...umiejętnie się przeciągnąć jak się jest grubym cieniasem!"
Czasy kiedy mogłem uczciwie powiedzieć – „pan Cyceron jest w formie” minęły. Mam nadzieję niebezpowrotnie, bo jak to powiedział na jurajskim zakończeniu sezonu MH „W pewnym momencie bieganie to ciągła walka do tego do czego się już i tak nie wróci”. Tak więc z tego co widać – Maciek walczy, (ja z resztą też). Walka w drugiej lidze (i w wadze ciężkiej 80+ będzie ciekawsza!)
Czasy kiedy mogłem uczciwie powiedzieć – „pan Cyceron jest w formie” minęły. Mam nadzieję niebezpowrotnie, bo jak to powiedział na jurajskim zakończeniu sezonu MH „W pewnym momencie bieganie to ciągła walka do tego do czego się już i tak nie wróci”. Tak więc z tego co widać – Maciek walczy, (ja z resztą też). Walka w drugiej lidze (i w wadze ciężkiej 80+ będzie ciekawsza!)
Okres po KPA obfitował w starty wydawać by się mogło
kluczowe, zatem pora na relację z AMP, KMP, MP oraz z Mistrzostw Węgier, które
były taką truskawką na torcie.
Po zakończonym weekendzie sprinterskim, biegałem trochę na
bieżni. Wynikami się chwalić nie będę, dociekliwi sprawdzą, no może poza jednym…
pchnięcie kulą – 7,74 m
Nowy rekord życiowy, stary poprawiony o ponad 0,5 metra! Do
tego jak łatwo można zobaczyć na tymże blogasku, w korespondencyjnym pojedynku
trener Karol został pokonany o 0,48 metra.* Czyżby 1 liga w pchnięciu kulą
wśród polskich orientalistów?
Pozostając w temacie stadionu, płynnie przejdę do samych
AMP-ów, na które uczciwie powiem nie jechałem z myślą o biciu rekordów
życiowych. Poniżej foteczka Mistrzów UJ-otu w sztafecie 4x400 metrów.
Najsłabsze ogniwo zebrało cenne doświadczenie i może następnym razem czas
będzie lepszy :P
W tak zwanym międzyczasie odbyły się Klubowe Mistrzostwa
Polski – bieg klasyczny i sztafeta pokoleń. Z uwagi na tygodniową niedyspozycję
klasyk odpuściłem - poleciałem kilka punktów truchtem, cztery punkty na
przetarcie za Paszą i znowu truchcik. Prawdziwa rywalizacja miała dopiero
nadejść!
Następnego dnia nadszedł dzień, w którym mój bieg (poza
rywalizacją w drugiej lidze), miał większe znaczenie. Sztafeta klubowa, czyli
zawsze ogromne emocje i interesująca rywalizacja! Wawel troszkę osłabiony
ruszył do boju, a na pierwszy ogień posłał pana Cyca!
Teren niezbyt mu odpowiadał, ale nie ma co narzekać –
trzeba było ruszyć do boju. Od startu od razu harpagony zaczęły mega mocno –
pierwszy kilometr po syfie 4:38, drugi 4:06! Na pierwszym rozbiciu leciałem
swoje, kątem oka widziałem, że Marek ma to samo. Już wcześniej domyślałem się, że
budowniczowie tras na pewno nie pójdą na łatwiznę i kilka podwójnych wajch nam
zafundują. Na trójkę uformowała się już hierarchia w tramwaju (z przodu Podzio,
Radzio), a za nimi sznur wraz z panem Cycem. Spory błąd Garbi walnął na piątkę.
Zabrakło konsekwencji i pewności siebie na rozbiciu. Około minuta w plecy.
Mimo to uformował się całkiem fajny tramwaj za Podziem.
Hierarchia – Podzio, Michał Kalata, MG, Yaroslaw Pazuch, Maciek Hewelt (mniej
wiecej taka). Tempo nie było komfortowe (sam bym pewnie takiego nie narzucił),
ale wystarczające by kontrolować mapę i korygować wahnięcia motorniczych. Na
lekką „pałę” biegłem tylko na punkt 58, ale jakoś się udało ;)
Znów ciekawie było na następnym rozbiciu – tym razem
dostałem najtrudniejsze (to co Pasza), jakoś udało się to tam wymacać i
straciłem do czuba około 15 sekund. (Tak trzeba było biec na to bagienko.)
Później rozpoczęła się już konkretna pogoń, w zasięgu
wzroku Yaroslaw i Kali, gdzieś tam na horyzoncie Pasza z Podziem. Na widokowym
byłem siódmy, ale…
…prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą. Trzeci
czas pierwszej zmiany za Paszą i sekundę za Michałem Kalatą. Tego nie było za
czasów najlepszej formy biegowej, kto pamięta Helusz ten wie, pozdrawiam tamten
tramwaj (Grabek, Hewi, Gucio, Łukasz Gryzio).
Walka pozostałych zmian była bardzo interesująca, świetnie
pobiegła na przykład Madzia Topór, ostatecznie skończyliśmy na trzecim miejscu.
Brakło tak niewiele ;) Dziękujemy wszystkim za walkę i gratulujemy zwycięzcom –
to był fajny dzień ;)
„Przygotowując” się do sprinterskich MP pobiegałem jeszcze
fajną rozgrzewkę (znów kluczowe warianty na plus)
oraz jeden trening ciągły na terenie osiedla Widok.
Sam bieg na sztafetach sprinterskich był taki sobie (bez
większych błędów, jednak niepewnie na początku). W tak prostym terenie
powinienem tego uniknąć. Boli przegrana z trenerem ;)**
[mapa chyba gdzieś zaginęła w akcji, albo nie wiem czy
nawet ktoś ją odebrał]
Okres pomiędzy MP-kami, a Wawel Cup to tydzień obijania
(połączony z chorowaniem) i trzy tygodnie trenowania, w którego skład weszło
kilka solidnych wybiegań, crossów po lesie, trening na legendarnej pustynii
i wyjazd na Mistrzostwa Węgier. Analizując je w pigułce, bo
już notka zaczyna przybierać rekordowe rozmiary.
- finał middla --- (trzy minusy, piąta liga, fizycznie
katastrofa, Bob na Bobie, zdecydowałem się zejść, by zebrać siły na finał)
Wielkie gratulacje dla Daniela za tytuł Mistrza Węgier (nieprawdopodobny
postęp). Gratulálok!***
- odmawianie alkoholu + (mały plusik, z kim trzeba, ile
trzeba to wypiłem. Ale nie jest łatwo być gościem i jeszcze musieć biegać ;) )
Zabawnym momentem było, gdy poszedł do mnie drugi zawodnik
z tej pierwszej zmiany – razem biegliśmy większość trasy i zaczęliśmy
dyskutować łamaną angielszczyzną o biegu. On - wyśmigany Węgier z kratą na
brzuchu i ja - pan prezes z całkiem sporą nadwagą.
Po biegu zabrałem się za rozdawanie ulotek, nie chwaląc się
sam obskoczyłem wszystkie samochody na imprezie na 1000 osób.*****
- ilość zebranych po drodze mandatów -- (dwa minusy, bo tyle ich było)
Bardzo dziękujemy Denesowi i całemu klubowi z Salgotarjan
za fantastyczną gościnę!
Tymczasem po dwóch tygodniach laby (Wawel Cup i Genua Trip)
zabieramy się do „ciągłej walki o powrót do tego do czego się już i tak nie
wróci”. Trzymajcie kciuki, cel na bieganie tego lata jest zgoła odmienny niż
bywało to wcześniej! #roadtobefitagain
I powiem Wam, drodzy czytelnicy, że jakoś to bieganie
zrobiło się naprawdę fajne. Jest inaczej niż kiedyś, ale kto powiedział, że w
elicie dla wielu kończą się cele sportowe? Jest rywalizacja, jest sport, a nade
wszystko jest wesoło. I z tym pozytywnym przesłaniem Was zostawiam, ahoj!
* Karolu czekam na rewanż, a może na jakiś oficjalny
pojedynek?
** Mimo to, był to kolejny solidny występ na miarę czołówki
drugiej ligi.
*** Jakaś taka moda na blogasku na wielojęzyczność
zapanowała ;)
**** xd zabawne sformułowanie, nie?