Grudzień
oprócz pierwszych dłuższych treningów do sezonu 2014 przyniósł również kilka
startów. Już 7 grudnia odbyła się druga edycja Grand Prix Krakowa w Biegach
Górskich. Tego dnia miałem wyjątkową motywację, a sprytny plan powiódł się w
100%. Miałem wyjątkowo dużo sił i pomimo ciężkich warunków udało się
uzyskać fajny czas – 23:24, co warte odnotowania po raz pierwszy od ponad roku
mój start w biegu górskim/ulicznym/przełajowym nie zakończył się spektakularnym
zgonem na mecie. Fajnie jest móc stać na nogach po przebiegnięciu linii mety, a
to małe zwycięstwo dało mi dużo motywacji do dalszej pracy. Zawody okazały się
kolejnym sukcesem organizatorów , którzy pomimo szalejącego Ksawerego zachowali
chłodny umysł i wygrali wojnę z wiatrem.
Kolejnym
grudniowym startem był bieg w I Krakowskim Biegu Świetlików. Organizatorzy
Pereł Małopolski tym razem znowu stanęli na wysokości zadania. Wszyscy zawodnicy tworzyli ciąg świateł wzdłuż
wałów wiślanych, inicjatywa spotkała się z pozytywnym odbiorem wśród
uczestników, a frekwencja bardzo dopisała. Bieg odbywał się w trudnych lodowych warunkach na dystansie około
10km (organizatorzy podawali 9,5km, Jaśkowi z Garmina wyszło 9,9km),a mój czas
nie do końca mnie satysfakcjonował. 35:32 i 2:37 straty do Jakuba Woźniaka, 1:47
do Artura Kerna i 21’ do podium sprawiło, że nie mogłem być zbyt zadowolony.
Być może brakło odpowiedniej „super motywacji”, jakie staram się dobierać na
biegi górskie/uliczne.
31 grudnia już po raz piąty (jak
ten czas szybko leci) wziąłem udział w Krakowskim Biegu Sylwestrowym.
2009 – 10km (46:11)
2010 – 10km (41:51)
2011 – 5km (18:58)
2012 – 5km (17:14)
2013 –
5km(?)
Tym razem nie można się było spodziewać „szałowego wyniku”.
Tydzień poprzedzający ten bieg potraktowany był jak tydzień obozowy, po 2
treningi dziennie zakończone 120 minutowym wybieganiem w niedzielę, by we wtorek
tradycyjnie ruszyć do boju. Tego dnia rano ładowałem się moją ulubioną sceną z
Czasu Honoru.
Ruszyłem wraz z „koksami”, by uniknąć tłoku, jednak już od budynku Teatru
Słowackiego czołówka odjechała. Moje nogi były ciężkie, a całą trasę biegłem
zupełnie sam ( w sumie fajna ironia losu , 2000 ludzi na starcie, a na trasie brakowało mi bezpośredniej rywalizacji). Całą trasę jednak działał motywator i powtarzane w głowie słowa
– „Walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary życia mego” – piękne, ale mam dosyć... W ten o to sposób
dobiegłem prawie do końca Florańskiej, gdzie odwracam się, a za mną…
dziewczyna. Lepszej motywacji na końcówce dostać nie mogłem, przecież nie mogę
przegrać z kobietą :D W ten o to sposób okazało się, że jednak mój sprint na finiszu
nie jest taki zły i przybiegłem na metę pół kroku przed Medalistką Halowych
Mistrzostw Europy na 1500m. Patrzę na czas – 16:13. Miłe zaskoczenie i godne
pożegnanie 2013 roku! Dokładnie 5km to chyba nie było, ale i tak życiówka z
Parkruna byłaby pobita, a już w lecie liczę na bieganie poniżej 16.
Krakowski
Bieg Sylwestrowy jest wspaniałym sposobem na spędzenie sylwestra w rodzinnym
gronie. Cała rodzina świetnie się bawiła, a o to lista najbardziej
spektakularnych sukcesów:
Pola Kaszowska – I miejsce w kategorii na najlepiej
przebrane dziecko
Paweł Kaszowski – 24:23 – początek burzliwej kariery (prawie
wygrał z Adą Biederman)
Wojciech Garbacik – 49:33 ( po raz pierwszy złamane 50 minut
na 10 km)
W grudniu startowałem dość dużo, za to w styczniu koncentrujemy się głównie na ładowaniu akumulatorów, kolejne starty już w lutym i już szukam kolejnych super motywatorów!