wtorek, 22 sierpnia 2017

#roadtosomewhere – Festiwal Biegów Alpejskich

Paradoks, moi drodzy czytelnicy, polega na tym, że zacząłem tą notkę pisać od ostatniego akapitu, jeśli chcecie można też zacząć ją czytać „od dupy” strony (czyli foteczki z dedykacją, przed odniesieniami do gwiazdek), bo chyba warto!

Na dzień dobry z kolei wrzucam (zupełnie dla celów marketingowych, aby foteczka wyświetliła się jako główna przy linku na fejsiku), zdjęcie etatowej pani fotograf z GPK – Magdaleny Bogdan. Enjoy!


Pomysł, żeby wystartować w całym Festiwalu zrodził się już dość dawno. Nie da się ukryć – nie był zbyt przemyślany. (Ale czy wszystkie pomysły w życiu muszą być przemyślane?) Klamka zapadła – jedziemy! Średnio wyspany po spajderkowo-gpkowym grillu i wczesnej pobudce ruszyłem wraz z kompanami na południe! Do annałów historii przejdzie najszybszy fragment minionego weekendu (czyli rozgrzewka przed pierwszym biegiem, którą robiliśmy momentami po około 4’00’’/km). Ostatecznie nie spóźniając się na start, ale startując z biegu ruszyliśmy, na Babią Górę po raz pierwszy! Cały bieg był rozegrany uważam całkiem dobrze, bez szarpania, ze świadomością co czeka mnie za Markowymi Szczawinami [Chaszczoka biegłem już dwa razy, z tego raz całkiem żwawo]. Mając spory zapas sił na ostatnim podbiegu, lekko zafiniszowałem wyprzedzając dwóch biegaczy. Czas bardzo podobny jak w zeszłym roku, a tym razem nie biegłem „na maksa”, czyli sportowo całkiem nieźle ;) 

I czasy: Garbi74:38, Marek Skorupa pseudo „Skorupa” – 76:05, Żan Baran82:55 (pierwszy – Piotr Koń62:57). 

I foteczki ze szczytu (dwóch walczących przystojniaków i Cyc turysta xd):




Kolejna foteczka, co by nie powiedzieć, widoczki były prima sort!


Następny etap to sprinty pod górę (nachylenie jakieś 27%) – poniżej seria foteczek pt. „Strach i skupienie”.



Sportowo dwie mocno, trzecia odpuszczona, czwarta na pałę by zdobyć bonifikatę (drugie miejsce) i piąta znów odpuszczona, bo już się nie dało. Działo się! To był etap, który zrył banie! 





Po południu znów dwa etapy (była szansa by się przespać 20 minut pomiędzy etapami), Bieg na Mokry Kozub (1km, 150m up) to pierwsze od dawien dawna podium pana Cyca, fajne przetarcie. Na początku wszyscy ruszyli myląc trasę i szukając przejścia między krzakami, a kłodą („coś jak w BnO na pierwszej zmianie” - stwierdził Marek). Biegło mi się bardzo dobrze, „denerwował” mnie tylko zawodnik z kijkami, którego nie szło wyprzedzić, z uwagi na zamaszyste ruchy kijkami. Zawodnik ten później wygrał cały festiwal, jak i Bieg Ultra Granią Tatr, więc może i dobrze że nie wyprzedzałem ;)

Pierwszy Robert Faron6:30, trzeci Garbi6:43, Mareczek7:31, Żan z uwagi na niedyspozycję zrezygnował po Chaszczoku.

Następnym biegiem, był Bieg na Małą Babią, znów bagatela 780 metrów w górę. Ponownie zacząłem spokojnie, tym razem jednak dałem się podpuścić swojej głowie i pewnemu starszemu zawodnikowi , który powiedział - „młodzież do przodu”. Mocno spawałem na piątej pozycji, potem jednak trochę siekło. Jakkolwiek fajne uczucie, jak Ci się przypominają „stare dobre czasy”. Bo na tym biegu momentami to był Garbacik z dawnych lat!

Rubryka czasy: pierwszy Aleksander Dzidowski 46:19, Garbi53:34 i Marek, którego również siekło – 58:16. Sportowo biegł wypadł naprawdę nieźle, trzy minutki straty do podium, jakby to był mój jedyny start, a nie jeden z festiwalowych można byłoby o nie powalczyć.

I oczywiście rubryka foteczki, coś pięknego!




Noc była ciężka, zaledwie kilka godzin szarpanego snu, jadąc na Nocny Bieg na Cyl o godzinie 1:50 padły pamiętne słowa: „Marku czy nas kur*a poje*ało?”*,**

Ciekawostką tego biegu, było spóźnienie się na start, gdyż pierwszy raz w życiu spotkałem się z tym, że organizatorzy sprawdzali obowiązkowe wyposażenie i nie chcieli mnie dopuścić. Na początku "rura" (a dokładnie spacer) stokiem narciarskim do góry, płaski fragment i końcówka na Cyl. Bagatela 595m w gorę na 3,6km. Biegło mi się zadziwiająco dobrze, realizowałem plan by nie dać się wyprzedzić przez pierwszą kobietę xd. Zgon miał dopiero nadejść. 

Czasy – pierwszy Robert Faron32:13, Garbi 36:14, Maro38:17.

Foteczek brak :( :( :( (dużo smuteczku)

Zgłaszając się na FBA, jakby nie przyszło mi do głowy, że nie jest to nie tylko 40km i 6500m up w dwa dni (ale de facto drugie tyle), bo na każdy kolejny start trzeba było dojść. I w ten sposób po kolejnym ciężkim spacerze z Cylu na Krowiarki zacząłem czuć, że jestem odwodniony i głodny, jednocześnie nie mogąc już dostarczyć więcej pokarmu, gdyż organizm nie chciał trawić. Śmieszne uczucie. Na Krowiarkach Marek napomknął jeszcze: „Czekaj na mnie na szczycie”. Rzeczywistość była zgoła inna co obrazują wyniki (jak to kiedyś trener Włodek powiedział „Garbaty jak Cię sieknie to już sieknie, musisz o tym pamiętać”) – i tak właśnie było ; ) 

Czasy: pierwszy Andrzej Długosz32:03, Skorupczak 49:31, Garbizgon62:19 (prawie dubel)

I foteczki:



However, Bieg Wschodzącego Słońca – coś pięknego, z chęcią znów tu wrócę (zarówno na taki romatyczny spacer, jak i może kiedyś na pojedynczy bieg, by powalczyć o czołowe miejsca). Reasumując, podsumowując już odpuściliśmy – ja się już do niczego nie nadawałem, a Marek też „szukał wymówki by zakończyć to szaleństwo” (no i obiad u babci był). 

"Jeszcze nie jestem ultrasem" – tak również mógł brzmieć tytuł tej notki. Mimo to była to wspaniała przygoda, prawie 60 kilometrów w jedną dobę, piękne widoki, doborowe towarzystwo, a i sportowo nie było tak źle ; ) Jeszcze kiedyś góral wróci ;) Ahoj!

I już tak trochę abstrahując od przewodniego tematu notki i odpowiadając na pytanie koleżanki Marty:

- Jakie teraz będzie roadto?
- #roadtopięćkilomniej #roadtobefitagain #roadto1000, a przede wszystkim #roadtosomewhere – wszyscy zmierzamy dokądś i skąd mamy wiedzieć co przyniesie nam los (który przecież tak często lubi grać z nami w pokera!)? Kolekcjonujmy piękne chwile, żyjmy przeszłością, teraźniejszością i przyszłością (najlepiej wszystkim na raz) i starajmy się trochę częściej do siebie uśmiechać! 

I niezawodni Scorpionsi***, może niezbyt w temacie notki. Ale czyż to nie jest piękne?


I foteczka z dedykacją, tym razem oczywiście z użytkownikiem Marek Skorupa. Znanym, klubowym „łowcą bramek”, a przede wszystkim kolegą****,który ściągał mnie kiedyś zimą z gór. Dzięki niemu możecie dziś czytać kolejne rozdziały książki Cycerona!  


*Czytającą młodzież przepraszam za przekleństwa.
**Ilość przekleństw jest wprost proporcjonalna do poziomu zmęczenia.
***, którzy w tym roku odsłonili swoją gwiazdkę w Alei Gwiazd pod Wawelem ;) Do zobaczenia w przyszłym roku w Podlesicach!
****-Byłem z kolegami… -Ty nie masz kolegów! –Trenerze, a Marek? –No dobra, Marek jest Twoim kolegą!

Ahoj po raz kolejny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz