reszcie Wam wszystko zagrało i zasłużyliście na to zwycięstwo! Również gratulacje
dla Łukasza Charuby i całej ekipy organizacyjnej, to były naprawdę fajnie
zrobione mistrzostwa!
I na koniec dedykacja, tym razem urodzinowa. Dla Pani w
czerwonym, Kasi Bugaj! Sto lat Katherine!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz