poniedziałek, 1 maja 2017

Ultralongowe opowieści


Hej ha! Kolejkę nalej! Hej ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale Ultralongowym Opowieściom!

A więc (i dwója bęc), pora na opowieść o pierwszym ukończonym przez pana Cycerona ultralongu w elicie. Ale od początku, zacznijmy od #roadtoDylewskieWzgórza:


W tym roku przygotowania nie były niestety idealne (ani też jakby to Toporek powiedział ideanalne), nie przypominałem zeszłorocznego profCyca. Przyplątały się dwie tygodniowe choróbska, które po zsumowaniu dają miesiąc trenowania w plecy, dodatkowo startowałem z bardzo niskiego pułapu (wysokiego na liczniku wagi), a motywacja w pierwszych miesiącach trenowania też pozostawiała wiele do życzenia. Jakkolwiek fajne trenowanie zaczęło się 2 tygodnie przed finałem GPK, zakończonym piękną Victorią – kto jeszcze nie widział to patrzcie!


Po AMP-ach bardzo solidnie przetrenowałem tydzień, niedzielny trening nie został skończony przez lekkie problemy astmatyczne, później spadł deszcz i cały tydzień przed longiem to było już solidne chillowanie (z dobrym oddychaniem).

Droga do Dylewskich Wzgórz dobiegła końca, na starcie stanęli wszyscy sobie równi!

Ale do rzeczy, a raczej do biegu. Ruszyli – po ładną fotkę Karol Galicz i Michaś Garbacik. Później na prowadzenie wysforowali się Marek Skorupa (pseudo Skorupa) i główny faworyt biegu Michał Olejnik. Tak biegliśmy sobie przyjemnie po Dylewskich Wzgórzach. Na pierwszym motylku około 15’’ błędu. Biegłem na dość sporym luzie (tak mi się przynajmniej wydawało), w pełni kontrolując co się dzieje i minimalnie korygując swoje warianty w porównaniu do motorniczych.


I tak po pewnym czasie wysforowała się następująca czołówka (która biegła razem całkiem sporą część trasy):

ekstraklasa – Michał Olejnik
I liga z ekstraklasowymi aspiracjami – Mikołaj Dutkowski, Radosław Piotrowski
I liga – Piotr „Pasza” Paszyński, Michał Kalata
II liga – Karol Galicz, Michał Garbacik i Mateusz Podsiadły (choć w tym wypadku raczej angielska Football (Orienteering) League Two :D)

W pewnym momencie kolejność wyglądała nawet tak:


Tak nie mogłem się powstrzymać, by wrzucić tego screena :D

Biegnąc na piętnastkę można było już wyraźnie zobaczyć dwie podgrupy:


Na węzłowym wszyscy moi kompani poszli w prawo; Radzio i Olej byli już wyraźnie (niecałą minutkę) z przodu. Wchodząc jednak spokojnie na punkt, złapałem przyszłego srebrnego medalistę i za nim zrobiłem całego motylka. W pewnym momencie przyszła do głowy nawet taka myśl:

„A co jak mi się uda, to co dwa lata temu?” 

od razu jednak: 

„Spokojnie niewiele ponad 1/3 za nami, wszyscy wciąż są w grze.” 

Prawda jest jednak taka, że było to bolesne oszukiwanie swojej głowy. Wcale nie biegłem na luzie (domyślam się, że średnie HR z pierwszej godziny biegu może oscylować powyżej 185 uderzeń. O tym, że zaczyna być ciężko zacząłem się przekonywać, biegnąc na 23 punkt. Radzio przyspieszył, a mi najzwyczajniej w świecie zaczynało brakować paliwa.


Po pierwszej kąpieli w bagnie straciłem kontakt z czołówką,


później jeszcze chwilowy (dość długi) zawias (około 1’20’’ błędu) i mogłem rozpocząć drugi bieg, zupełnie odrębny od pierwszego. Pierwszy się już zakończył, na więcej nie było mnie stać, jak można było przewidzieć - na więcej nie byłem przygotowany. "Z gówna bata nie ukręcisz", bieganie na pewnym poziomie to jednak nieubłagana matematyka. Jakkolwiek była to fajna przygoda i będzie co wspominać. Był to również cenny pakiet doświadczenia do #roadtojeszczeniewiemgdzie.

W dalszej części zacząłem opadać z sił i niestety pojawiły się błędy (1’20’’ na PK27, 15’’ na PK31, 1’30’’ na PK32, 15’’ na PK33, 30’’ na PK34, 15’’ na PK 36, 20’’ na PK39 i 15’’ na PK46). Łącznie na całej ultralongowej trasie uzbierało się około 6’20’’ myślę, że nie tak dużo, choć uniknięcie części z nich pozwoliłoby mi na zbliżenie do miejsca w TOP6, które byłoby już czymś fajnym – gratki Mateusz.


Sporo błędów zrobiłem na drugiej części trasy, zadowolony jednak mogę być z trzeciej części, gdzie słabłem wolniej niż Karol i nawigowałem lepiej niż Mateusz. Mogę powiedzieć, że pomimo ogromnego styrania, mój mózg pracował na lepszych obrotach. Fajną motywacją było spotkanie z konkurencją na węzłowym. Na tej części trasy z 4’ straty do Karola, odrobiłem 2’, by jedną znowu stracić na kolejną kąpiel w bagnie.


Bieg zakończyłem z bardzo dużą stratą na 8. miejscu. Na początku postaram się zwrócić uwagę na jego pozytywne aspekty:

- Pierwsze 60’ trasy pokazało, że da się biec z ekstraklasą i kontrolować co się dzieje.
- Ukończyłem pierwszego ultralonga w elicie.
- Dałem z siebie absolutnego maksa, po biegu prawie tydzień dochodziłem do siebie.
- Prawie cały czas biegłem; z czasem wolno, ale biegłem (podchodzenie tylko pod górki).
- Miejsce 8. jest na razie moim najwyższym miejscem na MP w M21 w biegu indywidualnym (jakkolwiek jestem świadomy tego, że przy pełnej stawce byłoby to pewnie miejsce w okolicach 15.).
- Był to też jak na razie najlepszy mój bieg na MP w M21, przegrałem mniej niż na jesiennych klasykach.
- Na całym biegu, w przeciwieństwie do Piotra, Michała czy Mateusza nie zrobiłem żadnej dużej bomby.
- Na ostatniej pętli utrzymałem koncentrację na wysokim poziomie.


1. M.Dutkowski    133:49
2. R.Piotrowski      +1:19
3. M.Olejnik           +4:25
...
6. M.Podsiadły     +21:27
7. K.Galicz          +23:26
8. M.Garbacik      +26:44

Podsumowując tegoroczny ultra long, poziom elity, w porównaniu z poprzednimi latami, był bardzo wysoki*. Cały pierwsza piątka, to naprawdę panowie, co mają w nogach. Było z kim przegrać ;)

Zwłaszcza szacun dla Radzia, po którego czasie na AMP-ach nie spodziewałem się takiego wyniku, nie da się ukryć – pokazał klasę. Pokazał rownież, że te nasze roczniki (94-96) wchodząc do elity zgarniają indywidualne medale bez najmniejszych kompleksów (rok temu Krzyś dwa, dwa lata temu Piotr cztery). Ukłony również w stronę Mikołaja Dutkowskiego, który udowodnił, że nieustępliwość popłaca i każdy w końcu dotrze do swojej Itaki. (Dla każdego mitologiczna Itaka jest czymś innym.) Z roku na rok podnosił swój poziom i myślę, że w tym roku zgarnie jakąś blachę również na biegu, gdzie będzie pełna stawka. Czapki z głów!

W zmaganiach drugiej ligi, które z takim zainteresowaniem przedstawiałem rok temu, najlepszy okazał się Mateusz Podsiadły, tuż za nim Karol, a na trzecim stopniu podium był Cyc Ron.

Pogdybajmy jeszcze trochę:

-Gdybym w tegorocznej formie {bez astmy} wystartował w roku ubiegłym to prawdopodobnie walczyłbym o TOP2.
-Gdybym w formie z zeszłego roku, gdzie biegałem 6’ szybciej na półmaratonie i zrobiłem zdecydowanie więcej kilometrów po lesie** {bez astmy}, pobiegł w tym roku, w ocenie trenera Włodka walczyłby z Paszą i Kalatą o TOP4.
-Gdybym nie biegł pierwszych 60’ z topem to może czas na mecie byłby troszeczkę lepszy, ale ileż frajdy byłoby zabrane…

Gdybać każdy jednak może czas na nowe cele, nowe przygody… ; ) Na razie odpłukać kwiecień przebiegł o niebo lepiej niż rok temu, więc jest szansa że lipcowa forma na start przygotowań pod jesień będzie wyższa niż rok temu. fajnie byłoby powalczyć jeszcze w tym roku o TOP10, nie da się ukryć, że w tym roku elita jest bardzo wyrównana i poza ekstraklasą sporo jest zawodników I-ligowych. (Wciąż marzy mi się awans do tej ligi :D) Na pewno powstaną jeszcze jakieś cele biegowe, poza orienteeringowe. Na razie celem w samym sobie jest każdy trening i każde podwórkowe zawody. Chcę czerpać z nich jak najwięcej radochy, w miarę możliwości, oddychając pełną piersią. A co będzie później? Zobaczymy, enjoy it!

No i na koniec foteczka, z pozdrowieniami dla kochanej Polusii i kochanego Kubusia. Tak nowoczesne dzieci spędzają wigilię świąt Bożego Narodzenia ;)


Ahoj, (a kto nie przeczytał do końca ten hoj)!

*Jak na złość, w tym roku nikt nie zszedł z trasy :D
**Tego w tegorocznym przygotowaniu, moim zdaniem zdecydowanie brakło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz