niedziela, 13 marca 2016

Raz, dwa, trzy... cztery!

Czas mija i nadszedł czas ostatniego Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich. Dziś będzie bardziej „foteczkowo” niż merytorycznie. Plan był prosty – nastawić się na ostrą walkę i trzymać plecy zwycięzcy na 11, tak długo jak się da. Miało w tym również pomóc pozwolenie, które otrzymałem; bynajmniej nie upoważnienie, ani delegacja ustawowa. Dodatkową presję powodował fakt, iż byłem tego dnia faworytem bukmacherów.


Jeszcze foteczka przedstartowa, z serii "na fanpejdża".


 I przedstartowa narada, jak to wygramy te sztafety za 4 lata.


Ruszyliśmy mocno


, niestety podczas pierwszego podbiegu czułem, że to nie jest „dzień konia”, moje nogi nie podają tak jakbym chciał. Nastawiłem się, więc na walkę jak za dawnych lat!


Podczas zbiegu za ZOO wyszedłem na moment na prowadzenie, ale było to może jakieś 3-sekundowe prowadzenie, a od razu gdy je straciłem utraciłem też raz na zawsze sztywny hol. Pod kopcem byłem już zdrowo zarżnięty, jednak prawdziwa walka miała nastąpić dopiero na markowym Alpe Cermis. 


Spokojnie do konkursu TOP Model wybierać się nie planuję, ale powalczyć o jak najlepszy czas jak najbardziej tak! Zbieg mocno, 


wypłaszczenie i podbieg jeszcze mocniej. 


Tym razem foteczka pokazująca oprócz ud jeszcze łydki. 


Walka na asfalcie była już typową walką „aż do utraty sił”, dziękuję wszystkim za doping. Na mecie padłem nieżywy, jak kiedyś miałem w zwyczaju padać.


Czas? 21:43, pewnie trochę krócej, bo znowu mi chip nie zadziałał. Ani wybitny, ani zły. W sumie mogę być z niego zadowolony, a z walki jeszcze bardziej. Celów z poprzedniego wpisu nie udało się zrealizować, ale rywal za mocny, a do 21:30 jednak trochę za daleko. 

1. M.Garbacik     21.43
2. M.Biederman   +1.22
3. B.Babula         +1.26

Miejsce na podsumowania całego GPK zostawiam sobie na osobny post, ale warto zauważyć, że spełniony został pierwszy cel z wpisu “Jaki grudzień, taki cały rok”. W ogóle bardzo lubię czytać ten wpis, jest bardzo motywujący, daje fajnego kopa – poleca autor blogaska.


Jeszcze mała dygresja, rodziców lub opiekunów prawnych uprasza się o pilnowanie swoich pociech.


A co dalej? Dalej walczymy na wielu frontach. Sezon biegów górskich na razie zakończony (w planach mpki), teraz pierwsza połówka, Czechy i #roadtoAugustów.

Apropo #roadtoAugustów bardzo podbudowała mnie, udostępniona na moim fejsiku historia Artura Kerna. Jak takie zwycięstwo po latach musi smakować, sam pewnie wie najlepiej. A ja? Mam nadzieję, że się kiedyś dowiem…

A dedykacja, miała być dla pana Cyca, coś ze Scorpionsów. Ale ten jeden raz, będzie taka jak motywacja na biegu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz