20 października zakończył się dla mnie sezon 2013. Docelowym
biegiem ostatniej części sezonu był ostatni etap biegu z cyklu „Perły
Małopolski” rozgrywanego we wszystkich Parkach Narodowych położonych w Małopolsce.
Pomimo, że był to mój jedyny start w tym cyklu, chciałem intensywnie zaznaczyć
w nim swoim obecność. Cel był dość jasno postawiony.
Trasa jak przystało na biegi górskie charakteryzowała się
dużym przewyższeniem, choć nie należała do bardzo różnorodnych. Pięciokilometrowy
podbieg, pod Maciejową i zbieg do Rabki mógł jednak intensywnie zmęczyć
zawodników. Od czwartego kilometra, po wrzuceniu wyższego biegu pod górkę
biegłem już sam. Od ósmego po piętach zaczął mi deptać zawodnik, z którym
pokonywałem pierwsze kilometry, ale na szczęście udało się dowieźć zwycięstwo
do mety.
Organizacyjnie zawody stały na dość wysokim poziomie. Do
mnie osobiście bardzo przemawia charakter biegów górskich w małych miejscowościach.
Zespoły regionalne, wesoły spiker i atmosfera prawdziwego święta mogły sprawić,
że każdy na tych zawodach czuł się bardzo dobrze. Zakończenie w amfiteatrze było doskonałym miejscem na finałowe rozdanie nagród w całym cyklu.
Następnego dnia, w poniedziałek, pierwszy dzień
roztrenowania, mając ogromne zakwasy (a dokładniej rzecz ujmując mikrourazy)
dowiaduję się – Jutro biegasz zawody na 1500 metrów. We wtorek na zawodach na
krakowskim AWF-ie byłem pierwszy w swoim biegu, a drugi ogólnie. Ogólnie chłopcy
z VIII LO w Lidze Lekkoatletycznej zajęli tego dnia pierwsze miejsce, co
oznaczało… Kolejny start, w wojewódzkim finale w… czwartek.
Na zawodach nie zabrakło oczywiście charyzmatycznego spikera,
który jak zwykle:
-przypominał zawodnikom, aby nie wychodzić przez barierkę
-pomstował „na idiotów którzy przechodzą przez fotokomórkę i
sprawiają, że pobity zostanie rekord świata”
-narzekał, że zawodnicy nie pamiętają o rozgrzewce
Z tą rozgrzewką to akurat tak łatwo nie było, bo jednego
dnia opóźnienia spowodowały, że trwała u mnie prawie godzinę, a drugiego dnia
stosunkowo nieduże opóźnienia sprawiły, że nie zrobiłem jej prawie w ogóle J Czasy na tych
zawodach, „dupy nie urywają” (4:30,09 ; 4:27,37), ale ani nie to nie moja
specjalizacja, ani świeżości nie było J
Sezon, z którego nie do końca mogę być zadowolony zakończył się jak najbardziej
pozytywnym akcentem. Pięcioma dniami totalnego zarąbania!