niedziela, 21 sierpnia 2016

Jedna jaskółka wiosny nie czyni

Wróćmy znowu do wydarzeń stricte sportowych (choć z profesjonalnym uprawianiem sportu miały one niewiele wspólnego). Dawno, dawno temu, trzy tygodnie po longowym blamażu przyszło mi rywalizować na sprinterskich mistrzostwach Czech. Cały tydzień wcześniej już coś biegałem i liczyłem na tych zawodach na pojawienie się światełka w tunelu. Jednak na samych mistrzostwach, (w nie-mistrzowskiej kategorii H21A) ledwo łapiąc powietrze, dostałem prawie 3 minuty od będącego na fali Rafała Podzińskiego. Przepaść ; )

Następnego dnia było już troszeczkę lepiej, choć czas bynajmniej nie był rewelacyjny. Na uwagę zasługuje wygrana naszej sztafety w kategorii MIX oraz debiut Rafała w drugim teamie Slavia Hradec Kralove. Dla niewtajemniczonych dodam, że to tak jakby Zdenek Ondrasek przeniósł się na jeden mecz do Cracovii.



Decyzja o tym, że przestaje trenować została podjęta po majowym city racie. Po biegu leżałem dobre parę minut próbując złapać oddech. Do treningu z trenerem wróciłem dopiero 1 sierpnia (przypomina redakcja). Swoją drogą godny teren!


Mimo to w maju był jednak jeden całkiem pozytywny okres, a konkretnie weekend. Najpierw 13 maja, przed krakowskim maratonem, robiłem mamie za zająca podczas nocnej dziesiątki. Ogromy deszcz, tłumy ludzi i momentami tempo w pogoni za mamą poniżej 4:00 min/km sprawiło mi sporo radości. Następnego dnia podczas GPM miałem dobry bieg, aż do momentu, gdy zaliczyłem solidnego Boba.


Niedziela to już inna bajka. Jaskółka, która wzbiła się nad lasem w Pogwizdowie, co prawda wiosny nie uczyniła, ale tego dnia miałem prawdziwą radość z biegania. Astma dokuczała mi tylko trochę, dzięki czemu mogłem biec, a nie włóczyć nogami. Dodatkowo nie jest tajemnicą, że teren niedzielnych zmagań jest moim ulubionym, a dodatkowe uprzednie analizy tej mapy z koleżanką sprawiły, że znam ją na wylot. Około 50 sekund błędu i zwycięstwo nad całą ekipą z Węgier, zawodnikami z Pabianic, Mateuszem Dziobą i całą resztą stawki.


Niestety jaskółka ta wcale wiosny nie uczyniła, przez kolejne tygodnie znów biegałem niewiele,  gdyż czułem się wujowo. Warto wpomnieć jeszcze o tym, że po raz kolejny w tym sezonie wziąłem udział w zawodach z AZS. Osiągnąłem najgorszy w  życiu wynik na 1500 metrów (4:39) oraz zadebiutowałem w sztafecie 4x100m i pchnięciu kulą. Było zabawnie, nie powiem ; )


Na uwagę zasługuje jeszcze wyjazd do Czech na Mistrzostwa Europy, gdzie w sobotę startowałem w zawodach towarzyszących. Nieskromnie powiem, że czasowo wypadłem tam najlepiej z czwórki (Gajko, Garbacik, Gosia i Robert), nie mówiąc już o wyczynach Kacpra i Marcina. Niemniej jednak nie był to bieg tylko włóczenie nogami, a dodatkowo dostałem eNKLkę za brak CHECK-a na starcie.


W niedzielę wolałem drzemać w samochodzie niż męczyć się z własnym organizmem na klasyku, co dobrze pokazuje, że jedna jaskółka wiosny nie uczyniła. Jakkolwiek ten okres już za mną, a zawsze można wysunąć z niego jakieś pozytywne wnioski. „Wskaż błędy w poniższym uzasadnieniu i napisz na czym one polegają”.


Zaległości blogaskowe są spore, dlatego po raz pierwszy przedstawiam listę następnych odcinków. Może się wyrobię przed MP i posty będą już wrzucane aktualnie. Jeszcze dzisiaj:

- „Pierwsze takie Mistrzostwa”

a w następnych odcinkach

- „A jak biegają inni?”
- „Wawel Cup 35.”
- „Wychodząc z pośladków”
- „Udany Baltic Cup”

Na cycowym blogasku nie może zabraknąć oczywiście dedykacji. Tym razem jaskółka, dla Pana Sierżanta i przyszłego policjanta. Pozdro chłopaki!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz