środa, 4 czerwca 2014

Eliminacje do JW... A dobra!

W eliminacjach do JWOC part III niestety nie mogłem wziąć udziału, pomimo usilnych starań w tamtą niedzielę biegać w stanie nie byłem… Tak jak się spodziewałem, ten bieg był niezwykle ważny w eliminacjach, wielu zawodników miało okazje zdobyć pokaźną sumę punktów.


W następnym tygodniu odbył się kolejny etap KCR. Najbardziej pozytywnym wnioskiem z tamtego biegu było to, że… mogę biegać!  Nic poza tym, przybiegłem drugi z ogromną stratą do Wojtka Dwojaka.

Eliminacje do JWOC part IV? A dobra… Zmiana tematu… Miało być pozytywnie.


Następnego dnia miałem okazję się zrehabilitować. Sztafetę klubową na Klubowych Mistrzostwach Polski biegam już piąty rok. I takie mnie wnioski doszły, że pamiętam jak pod koniec starszych czternastek, gdy zaczynałem trenować to się zastanawiałem: „Czy za rok też będzie mi się chciało tak trenować?”. Minął już rok, dwa, prawie pięć, a na specjalne zmiany się nie zanosi. W każdym bądź razie za każdym razem mój bieg na sztafecie klubowej nie był bardzo dobry, jednak ani razu nie spieprzyłem sztafety. 2010 – pewny bieg na szóstej zmianie ze stratą około 7 minut do Hewiego (na tamte czasy to dużo nie było), 2011 – czwarty czas na szóstej zmianie, 2012 – drugi czas na szóstej zmianie, 2013 – dość spora strata na pierwszej, ale drugi tramwaj był). Taką w ogóle przypadłość zaobserwowałem do samych sztafet, w sumie tylko raz mogłem powiedzieć, że na sztafetach miałem super bieg (OOM 2010), za każdym razem czegoś brakowało…

Mapa z rozbiciami M.Skorupy

Jak było w tym roku? Znów pierwsza zmiana, znów ogromne emocje, wiele sztafet na starcie i sporo nazwisk znacznie przewyższających mnie umiejętnościami nawigacyjnymi. No, ale heja na jedynkę do przodu, liczę, że trafię na swój, kur*a nie mój… lecę za resztą, która też nie znalazła swojego i… nie mój, dobra stań, Garbacik Pało Łysa, zastanów się, dobra doczytałem mapę i szybko na swój. Znów zaczęło się jak rok temu, lekko w dupie już na „Dzień dobry”. Trzeba popracować nad zimną głową. Byłem prawie na końcu, ale sklejam tych, których widzę przed sobą, z odbiegu z dwójki wybiegam z M.Dziobą, gonimy grupę i po raz pierwszy na trasie mijam pana Moszkowicza, ta historia się jeszcze będzie powtarzać J I tak lekki błąd na czwórkę, ale generalnie do siódemki bez większych przygód. Biegnę dość mocnym tempem w składzie Gucio, Grabek, Hewi, Dzioba i jeszcze kilku innych. Na siódemkę dogania nas Wojtek Dwojak, lecą z Charubą i Dziobą do przodu, ja zatrzymuję się na polanie i stoję jak głupi… Patrzę z tyłu biją punkt, co raz to nowi ludzie, w końcu decyzja zapadła też się wrócę i go podbiję. Dobra, czas nadrobić straty do nowej czołówki, na ósemkę po raz drugi mijam pana Pawła, kleję grupę (jak na longu) i w sumie PK 9 biję już (chyba) pierwszy. Na dziesiątkę swoim wariantem, ale na plecach M.Grabowskiego i Hewiego. Przy punkcie dogania nas Charuba z Dwojakiem, ale chyba zarąbali bardziej. Na PK 10, pewnie na swoje rozbicie i na PK 11 głupia, łysa pała wyłączyła myślenie, liczyłem że zostanę doprowadzony do punktu na plecach Grabka i Gucia, no ale się pomyliłem… Obudziłem się jak zaczęliśmy zbiegać do złego jaru. Heja trzynastka znowu zarąbana, ten przebieg realizowałem sam, zabraklo pewności siebie na wejściu, a na punkcie byli chyba już dosłownie wszyscy J I po raz trzeci na tym punkcie pierwsza sztafeta Wawelu wyprzedziła drugą. Szacun dla pana Pawła za równy, czysty bieg! Do widokowego okej, a po widokowym to już w moim wykonaniu działy się cuda, błąd na każdy punkt, zagotowałem :)

W każdym bądź razie przybiegłem piąty, z niedużą stratą do zwycięzcy, w tym wypadku bardziej niż cel operacyjny(dobry, równy bieg), liczył się cel wynikowy, czyli rehabilitacja, która generalnie się udała. Sztafeta miała dalej szansę na pierwsze, historyczne podium, jednak dobrze szło nam tylko do trzeciej zmiany i skończyło się jak dwa lata temu na 6 miejscu.
Ogłoszenie!
Najmę się do pracy jako strach na wróble.


Jeszcze na koniec, chciałbym dodać, że tak szczegółowy opis tego biegu zawdzięczacie temu, że przyniósł mi on naprawdę dużo frajdy. Pomimo tego, że był on słaby, nierówny, to śmiało mogę powiedzieć: Uwielbiam biegać pierwsze zmiany, przynosi mi to bardzo dużo frajdy, a przecież w sporcie też o to chodzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz