piątek, 22 stycznia 2016

A tak wygrywa nie-młodzieżowy nie-reprezentant polski.


Tytułowe nawiązanie oczywiście do tekstu, który cytuje obecnie 2/3 aktywnych orientacyjnych bloggerów. Swoje dzisiejsze rozwiązania zacznę może od drugiej części chwytliwego tytułu. Autorowi tekstu oczywiście należą się podziękowania, ale z mojej strony należy się również małe sprostowanie, ani już nie jestem taki młody - latka lecą, nie oszukujmy się, ani tym bardziej nie jestem reprezentantem Polski.

Pora przejść zatem do pierwszej części tytułu, czyli występie na trzecim etapie Grand Prix Krakowa w wykonaniu tytułowego nie-reprezentanta. W tygodniu przed biegiem zrobiłem sobie małe kuku, które nie da się ukryć trochę przeszkadza tak w bieganiu, jak i we wszystkim.


Na zdjęciu młodzieżowy reprezentant polski przyłapany na jedzeniu niezdrowego jedzenia, ciekawe co na to trener kadry Polski młodzieżowców?

Przygotowania do biegu trwały w najlepsze, dodatkowego smaczku rywalizacji dodawał zapowiadana konfrontacja mistrzów na długiej pętli (mistrz biegów ultra, mistrz Grand Prix Krakowa i mistrz biegu na orientację). Z uwagi na to, że standardowo biegłem tylko jedne kółko, miałem nadzieję oglądać na żywo walkę o wieczną chwałę i rekord trasy.

Przez większą część trasy miałem przyjemność biec z Mistrzem Świata i najlepszym polskim seniorem jesiennych Mistrzostw Polski, niejako sprawdzając czy się będę w stanie za nim przewieźć w sezonie, hehe. Najbardziej dał mi się we znaki zbieg za kopcem. Ostre napieranie w dół przy posiadaniu trzech sprawnych kończyn było utrudnione, a chęci do wyjątkowego ryzyka specjalnie nie było. Ten zbieg kosztował mnie proporcjonalnie zbyt dużo sił w stosunku do tempa jakim go pokonałem. (jak to mądrze brzmi). A dzięki moim seksownym udom

 i drobnej pomocy z zewnątrz całe markowe Alpe Cermis biegłem krok w krok za zawodnikiem Grunwaldu.

Na zbiegu ponownie trochę przyhamowałem z uwagi na wymogi bezpieczeństwa, by później już na asfalcie mocno ruszyć do mety po zgona (nie do końca się udało) i jak najlepszy czas. Dlatego trochę szkoda, że pomiar czasu mnie nie złapał. 

1. M.Garbacik 23.04 (w rzeczywistości około 22.45)
2. P.Babula      +1.05
3.W.Kański      +1.25

Po biegu była jeszcze pora na foteczkę podkreślającą, ze autor blogaska jest nie tylko wysportowany, ale również zabójczo przystojny.


I jeszcze trzy foteczki, pierwsza z pytaniem retorycznym. Może jednak reprezentant?


Druga pokazuje niewątpliwy (nieproporcjonalny do jego masy ciała) talent fizyczny.


I trzecia pokazujący gest mojego młodszego klubowego kolegi, którego zapomniałem pokazać na podium. W związku z tym pokazuję to dzisiaj. 50% planu wykonane.


Podsumowując, reasumując start na GPK, może nie jakoś szaleńczo, ale jednak pozytywny. Idziemy naprzód. Jeszcze bardziej pozytywnie niż same zawody wychodzą teraz treningi, zaczynam się ładować kilometrami w spokojnej dwójce, a jak już ściągnę to gówno z ręki być może wjedziemy na autostradę do Augustowa.

Na koniec tradycyjnie dedykacja, tym razem dla tych którzy czegoś, nie wiedzą, chcą się czegoś nauczyć, suchar wraz z utworem.

-Jeśli czegoś nie wiem to kogo mam się spytać?
-Dawida!
-Dlaczego?
-Bo wie.

i piosenka (i w żadnym wypadku nie jest to typowa dla najlepszego obecnie blogera polskiej orientacji zachodnia muzyka taneczna z lat 80. ubiegłego stulecia) - tu podziękowania za nadanie tego tytułu i dygresja w linku.


I dedykacja numer dwa (piosenka i cytat), dla osoby wyjątkowej; mojej byłej, niedoszłej. Korzystaj z życia i trzymaj się tam na obczyźnie!

 

"Spieszmy się kochać studentki, tak szybko odchodzą" - Piotr Kowal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz