Wpis dotyczący treningów na mapie zapowiadany był już od
dawna, więc „nadeszła już najwyższa pora, by została dzisiaj spalona kora”. Tej
zimy z uwagi na „palcowe” problemy nie pobiegałem na mapie tyle ile chciałem,
należy jednak zauważyć, że może nie biegałem dużo, ale biegałem efektywnie.
Nowy rok rozpoczęliśmy od biegania w okolicach Nawojowej
Góry – w sobotę: korytarz, pamięciówka i warstwicówka, niedziela długie
rozbieganie połączone ze „ściganiem” – w formie rozbiegania. Sobotni trening
poszedł bardzo dobrze, korytarz i warstwicówka bez większych zarzutów, na
pamięciówce trochę błędów, ale też kilka fajnych przebiegów. Na części korytarzowej
nie zmylił mnie nawet okrzyk trenera „Ty, Garbaty, ale Cię wyp*er dzieliło”.
Niedziela to już inna bajka, zacząłem odczuwać trudy bardzo mocnego tygodnia
(obóz Krynica i Bieg Sylwestrowy przyp. redakcja). Ledwo co podnosiłem nogami,
a zauważyłem że w takich przypadkach, głowa też przestaje u mnie pracować.
Kolejne treningi na mapie odbyły się w trakcie weekendowych
wypadów do Żelazka, które wspominam bardzo dobrze (wypady, a nie treningi na
mapie). Najpierw kolejne starcie z Rodakami, zaliczyłem jedno spore wybombanie
i jeden kosztowny upadek. W następny weekend biegaliśmy na Grochowcu, parę
złych wyborów spowodowane było faktem, że przez prawie cały styczeń biegałem z gipsem
i generalnie bieganie po lesie jest wtedy znacznie utrudnione. Trening
wejście-wyjście wyszedł już całkiem znośnie.
Pierwszym „zimowym klasykiem” był trening w Zabierzowie,
gdzie jeszcze nie na tak wysokiej intensywności pokonałem już całkiem spory
dystans. Największym utrudnieniem było znajdywanie punktów odblasków, momentami
wolałem jakby tych punktów nie było. Generalnie jeden błąd na PK 2 i pierwszy
zimowy klasyk przygotowawczy przed longiem jak najbardziej na plus.
Wyjazd do Hiszpanii już był szerzej opisany gdzie indziej,
mapka ze sprintu niestety zaginęła w
akcji, jak się znajdzie to wrzucę : )
Drugim „zimowym klasykiem” było bieganie po Tyńcu, z
intensywności treningu jestem jak najbardziej zadowolony (HR 170), średnia
bardzo dobra, błędów nie dużo. Mocny trening, po którym mogłem powiedzieć –
good job.
Dwa tygodnie później biegaliśmy w fajnych treningach
organizowanych przez trenera Pawła, i tak: ze sprintu pod względem technicznym
mogę być zadowolony – to był dobry bieg, kondycyjnie fajerwerków nie było.
Udało się ponad minutkę wygrać z Marcinem, jednak z pewnością nie był to bieg
na TOP3, ani na TOP6 (w które na innych poza longiem dystansach celuję) Mistrzostw
Polski.
Dzień później odbył się trening na Bronaczowej – arenie MP w
Krakowie i tegorocznego Wawel Cup. Na początku miałem biegać middla na
warstwicówce (wrzucona mapka ze wszystkim), a później dołączyć do chłopaków i
walczyć w masówie. Założenie było idealne, bo po „rozgrzewce” ledwo zdychałem
na ich plecach, by później „przejąć inicjatywę”. Idąc po kolei, to odważę się
wysnuć stwierdzenie, że taki bieg na middlu dałby mi rok temu coś więcej niż
Biegłem bardzo mocno, równo, czułem flow. Podczas masówki
drobne błędy na pierwszym trapezie tylko mnie zmobilizowały i śmiało fragment
od PK9 do PK26 mogę zaliczyć do biegów życia. PK 27 jednak nie stał, co
znacząco mnie zdekoncentrowało i tak dałem się przejechać Marcinowi, nad którym
już wypracowałem sobie trochę przewagi. Gratulację. Jakkolwiek odważę się wysnuć
stwierdzenie, że ścigania w naszych klubie na takim poziomie już dawno nie
było.
Analiza biegu
Analiza biegu
Ostatnim z „zimowych klasyków” – jedynym z którego nie mogę
być zadowolony, jest drugi etap zawodów w Czechach. tego dnia niestety
włóczyłem nogami, intensywność biegu nie była zadowalająca. Błędy PK1, PK7,
PK8, duży na PK18 – wyrosło mi nagle ogrodzenie, którego na mapie jak widać nie
ma. PK 21 (tu dorwał mnie Szwed Imark). Na tle Polaków wypadłem bardzo słabo,
na tle czeskich kolegów trochę lepiej. ;)
1. M.Nykodym 67.24
2. S.Imark +6.28
3. K.Drągowski +7.34
...
6.K.Wołowczyk +10.31
7. D.Stefański +10.45
15. M.Garbacik +14.31
21. M.Jirasek +16.14
23. D.Hepner +17.07
26. V.Netuka +19.43
47. P.Remes +38.05
Pozostałe treningi w Czechach mogę podzielić na udane i
kompletnie nieudane. Kompletnie nieudany był nocny, który tylko utwierdził mnie
w podjętym w październiku postanowieniu i niedzielny trening kombo-okruhy,
gdzie ledwo co nogami włóczyłem nad ziemią, a technicznie biegałem jak słaba czternastka.
Udane było piątkowe stawianie punktów – bardzo czułem tą
mapę i poniedziałkowe ściganie (poza pierwszym punktem). Na obu treningach
teren był bajkowy, a moja dyspozycja nawigacyjna taka jak powinna być!
Mam nadzieję, że zimowe klasyki zaowocują i na minimum
takiej samej intensywności, i jakości pobiegnę w niedzielę. A na dziś prawdziwy
zimowy klasyk, dla wszystkich tych, którzy kochają swój kraj…
…i martwią się o niego!