Paradoks, moi drodzy czytelnicy, polega na tym, że zacząłem
tą notkę pisać od ostatniego akapitu, jeśli chcecie można też zacząć ją czytać
„od dupy” strony (czyli foteczki z dedykacją, przed odniesieniami do gwiazdek), bo chyba warto!
Na dzień dobry z kolei wrzucam (zupełnie dla celów
marketingowych, aby foteczka wyświetliła się jako główna przy linku na
fejsiku), zdjęcie etatowej pani fotograf z GPK – Magdaleny Bogdan. Enjoy!
Pomysł, żeby wystartować w całym Festiwalu zrodził się już dość
dawno. Nie da się ukryć – nie był zbyt przemyślany. (Ale czy wszystkie pomysły
w życiu muszą być przemyślane?) Klamka zapadła – jedziemy! Średnio wyspany po spajderkowo-gpkowym grillu i wczesnej pobudce ruszyłem wraz z kompanami na południe! Do annałów historii
przejdzie najszybszy fragment minionego weekendu (czyli rozgrzewka przed
pierwszym biegiem, którą robiliśmy momentami po około 4’00’’/km). Ostatecznie
nie spóźniając się na start, ale startując z biegu ruszyliśmy, na Babią Górę po
raz pierwszy! Cały bieg był rozegrany uważam całkiem dobrze, bez szarpania, ze
świadomością co czeka mnie za Markowymi Szczawinami [Chaszczoka biegłem już dwa
razy, z tego raz całkiem żwawo]. Mając spory zapas sił na ostatnim podbiegu,
lekko zafiniszowałem wyprzedzając dwóch biegaczy. Czas bardzo podobny jak w
zeszłym roku, a tym razem nie biegłem „na maksa”, czyli sportowo całkiem nieźle
;)
I czasy: Garbi – 74:38, Marek Skorupa pseudo „Skorupa” –
76:05, Żan Baran – 82:55 (pierwszy – Piotr Koń – 62:57).
I foteczki ze szczytu (dwóch walczących przystojniaków i Cyc
turysta xd):
Kolejna foteczka, co by nie powiedzieć, widoczki były prima
sort!
Następny etap to sprinty pod górę (nachylenie jakieś 27%) –
poniżej seria foteczek pt. „Strach i skupienie”.
Sportowo dwie mocno, trzecia odpuszczona, czwarta na pałę by
zdobyć bonifikatę (drugie miejsce) i piąta znów odpuszczona, bo już się nie
dało. Działo się! To był etap, który zrył banie!
Po południu znów dwa etapy (była szansa by się przespać 20
minut pomiędzy etapami), Bieg na Mokry Kozub (1km, 150m up) to pierwsze od
dawien dawna podium pana Cyca, fajne przetarcie. Na początku wszyscy ruszyli
myląc trasę i szukając przejścia między krzakami, a kłodą („coś jak w BnO na pierwszej zmianie” -
stwierdził Marek). Biegło mi się bardzo dobrze, „denerwował” mnie tylko
zawodnik z kijkami, którego nie szło wyprzedzić, z uwagi na zamaszyste ruchy
kijkami. Zawodnik ten później wygrał cały festiwal, jak i Bieg Ultra Granią
Tatr, więc może i dobrze że nie wyprzedzałem ;)
Pierwszy Robert Faron – 6:30, trzeci Garbi – 6:43, Mareczek
– 7:31, Żan z uwagi na niedyspozycję zrezygnował po Chaszczoku.
Następnym biegiem, był Bieg na Małą Babią, znów bagatela 780
metrów w górę. Ponownie zacząłem spokojnie, tym razem jednak dałem się
podpuścić swojej głowie i pewnemu starszemu zawodnikowi , który powiedział - „młodzież do przodu”.
Mocno spawałem na piątej pozycji, potem jednak trochę siekło. Jakkolwiek fajne
uczucie, jak Ci się przypominają „stare dobre czasy”. Bo na tym biegu momentami to był Garbacik z dawnych lat!
Rubryka czasy: pierwszy Aleksander Dzidowski – 46:19, Garbi
– 53:34 i Marek, którego również siekło – 58:16. Sportowo biegł wypadł naprawdę
nieźle, trzy minutki straty do podium, jakby to był mój jedyny start, a nie
jeden z festiwalowych można byłoby o nie powalczyć.
I oczywiście rubryka foteczki, coś pięknego!
Noc była ciężka, zaledwie kilka godzin szarpanego snu, jadąc
na Nocny Bieg na Cyl o godzinie 1:50 padły pamiętne słowa: „Marku czy nas kur*a
poje*ało?”*,**
Ciekawostką tego biegu, było spóźnienie się na start, gdyż
pierwszy raz w życiu spotkałem się z tym, że organizatorzy sprawdzali obowiązkowe
wyposażenie i nie chcieli mnie dopuścić. Na początku "rura" (a dokładnie spacer) stokiem narciarskim
do góry, płaski fragment i końcówka na Cyl. Bagatela 595m w gorę na 3,6km.
Biegło mi się zadziwiająco dobrze, realizowałem plan by nie dać się wyprzedzić
przez pierwszą kobietę xd. Zgon miał dopiero nadejść.
Czasy – pierwszy Robert Faron – 32:13, Garbi – 36:14, Maro –
38:17.
Foteczek brak :( :( :( (dużo smuteczku)
Zgłaszając się na FBA, jakby nie przyszło mi do głowy, że
nie jest to nie tylko 40km i 6500m up w dwa dni (ale de facto drugie tyle), bo na
każdy kolejny start trzeba było dojść. I w ten sposób po kolejnym ciężkim
spacerze z Cylu na Krowiarki zacząłem czuć, że jestem odwodniony i głodny,
jednocześnie nie mogąc już dostarczyć więcej pokarmu, gdyż organizm nie chciał
trawić. Śmieszne uczucie. Na Krowiarkach Marek napomknął jeszcze: „Czekaj na
mnie na szczycie”. Rzeczywistość była zgoła inna co obrazują wyniki (jak to
kiedyś trener Włodek powiedział „Garbaty jak Cię sieknie to już sieknie, musisz
o tym pamiętać”) – i tak właśnie było ; )
Czasy: pierwszy Andrzej Długosz – 32:03, Skorupczak – 49:31,
Garbizgon – 62:19 (prawie dubel)
I foteczki:
However, Bieg Wschodzącego Słońca – coś pięknego, z chęcią
znów tu wrócę (zarówno na taki romatyczny spacer, jak i może kiedyś na
pojedynczy bieg, by powalczyć o czołowe miejsca). Reasumując, podsumowując już odpuściliśmy – ja się już do
niczego nie nadawałem, a Marek też „szukał wymówki by zakończyć to szaleństwo”
(no i obiad u babci był).
"Jeszcze nie jestem ultrasem" – tak również mógł brzmieć tytuł
tej notki. Mimo to była to wspaniała przygoda, prawie 60 kilometrów w jedną
dobę, piękne widoki, doborowe towarzystwo, a i sportowo nie było tak źle ; )
Jeszcze kiedyś góral wróci ;) Ahoj!
I już tak trochę abstrahując od przewodniego tematu notki i
odpowiadając na pytanie koleżanki Marty:
- Jakie teraz będzie roadto?
- #roadtopięćkilomniej #roadtobefitagain #roadto1000, a
przede wszystkim #roadtosomewhere – wszyscy zmierzamy dokądś i skąd mamy
wiedzieć co przyniesie nam los (który przecież tak często lubi grać z nami w
pokera!)? Kolekcjonujmy piękne chwile, żyjmy przeszłością, teraźniejszością i
przyszłością (najlepiej wszystkim na raz) i starajmy się trochę częściej do
siebie uśmiechać!
I niezawodni Scorpionsi***, może niezbyt w temacie notki.
Ale czyż to nie jest piękne?
I foteczka z dedykacją, tym razem oczywiście z użytkownikiem
Marek Skorupa. Znanym, klubowym „łowcą bramek”, a przede wszystkim kolegą****,który ściągał mnie kiedyś zimą z gór. Dzięki niemu możecie dziś czytać kolejne
rozdziały książki Cycerona!
*Czytającą młodzież przepraszam za przekleństwa.
**Ilość przekleństw jest wprost proporcjonalna do poziomu
zmęczenia.
***, którzy w tym roku odsłonili swoją gwiazdkę w Alei Gwiazd pod Wawelem ;) Do zobaczenia w przyszłym roku w Podlesicach!
****-Byłem z kolegami… -Ty nie masz kolegów! –Trenerze, a
Marek? –No dobra, Marek jest Twoim kolegą!
Ahoj po raz kolejny!