Hej ha! Kolejkę nalej! Hej ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale Ultralongowym Opowieściom!
A więc (i dwója bęc), pora na opowieść o pierwszym ukończonym przez pana Cycerona ultralongu w elicie. Ale od początku, zacznijmy od #roadtoDylewskieWzgórza:
W tym roku przygotowania nie były
niestety idealne (ani też jakby to Toporek powiedział ideanalne), nie
przypominałem zeszłorocznego profCyca. Przyplątały się dwie tygodniowe
choróbska, które po zsumowaniu dają miesiąc trenowania w plecy, dodatkowo
startowałem z bardzo niskiego pułapu (wysokiego na liczniku wagi), a motywacja
w pierwszych miesiącach trenowania też pozostawiała wiele do życzenia.
Jakkolwiek fajne trenowanie zaczęło się 2 tygodnie przed finałem GPK, zakończonym piękną Victorią – kto jeszcze nie widział to patrzcie!
Po AMP-ach bardzo solidnie przetrenowałem
tydzień, niedzielny trening nie został skończony przez lekkie problemy
astmatyczne, później spadł deszcz i cały tydzień przed longiem to było już
solidne chillowanie (z dobrym oddychaniem).
Droga do Dylewskich Wzgórz
dobiegła końca, na starcie stanęli wszyscy sobie równi!
Ale do rzeczy, a raczej do biegu.
Ruszyli – po ładną fotkę Karol Galicz i Michaś Garbacik. Później na prowadzenie
wysforowali się Marek Skorupa (pseudo Skorupa) i główny faworyt biegu Michał
Olejnik. Tak biegliśmy sobie przyjemnie po Dylewskich Wzgórzach. Na pierwszym
motylku około 15’’ błędu. Biegłem na dość sporym luzie (tak mi się przynajmniej
wydawało), w pełni kontrolując co się dzieje i minimalnie korygując swoje
warianty w porównaniu do motorniczych.
I tak po pewnym czasie wysforowała
się następująca czołówka (która biegła razem całkiem sporą część trasy):
ekstraklasa – Michał Olejnik
I liga z ekstraklasowymi
aspiracjami – Mikołaj Dutkowski, Radosław Piotrowski
I liga – Piotr „Pasza” Paszyński,
Michał Kalata
II liga – Karol Galicz, Michał
Garbacik i Mateusz Podsiadły (choć w tym wypadku raczej angielska Football (Orienteering) League Two :D)
W pewnym momencie kolejność
wyglądała nawet tak:
Tak nie mogłem się powstrzymać,
by wrzucić tego screena :D
Biegnąc na piętnastkę można było
już wyraźnie zobaczyć dwie podgrupy:
Na węzłowym wszyscy moi kompani
poszli w prawo; Radzio i Olej byli już wyraźnie (niecałą minutkę) z przodu.
Wchodząc jednak spokojnie na punkt, złapałem przyszłego srebrnego medalistę i
za nim zrobiłem całego motylka. W pewnym momencie przyszła do głowy nawet taka
myśl:
„A co jak mi się uda, to co dwa
lata temu?”
od razu jednak:
„Spokojnie niewiele ponad 1/3 za nami, wszyscy wciąż
są w grze.”
Prawda jest jednak taka, że było to bolesne oszukiwanie swojej
głowy. Wcale nie biegłem na luzie (domyślam się, że średnie HR z pierwszej
godziny biegu może oscylować powyżej 185 uderzeń. O tym, że zaczyna być ciężko
zacząłem się przekonywać, biegnąc na 23 punkt. Radzio przyspieszył, a mi
najzwyczajniej w świecie zaczynało brakować paliwa.
Po pierwszej kąpieli w bagnie
straciłem kontakt z czołówką,
później jeszcze chwilowy (dość długi) zawias
(około 1’20’’ błędu) i mogłem rozpocząć drugi bieg, zupełnie odrębny od
pierwszego. Pierwszy się już zakończył, na więcej nie było mnie stać, jak można
było przewidzieć - na więcej nie byłem przygotowany. "Z gówna bata nie ukręcisz", bieganie na pewnym poziomie to jednak nieubłagana matematyka. Jakkolwiek była to fajna
przygoda i będzie co wspominać. Był to również cenny pakiet doświadczenia do
#roadtojeszczeniewiemgdzie.
W dalszej części zacząłem opadać
z sił i niestety pojawiły się błędy (1’20’’ na PK27, 15’’ na PK31, 1’30’’ na
PK32, 15’’ na PK33, 30’’ na PK34, 15’’ na PK 36, 20’’ na PK39 i 15’’ na PK46).
Łącznie na całej ultralongowej trasie uzbierało się około 6’20’’ myślę, że nie tak
dużo, choć uniknięcie części z nich pozwoliłoby mi na zbliżenie do miejsca w
TOP6, które byłoby już czymś fajnym – gratki Mateusz.
Sporo błędów zrobiłem na drugiej
części trasy, zadowolony jednak mogę być z trzeciej części, gdzie słabłem
wolniej niż Karol i nawigowałem lepiej niż Mateusz. Mogę powiedzieć, że pomimo ogromnego styrania, mój mózg pracował na lepszych obrotach. Fajną
motywacją było spotkanie z konkurencją na węzłowym. Na tej części trasy z 4’ straty do Karola, odrobiłem
2’, by jedną znowu stracić na kolejną kąpiel w bagnie.
Bieg zakończyłem z bardzo dużą
stratą na 8. miejscu. Na początku postaram się zwrócić uwagę na jego pozytywne
aspekty:
- Pierwsze 60’ trasy pokazało, że
da się biec z ekstraklasą i kontrolować co się dzieje.
- Ukończyłem pierwszego
ultralonga w elicie.
- Dałem z siebie absolutnego maksa, po biegu prawie tydzień dochodziłem do siebie.
- Dałem z siebie absolutnego maksa, po biegu prawie tydzień dochodziłem do siebie.
- Prawie cały czas biegłem; z
czasem wolno, ale biegłem (podchodzenie tylko pod górki).
- Miejsce 8. jest na razie moim
najwyższym miejscem na MP w M21 w biegu indywidualnym (jakkolwiek jestem świadomy tego, że przy
pełnej stawce byłoby to pewnie miejsce w okolicach 15.).
- Był to też jak na razie
najlepszy mój bieg na MP w M21, przegrałem mniej niż na jesiennych klasykach.
- Na całym biegu, w przeciwieństwie
do Piotra, Michała czy Mateusza nie zrobiłem żadnej dużej bomby.
- Na ostatniej pętli utrzymałem
koncentrację na wysokim poziomie.
1. M.Dutkowski 133:49
2. R.Piotrowski +1:19
3. M.Olejnik +4:25
...
6. M.Podsiadły +21:27
7. K.Galicz +23:26
8. M.Garbacik +26:44
Podsumowując tegoroczny ultra
long, poziom elity, w porównaniu z poprzednimi latami, był bardzo wysoki*. Cały
pierwsza piątka, to naprawdę panowie, co mają w nogach. Było z kim przegrać ;)
Zwłaszcza szacun dla
Radzia, po którego czasie na AMP-ach nie spodziewałem się takiego wyniku, nie
da się ukryć – pokazał klasę. Pokazał rownież, że te nasze roczniki (94-96) wchodząc
do elity zgarniają indywidualne medale bez najmniejszych kompleksów (rok temu
Krzyś dwa, dwa lata temu Piotr cztery). Ukłony również w stronę Mikołaja Dutkowskiego, który udowodnił, że nieustępliwość popłaca i każdy w końcu dotrze do swojej Itaki. (Dla każdego mitologiczna Itaka jest czymś innym.) Z roku na rok podnosił swój poziom i myślę, że w tym roku zgarnie jakąś blachę również na biegu, gdzie będzie pełna stawka. Czapki z głów!
W zmaganiach drugiej ligi, które
z takim zainteresowaniem przedstawiałem rok temu, najlepszy okazał się Mateusz
Podsiadły, tuż za nim Karol, a na trzecim stopniu podium był Cyc Ron.
Pogdybajmy jeszcze trochę:
-Gdybym w tegorocznej formie {bez
astmy} wystartował w roku ubiegłym to prawdopodobnie walczyłbym o TOP2.
-Gdybym w formie z zeszłego roku,
gdzie biegałem 6’ szybciej na półmaratonie i zrobiłem zdecydowanie więcej
kilometrów po lesie** {bez astmy}, pobiegł w tym roku, w ocenie trenera Włodka
walczyłby z Paszą i Kalatą o TOP4.
-Gdybym nie biegł pierwszych 60’
z topem to może czas na mecie byłby troszeczkę lepszy, ale ileż frajdy byłoby
zabrane…
Gdybać każdy jednak może czas na
nowe cele, nowe przygody… ; ) Na razie odpłukać kwiecień przebiegł o niebo
lepiej niż rok temu, więc jest szansa że lipcowa forma na start przygotowań pod
jesień będzie wyższa niż rok temu. fajnie byłoby powalczyć jeszcze w tym roku o
TOP10, nie da się ukryć, że w tym roku elita jest bardzo wyrównana i poza
ekstraklasą sporo jest zawodników I-ligowych. (Wciąż marzy mi się awans do tej ligi :D) Na pewno powstaną jeszcze jakieś
cele biegowe, poza orienteeringowe. Na razie celem w samym sobie jest każdy trening
i każde podwórkowe zawody. Chcę czerpać z nich jak najwięcej radochy, w miarę możliwości, oddychając pełną piersią. A co będzie później? Zobaczymy, enjoy it!
No i na koniec foteczka, z pozdrowieniami dla kochanej Polusii i kochanego Kubusia. Tak nowoczesne dzieci spędzają wigilię świąt Bożego Narodzenia ;)
Ahoj, (a kto nie przeczytał do
końca ten hoj)!
*Jak na złość, w tym roku nikt nie zszedł z trasy :D
**Tego w tegorocznym przygotowaniu, moim zdaniem zdecydowanie brakło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz