piątek, 20 lutego 2015

Pacta sunt servanda

W skrócie jest rzymską zasadą, która mówi o powinności dotrzymywania umów. Nawiązywał do niej również w swojej koncepcji filozoficznej Hugo Grocjusz. Paremia ta była jedną z czterech zasad prawa natury, inaczej zwanego prawem naturalnym wyżej wymienionego filozofa. Do tej paremii będzie też dzisiaj nawiązywał mniej znany filozof/biegacz zwany Cycem z Ruczaju.

Gdy w grudniu dałem wszystkim słowo, obiecując wpie*dol na lutowym GPK, niezwłocznie wziąłem się do pracy, która miała pomóc spełnić tą deklarację. Wszystko szło w dobrym kierunku, zwłaszcza w styczniu mój trening wyglądał profesjonalnie, a na niektórych treningach czułem się tak dobrze, że aż zaczynało mnie to martwić. Tak szybko i na tak niskim tętnie jeszcze nigdy rozbiegań nie kończyłem,


udało się w kolejnym tygodniu przekroczyć „stówę”. Następnie przyszły Mistrzostwa Narciarskie, które również jakoś wybitnie mnie nie rozregulowały, generalnie tydzień przed lutowym GPK też był jak najbardziej na plus. Rozgrzewka też była na plus, no ale…

…przyszedł sam bieg i warunki. Kto biegał ten wie, kto nie miał odpowiednich butów ten wie tym bardziej. Do kopca, poza tym, że noga mi się ślizgała, jedną efektowną glebą i całkiem głośną kurtyzaną było okey. Czułem spory zapas sił, miałem kontakt wzrokowy z czołówką, no ale i ja, i część grupy grupy pościgowej zaczęła mieć spore problemy.



Najgorsze nie były same wywrotki, lecz momenty gdy próbując wbiegać na górę, ześlizgiwałeś się na dół. Tak prowadzony bieg przyniósł mi spore straty czasowe, siłowe i psychiczne, także kończąc pierwszą pętle byłem już lekko pod*ebany, znaczy się zmęczony. A to zdjęcie w pewnym sensie symboliczne:


I grupa pościgowa, która miała nie mniejsze ode mnie problemy (choć nikt aż tak dużo razy chyba nie leżał):


Na drugiej pętli byłem co raz bardziej bardziej zmęczony, z czasem walka o miejsce i czas zamieniła się w walkę o życie. W trakcie jednego podbiegu (gdy już miałem grunt pod nogami) uciąłem sobie nawet pogawędkę z wracającą do biegania Panią Prezes.


Dobiegłem do męty, wykonując jeden z najbardziej efektownych finiszów w moim życiu, jednocześnie… Nie dotrzymując umowy. Nikomu nie wpier*oliłem, a „umów należy dotrzymywać"... Co ten bieg jednak mi dał? Dał mi na pewno ciekawe wspomnienia, motywację do kupna nowych butów i kilka nowych siniaków i blizn, w sumie lubię je : ) Szkoda, że nie udało się zaliczyć zgona, no i szkoda tych butów, bo myślę, że tego dnia, z tymi przeciwnikami mógłbym powalczyć.

1.M.Radwan         49.54
2.P.Dybek            +0.14
3.P.Hercog           +0.25
...
6.M.Garbacik        +4.17

A co dalej? Dalej udałem się na obóz, jednak nie wszystko potoczyło się tam po mojej myśli, są jednak pewne rzeczy o których pisać nie warto, w końcu nie taka jest tematyka cycowego blogaska! Można powiedzieć, że zadziałała druga zasada prawa naturalnego – karalność przestępców. Nie dotrzymałem umowy, to mnie pokarało. A tak na poważnie to na obozie przeżyłem kolejną lekcję asertywności. Cecha ta jest niezwykle potrzebna, a ja nie raz nie umiem się zachowywać w sposób asertywny, dlatego dzisiaj robię to co robię.

W każdym bądź razie w marcu jest kolejne GPK, a ja mam nadzieję, że za 2-3 dni wrócę do biegania i… postaram się skorzystać z trzeciej zasady Hugona – wynagrodzenie szkód. Postaram się wynagrodzić wszystkim szkody i wpierd*lić im na marcowych zmaganiach.

A i nutka na dzisiaj, mam nadzieję, że się spodoba : )


Siedzę sobie w poczekalni, gdy konkurencja odjeżdża, ale...

P.S.

Popatrz Pozytywnie!

*fot. Patryk Giee, Anna Idzi
*muzyka - Jacek Kaczmarski

P.S.2.


Szacun Jasiu, fot. Maria Ziętek-Leśnicka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz