Chciałoby się napisać, że zaraz
po longu, udaliśmy się na obóz do Kalmaru, gdzie realizowaliśmy ciekawe
treningi techniczne w wymagającym terenie. Realizowaliśmy? No właśnie, pierwsza
osoba liczby mnogiej nie jest najtrafniejszym określeniem. Ja niestety w
trakcie środowego treningu skręciłem kostkę i cały czwartek i cały piątek
leżałem w łóżku z moją ukochaną…
…matematyką. Tym większym
wyzwaniem były dla mnie zawody, które odbyły się w sobotę. Podstawowe założenie
dotyczące mojego biegu brzmiało „Nie biegnij jeżeli nie masz pomysłu, jak
biec.” Na każdy punkt chciałem mieć plan, aby nie zaliczyć żadnej amby. Pomimo
tego, że czas i średnia na kilometr rewelacyjne nie były, ja byłem zadowolony.
Z grubsza udało się zrealizować założenie na moim dopiero trzecim treningu w
szwedzkim lesie.
Podczas poniedziałkowych zawodów
chciałem powtórzyć swoją pewność z soboty i trafiać czysto na punkty, dzięki dokładniejszemu czytaniu rzeźby. Niestety błąd zdarzył się już na jedynkę, dalsza
część trasy przebiegała całkiem sprawnie, aż do 5 i 6, po których niestety moja
koncentracja zamiast wzrosnąć, jeszcze spadła. Aż doszło do przebiegu na punkt 9.
Na którym mogłem zaśpiewać:
I'm turning my head
up and down
I'm turning turning turning turning turning around
And all that I can see
Is just another Swedish tree
up and down
I'm turning turning turning turning turning around
And all that I can see
Is just another Swedish tree
Mimo tego jakoś, w końcu doturlałem
się do mety. Z biegu oczywiście zadowolony nie byłem, sam wyjazd dla mnie też
do końca udany nie był, ale na pewno przyniósł mi wiele cennych, nowych
doświadczeń, które muszą zaprocentować w przyszłości. Każdy trening po powrocie do Polski został dokładnie przeanalizowany, a wyciągnięte wnioski mają sprawić by poniedziałkowy bieg w Szwecji już nigdy się nie powtórzył : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz