poniedziałek, 8 września 2014

Preparing for World Champs



Przygotowania do Mistrzostw Świata trwały właściwie dwa tygodnie, zbyt mało by móc powiedzieć że jestem dobrze przygotowany, ale…*

Po wszystkich perypetiach związanych z GPS-em byłem niezmiernie zadowolony z pierwszego treningu wykraczającego poza tętno rozbiegania. Lekki zakresie nad Wisłą był przede wszystkim bardzo ważnym znakiem dla mojej głowy, która zaczęła Patrzeć Pozytywnie. Po południu, jeszcze biegałem sześć setek, na pobudzenie. Organizm budził się ze snu czeskiego.


Piątkowy trening to już prawdziwa uczta. To co górskie niedźwiedzie lubią najbardziej! 6x1’ podbiegu, konkretnego podbiegu, by później zmierzyć się w mocnym drugim zakresie ze sprawdzianem biegowym, który biegaliśmy w marcu 2013. Oczywiście większość pod górę. Byłem przyjechany podbiegami, nie szedłem go na 100 %, słońce dawało popalić, a mimo to… Udało się wynik poprawić o 10 sekund. Zacząłem patrzeć pozytywnie!




Piątkowy trening dał się we znaki, dlatego kolejne treningi opierały się na rozbieganiach, z których najciekawsze było to sobotnie, odpowiedź dlaczego już sobie daruję. We wtorek miałem przyjemność biegać rozbieganie po „pętli trenera Burzy” i obserwować jak młodzi adepci biegu na orientację radzą sobie na mapie wawelowskiej. Brawo Natalia, Toporek do poprawki : )




Kolejny mocny trening przypadł na środę. Areną górskiego rzeźbienia był Las Cygański w Bielsku-Białej. Nadaję się do tego idealnie! Lupek dał mi traskę, którą miałem przebiec 2 razy. 2 x po 3 kilometry – około 6. Z uwagi na to, że jestem wyjątkowo leniwym zawodnikiem pętla została pokonana tylko raz. Była to prawdziwa górska pętla, dobry trening, patrzę pozytywnie




W czwartek kolejne rozbieganie, tym razem z przebieżkami 8x30’’. Dzień ten jest warty podkreślenia, ponieważ został pobity mój nieoficjalny rekord życiowy w truchcie na 10 kilometrów – 44:43.


A w weekend miałem okazję uczestniczyć w zawodach – Lower Silesia Cup. Pierwszego dnia przegrałem ponad 14 minut z wciąż biegającym w innej lidze Bartkiem Pawlakiem. Około 7 minut straty wynikło z błędów (może więcej), 2-3 minuty pewnie dostałem biegowo, no i myślę, że z 5 minut na technice biegu po tym lesie !!! Oj tak, to moim zdaniem był kluczowy element, którego zabrakło u mnie w sobotę. A tak poza tym, były fajne fragmenty, jak ten pomiędzy PK 3, a PK 7, biegłem wtedy naprawdę pewnie. Fajnie się tak patrz na tego GPS-a, może kiedyś będę w stanie ścigać się jak równy z równym z tymi Panami : ) ?



Oprócz tego niestety często podczas biegu towarzyszyło mi uczucie odwrotne do uczucia flow, czyli uczucie pizdy, które charakteryzuje się z tym, że myślisz „Co ja tutaj robię?”, potykasz się o własne nogi, nie potrafisz się skupić na biegu, tylko ciągle w głowie Ci "dupa Maryni”. Apogeum tego uczucia przypadło na PK 16-19. Tam udalo mi się dogonić Mariana z Pabianic, który mnie trochę podratował, później już mi się udało bardziej skoncentrować i poza debilnym wariantem na PK 24, było już naprawdę ok. Na mecie myślałem, że będę 100 lat za wszystkimi, a okazało się, że byłem tylko 100 lat za Bartkiem, co mnie zdziwiło, ale też poniekąd ucieszyło.


1.B.Pawlak       58.38
2. M.Olejnik   +10.47
3. M.Dzioba    +12.04
4.W.Kowalski  +12.23
5.M.Garbacik  +14.26

Tego samego dnia odbyła się górska premia, którą nie ukrywam chciałem wygrać, tym razem Ł.Gryzio okazał się lepszy, sporo lepszy, graty! A następnego dnia odbył się sprint, który zostanie dokładniej przeanalizowany w osobnym poście. Tego dnia już świeżości totalnie brakowało, ale miało prawo brakować. Nie popadam w hurraoptymizm, ale patrzę pozytywnie



Do tego doszło sporo małych błędów i uzbierała się spora strata do absolutnej krajowej elity. Mimo to jestem zadowolony z tego weekendu, a przede wszystkim z ostatnich 2 tygodni. W tym tygodniu już pora na zluzowanie, a już w tą niedzielę pragnę się… 


Przede wszystkim będę korzystał z różnych motywatorów, w tym z mojej „koki”. Pozdrowionka dla niej : ) Patrzę pozytywnie.
*…myślę, że będzie dobrze, bo jest dobrze!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz