Pierwotnie tytuł notki miał brzmieć „Marzenia odłożone na
później?”, o tej jakże optymistycznej zmianie tytułu (jeden znak a tyle
zmienia), zadecydowały pewne czynniki, ale po kolei!
Moje przygotowania do Mistrzostw Polski do połowy marca
przebiegały tak jak sobie to wymarzyłem i zaplanowałem (o samych
przygotowaniach będzie osobna notka), końcówka marca już nie była taka
rewelacyjna, ale pierwsze dni kwietnia znów zaczęły napawać optymizmem. W piątek 1 kwietnia czułem wreszcie luz na rozbieganiu, 2
kwietnia przeniosłem się wspomnieniami do ubiegłorocznych zmagań na MP.
Oczywiście żadnych wniosków z tego wyciągać nie można, ale od dość dawna
chciałem to zrobić i… bawiłem się świetnie, do tego ego jego – autora blogaska
znacząco wzrosło. Został mi już w wolnym czasie tylko middle na Bronaczowej.
Może przebiegnę go w związku z jakimś wypadem w sprawie Wawel Cup.
M.Garbacik -0.01
1. K.Rzeńca 15.02
2. M.Podsiadły +0.19
3. R.Piotrowski +0.23
…
7. M.Garbacik +1.36
W niedzielę biegaliśmy z Jaśkiem 100 minut po lesie, 100
minut spokojnego ładowania, na sporym luzie. Będzie dobrze – pomyślałem.
Wszystko po mału zaczęło się je*ać (młodszych czytelników
przepraszam za wyrażenie, ale inne tutaj nie pasuje) w kolejnym tygodniu. We
wtorek mieliśmy bardzo ciepły dzień, przyroda na maksa rozkwitła, co
spowodowało mega alergię i kiepskie samopoczucie na wtorkowym rozbieganiu i
nieskończenie środowego treningu, który miał być ostatnim dłuższym akcentem na
mapie przed Mistrzostwami Polski. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, co dalej
nastąpi.
Do tego złapało mnie jakieś drobne przeziębienie, mimo to
jak przez całą zimę postanowiłem nie zwracać uwagi na takie pierdółki, kontynuować
plan i zobaczyć jak organizm będzie reagował. W czwartek lub piątek spadł
deszcz i następne treningi przebiegały jak należy. W piątek 80’ klepania
asfaltu po 4:31, a sobotę i niedzielę odbyły się zawody, z których technicznie nie mogę być
zadowolony, jakkolwiek dwukrotnie wygrałem, a problemów oddechowych nie było
najmniejszych.
1. M.Garbacik 42.20
2. J.Baran +0.19
1. M.Garbacik 42.07
2. J.Baran +2.21
3. B.Gajkowski +2.37
Prawdziwe schody zaczęły się jednak w kolejnym tygodniu, w
tym w którym miałem być w rewelacyjnej formie i ze spokojne oczekiwać na 17
kwietnia. We wtorek lekko zatykało mnie przy 4:50, w środę postanowiłem odpuścić
bieganie, jednak najbardziej zmartwiło mnie czwartkowe bieganie na Kraków City
Race. Średnia na kilometr 4:07, a ja nie mogę biec szybciej, bo nie jestem w
stanie wziąć głębszego oddechu.
1. M.Garbacik 25.45
2. I.Waługa +0.22
3. M.Biederman +0.51
Jadąc to Augustowa, a raczej do Suwałk ; ) liczyłem jeszcze,
że Ventolin i zmiana klimatu pomogą. Nie pomogły, na pierwszy punkt biegłem z „mapą
w gaciach” próbując złapać oddech i utrzymać grupę, przez kolejne trzy już w
miarę dobrze siłując się z samym sobą, na piątkę już zaczęły mi się ścieżki
mylić i w drodze na szóstkę ledwo łapiąc powietrze pod górkę stwierdziłem, że tego
dnia nie ma szans na ukończenie tego ultralonga, nie mówiąc już o czymś wiecej : )
Serdecznie gratuluję medalistom i wszystkim tym, którzy ukończyli ten
bieg!
1. K.Wołowczyk 169.19
2. A.Szmulkowski +11.30
3. Ł.Gryzio +12.27
Po biegu pozostało mi tylko trzymać kciuki za naszych (nie
wyszło to zbyt dobrze) i udać się w #roadtoKraków. Przez kolejne dwa tygodnie sportowo było w sumie tylko
gorzej, apogeum był moment kiedy z przyczyn oddechowych nie byłem w stanie
zrobić 20 pompek. Podczas gdy inni biegali w Czechach, na World Cupie (tak, w
pewnym momencie też miałem prawo myśleć, że może tam wystartuję) i na O-Gamesach, ja byłem 4 razy w Medimedzie, 3 razy w Gallmedzie, 5 razy w 4M przy okazji robiąc dwie
spirometrie, EKG, EKG wysiłkowe, ECHO serca i morfologię, w międzyczasie
czytając o tym, że „(…) i astmy. Chociaż jak ktoś jest przekonany, że „pierwszy
punkt wspólny”, to tracąc na nim kilka minut motywacja na pewno spada(…)” Bez
złośliwości pozdrawiam autora!
Wracając do pierwszego akapitu, większość badań wyszła
pozytywnie, lekarstwa chyba zaczynają działać i zanosi się na to, że wrócę do
normalnego trenowania. Przez ostatnie dwa dni (co prawda wciąż mając problem z
wzięciem głębokiego oddechu) zrobiłem ponad 14 kilometrów. Stąd brak znaku
zapytania, marzenia na pewno wrócą, a dzięki tym doświadczeniom mam pewien
model przygotowań, który trzeba powtórzyć, ulepszyć i dopełnić!
Być może ta notka nie była nazbyt pozytywna, jednak nie
pisałem jej w żadnym stopniu, by użalać się nad sobą. Miała zrelacjonować
ostatni okres, a tytuł i brak znaku zapytania niech będą tym pozytywnym
akcentem, których więcej znajdziecie w kolejnej notce pod tytułem „Nie żałuję”, opisującej same przygotowania.
Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję wszystkim tym,
od których mogłem liczyć na ciepłe słowo po 17 kwietnia. Piosenka dla Was!