czwartek, 3 grudnia 2015

W tym sezonie piękne były tylko chwile


Podsumowanie tego sezonu nie będzie tak rozbudowane jak alfabet roku 2014. W tym roku nie było rekordów na GPK, nie było wyrównanej walki z chłopakami z krajowej czołówki, nie było wyjazdu na Mistrzostwa Świata, nie było udanych startów na pierwszej zmianie wśród polskich seniorów, nie było też walki romantycznej jednostki na biegach górskich i ulicznych - człowiek się starzeje, ot co :)

Z pewnością nie był to dobry sezon, ale nie to będzie głównym tematem tej blogaskowej notki. Dzisiaj chciałbym się skupić na tych chwilach, pięknych chwilach, dla których w tym sezonie „warto było żyć”.

Tych dobrych chwil było całkiem sporo, należy wymienić: 
                                              
- Zobaczenie samochodu po wycieczce w Krynicy – swoją drogą, Marku, mam ładny dług wdzięczności, bo gdyby nie Ty to pewnie bym już tej notki dzisiaj nie pisał.

- Powrót w trakcie kadrowego crossu – właściwie ostatniego akordu moich eliminacji do JWOC.



- Podróż do Krakowa z ultralonga w doborowym towarzystwie i piwko na tylnim siedzeniu Espace-a. Moje drugie historyczne piwko w tym samochodzie.

- Finish na drugim etapie Limanowa Cup – kto był ten wie, o czym mówię.



- Uczucie satysfakcji po wszystkich udanych biegach: Grand Prix Małopolski, ostatni etap Grand Prix Pomorza czy drugi dzień czeskich sztafet.



- Moment kiedy przyszedłem do CZ na sprincie podczas Mistrzowie w Krakowie. Wtedy poczułem, że naprawdę jako Polacy i Wawelowcy nie mamy się czego wstydzić.

- Wiele pozytywnych momentów było też na Hungarii, gdzie z jednej strony mentalnie byłem na wakacjach, a z drugiej profesjonalnie podchodziłem do każdego biegu i małymi kroczkami zbliżałem się do jesiennej formy.

- Mikro sztafety w trakcie obozu z Czechami, gdzie wraz z Denisą Kosovą byliśmy dwukrotnie najlepszym teamem MIX. Tego dnia fruwałem po lesie szybko jak nigdy i prawie bezbłędnie.

- Wrześniowe treningi z Jaśkiem (groble, sikornik), gdy czułem, że zbliżam się do życiowej formy. Gdy byłem naprawdę mocny, kostka sprawna, a w perspektywie wiele ciekawych startów. Niestety ten dobry okres nie został w pełni wykorzystany.

- Weekend z City Racem, gdzie zabawa z mikrofonem połączona była z dobrymi biegami i interesującą rywalizacją.

- Możliwość organizacji wielu zawodów dla Wawelu i efekt jaki można było zobaczyć w trakcie odbywania się (GPK, Wawel Cup, KCR) – Mimo, że niektórzy twierdzą, że były to podwórkowe zawody.

Ale nawiązując do tak zwanego TOP3 należy wymienić:

3. Chwila, kiedy ściągnąłem buty po ultralongu. Pięty były tak zmasakrowane, a ja taki zadowolony, że się z tego gó**a udało ukręcić bat.



2. Chwila, kiedy wyciągnąłem kolec z buta, w trakcie przebiegu na trójkę w trakcie Czech Cup. Wtedy poczułem, że „jeszcze nie wszystko stracone” i zacząłem robić to co „Parfian (…) i Piotrowski (…)” na MP w Kwidzyniu (cytat z WD).



1. Chwila, kiedy wbiegłem na szczyt Babiej Góry. Abstrahując już od świetnego sportowego wyniku, tam na szczycie czułem takie uczucie wspólnoty. Wbiegliśmy wszyscy, udało się, to już koniec tej wędrówki, wbiegliśmy na sam szczyt!


Jeszcze raz podsumowując, reasumując sportowo sezon ten był dla mnie bardzo rozczarowujący: Nie zostałem Mistrzem w Krakowie, nie wziąłem udziału w JWOC party, nie zdobyłem swojego pierwszego medalu Mistrzostw Polski Seniorów („ale co się odwlecze to nie uciecze”). Było jednak wiele chwil, anegdot, momentów, które były godne zapamiętania. Czy było warto? Myślę, że na pewno bo „w życiu piękne są tylko chwile” oraz „każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki” – ten rok był taką stagnacją u nimfy Kalipso : ) Na bieg życia jeszcze przyjdzie pora. Mam nadzieję, że kolejny sezon będzie lepszy, a anegdoty z tego z pewnością będą opowiadane wnukom przy kominku. Hej!

A dzisiaj dedykacja dla tych, którzy się dziwią, że wciąż mi się jeszcze chce:


P.S.

W prowadzeniu blogaska unikałem dotąd wybiegów politycznych, jednak teraz okoliczności znacząco się zmieniły. Uważam, więc, że każdy obywatel, któremu nie podoba się to co teraz dzieje się na polskiej scenie politycznej powinien o tym mówić głośno. Bo nic więcej nam nie pozostaje…

A więc, dedykacja dla tych co śpiewali w kościołach tą wersję patriotycznej pieśni. Oby za chwile nie było rzeczywiście powodów do jej śpiewania…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz