Postanowiłem darować sobie zapowiedzianą drugą notkę
podsumowywującą sezon ubiegły, tamta w sumie wyczerpała temat wystarczająco, a
czas skupić się na teraźniejszości i przyszłości.
Wracając do teraźniejszości, w minioną sobotę odbył się kolejny, już dwunasty etap Grand
Prix Krakowa. Organizacyjnie, za równo ze strony zewnętrznej, jak i wewnętrznej
zawody były na bardzo wysokim poziomie, a frekwencja na grudniowych zawodach w liczbie
360 osób daje sporą nadzieję na poprawę tego wyniku w trakcie kolejnych etapów. Wciąż
podnosi się też poziom naszych zawodów, duża ilość zawodników osiąga dobre
rezultaty, tym razem niestety zabrakło najbardziej aktywnej zawodniczki dzięki
której, cały czas możemy pracować nad jakością organizacji zmagań. Mam nadzieję, że wycofa się Pani ze swojej deklaracji i przybędzie na styczniowy etap.
Typ razem warunki na trasie były dobre, a piękna/szronowa
pogoda
uruchomiła lawinę nowy fejsbukowych profilówek z GPK.
Przechodząc już do samej rywalizacji, miał być to dla nas
sprawdzian: „nie kto jest mocny, tylko kto jest najmniej słaby”. Najlepiej w
moim odczuciu wypadli Marek i Kacper. Jeśli chodzi o przygotowanie do biegu to
tym razem zabrakło mentalnych motywatorów, a moja rozgrzewka
*striptiz uchwycony
była zbyt krótka, co dało się odczuć w trakcie
pierwszych metrów biegu. Zacząłem rozsądnie, z tyłu, z czasem się rozpędzałem, po
drodze chipa zgubiłem, później trochę siły nie miałem, na mecie nawet się nie
wywróciłem, taki bieg bez historii. Ten brak klasycznego, cycowego zgona trochę mnie martwi, czyżby
starość dopada? : )
1. P.Babula 23.08
2. M.Świadek +0.23
3. M.Garbacik +1.11 - na wynikach (+0.42 - wynik rzeczywisty)
Na mecie pojawiłem się piąty z czasem około 23:50, czyli
1:50 gorzej niż w marcu, a 25 sekund gorzej niż rok temu. Pomimo, że trasa jest
inna, moim zdaniem czasy można porównywać – około 500 metrów zbiegu zastąpiło 300 metrów podbiegu. Było to dla mnie dziesiąty start w GPK, siódme (choć dość
przypadkowe, z uwagi na DSQ dwóch najlepszych competitorów) podium w OPEN i
dziewiąte zwycięstwo w kategorii. Lubię te zawody. I choć wiem, że nie jest
dobrze, to jednak widzę światełko w tunelu. Wynik jest słabszy niż rok temu, ale biegać zacząłem dopiero od tygodnia i w nogach czuję, że jeszcze będzie dobrze : ) Brakuje mi tej energii i motywacji
co rok temu, ale chcę jeszcze sobie coś udowodnić i cieszę się, że zaczynam
trenować. Cieszmy się z małych rzeczy!
A i na koniec, deklaracja. Mam nadzieję, że się nikt nie obrazi : )