W skrócie jest rzymską zasadą, która mówi o powinności
dotrzymywania umów. Nawiązywał do niej również w swojej koncepcji filozoficznej
Hugo Grocjusz. Paremia ta była jedną z czterech zasad prawa natury, inaczej
zwanego prawem naturalnym wyżej wymienionego filozofa. Do tej paremii będzie
też dzisiaj nawiązywał mniej znany filozof/biegacz zwany Cycem z Ruczaju.
Gdy w grudniu dałem wszystkim słowo, obiecując wpie*dol na lutowym GPK, niezwłocznie wziąłem się do pracy, która miała pomóc spełnić tą deklarację. Wszystko szło w dobrym kierunku, zwłaszcza w styczniu mój trening wyglądał profesjonalnie, a na niektórych treningach czułem się tak dobrze, że aż zaczynało mnie to martwić. Tak szybko i na tak niskim tętnie jeszcze nigdy rozbiegań nie kończyłem,
Gdy w grudniu dałem wszystkim słowo, obiecując wpie*dol na lutowym GPK, niezwłocznie wziąłem się do pracy, która miała pomóc spełnić tą deklarację. Wszystko szło w dobrym kierunku, zwłaszcza w styczniu mój trening wyglądał profesjonalnie, a na niektórych treningach czułem się tak dobrze, że aż zaczynało mnie to martwić. Tak szybko i na tak niskim tętnie jeszcze nigdy rozbiegań nie kończyłem,
udało się
w kolejnym tygodniu przekroczyć „stówę”. Następnie przyszły Mistrzostwa
Narciarskie, które również jakoś wybitnie mnie nie rozregulowały, generalnie
tydzień przed lutowym GPK też był jak najbardziej na plus. Rozgrzewka też była
na plus, no ale…
…przyszedł sam bieg i warunki. Kto biegał ten wie, kto nie
miał odpowiednich butów ten wie tym bardziej. Do kopca, poza tym, że noga mi się ślizgała, jedną efektowną glebą i całkiem głośną kurtyzaną było okey.
Czułem spory zapas sił, miałem kontakt wzrokowy z czołówką, no ale i ja, i część grupy grupy pościgowej zaczęła mieć spore problemy.
Najgorsze nie
były same wywrotki, lecz momenty gdy próbując wbiegać na górę, ześlizgiwałeś
się na dół. Tak prowadzony bieg przyniósł mi spore straty czasowe, siłowe i
psychiczne, także kończąc pierwszą pętle byłem już lekko pod*ebany, znaczy się
zmęczony. A to zdjęcie w pewnym sensie symboliczne:
I grupa pościgowa, która miała nie mniejsze ode mnie
problemy (choć nikt aż tak dużo razy chyba nie leżał):
Na drugiej pętli byłem co raz bardziej bardziej zmęczony, z
czasem walka o miejsce i czas zamieniła się w walkę o życie. W trakcie jednego
podbiegu (gdy już miałem grunt pod nogami) uciąłem sobie nawet pogawędkę z
wracającą do biegania Panią Prezes.
Dobiegłem do męty, wykonując jeden z najbardziej efektownych
finiszów w moim życiu, jednocześnie… Nie dotrzymując umowy. Nikomu nie
wpier*oliłem, a „umów należy dotrzymywać"... Co ten bieg jednak mi dał? Dał mi na
pewno ciekawe wspomnienia, motywację do kupna nowych butów i kilka nowych
siniaków i blizn, w sumie lubię je : ) Szkoda, że nie udało się zaliczyć zgona, no i szkoda tych butów, bo myślę, że tego dnia, z tymi przeciwnikami mógłbym powalczyć.
1.M.Radwan 49.54
2.P.Dybek +0.14
3.P.Hercog +0.25
...
6.M.Garbacik +4.17
A co dalej? Dalej udałem się na obóz, jednak nie wszystko
potoczyło się tam po mojej myśli, są jednak pewne rzeczy o których pisać nie
warto, w końcu nie taka jest tematyka cycowego blogaska! Można powiedzieć, że
zadziałała druga zasada prawa naturalnego – karalność przestępców. Nie dotrzymałem
umowy, to mnie pokarało. A tak na poważnie to na obozie przeżyłem kolejną
lekcję asertywności. Cecha ta jest niezwykle potrzebna, a ja nie raz nie umiem
się zachowywać w sposób asertywny, dlatego dzisiaj robię to co robię.
W każdym bądź razie w marcu jest kolejne GPK, a ja mam
nadzieję, że za 2-3 dni wrócę do biegania i… postaram się skorzystać z trzeciej
zasady Hugona – wynagrodzenie szkód. Postaram się wynagrodzić wszystkim szkody
i wpierd*lić im na marcowych zmaganiach.
A i nutka na dzisiaj, mam nadzieję, że się spodoba : )
Siedzę sobie w poczekalni, gdy konkurencja odjeżdża, ale...
P.S.
Popatrz Pozytywnie!