niedziela, 17 listopada 2013

„Mój long”

13 października odbyły się Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu na Orientację organizowane przez WKS Wawel. Chcieliśmy dorównać do wysokich standardów organizowanych już wcześniej jesienią imprez mistrzowskich. Dodatkowo tego dnia rozgrywany był prolog Grand Prix Krakowa w Biegach Górskich. Doskonała okazja do połączenia popularyzacji BnO wśród zwykłych biegaczy i organizacji zawodów towarzyszących do Mistrzostw Polski. Rzeczą, o której jeszcze nie dawno moglibyśmy tylko pomarzyć było śledzenie rywalizacji męskiej elity za pomocą systemu GPS. Dzięki temu widzowie w centrum zawodów mogli na bieżąco emocjonować się walką o tytuł Mistrza Polski, a zawodnicy dostali dobry materiał do analizy. Zmagania wygrał faworyt – Michał Olejnik, aczkolwiek przez długi okres czasu „pachniało” niespodzianką. Tego dnia każdy przebiegł „swojego longa”. Od 2 kilometrów na trasie zawodów towarzyszący po 19 300m i 1200 m przewyższenia w kategorii męskiej elity. Przez ten weekend również „przebiegłem swojego longa”. Razem 51 postawionych/zebranych słupków, punktów. Następnego dnia w poniedziałek, nogi bolały bardziej niż po zeszłorocznym longu w Tomaszowie. Wspaniałe uczucie!


Tego dnia, jak już wcześniej wspomniałem odbywał się prolog do GPK. Nie obyło się bez sukcesów moich zawodników. Mama była trzecia na czterokilometrowej trasie, a Pola była 27 na trasie dwukilometrowej i została nieoficjalną zwyciężczynią w kategorii K2, przebiegła „swojego longa”!

piątek, 15 listopada 2013

Znowu pozytywnie

Wracając do tego co pozytywne, wspomnę o kolejnych zawodach, które odbyły się 9 października. Był to wojewódzki finał szkolnych sztafet (10x1500m). Półtorej tygodnia wcześniej (27 IX) na miejskich zawodach ekipa VIII LO osiągnęła 4 miejsce – ostatnie dające awans do finału wojewódzkiego. Ciężko było powiedzieć na co nas stać w stawce ponad 30 sztafet, rok wcześniej zajęliśmy historyczne 6 miejsce i powtórzenie tego wyniku z pewnością powinno być uznane za duży sukces.
Biegłem na pierwszej zmianie, pary w nogach specjalnie nie było, do tego parę razy dałem się zamknąć, przybiegłem totalnie wyczerpany na 6 miejscu. Wydawać się może, że będzie ciężko. Po przebraniu, wracam na „arenę” zmagać, aby kibicować reszcie i… nasz zawodnik z trzeciej zmiany przybiega czwarty! Jasiek Baran na szóstej zmianie przybiega trzeci, do tego na ósmej zmianie wychodzimy na drugie miejsce i gdy na dziesiątej zmianie wydawało się, że możemy stracić podium najmocniejszy punkt naszej sztafety powiększył jeszcze przewagę i przybiegamy na drugim miejscu za technikum z Nowego Sącza. Skład był bardzo równy, wszyscy pobiegli poniżej pięciu minut, dlatego gratulacje należą się też selekcjonerowi P.Gaszyńskiemu, że na finał wojewódzki skleił taką ekipę. Wynik jest historyczny i pomimo tego, że nie pobiegłem jakoś rewelacyjnie, radość była ogromna! Staszek byłby z nas dumny.

poniedziałek, 11 listopada 2013

A według Ciebie jak powinna wyglądać Polska i patriotyzm?

Dzisiaj, po prawie 2,5 tygodniowej przerwie bez biegania wystartowałem w Niepodległościowej Jedenastce. 11 listopada, 11 kilometrów, godzina 11:00, biało-czerwone numery, wszystko po to by uczcić rocznicę odzyskania niepodległości. Na starcie stanęło prawie 700 zawodników, w podniosłym nastroju odśpiewaliśmy pierwszą zwrotkę roty, czułem się wtedy wspaniale. Bieg przebiegł bez żadnych przeszkód, zawodnicy na mecie rozmawiali w przyjaznej atmosferze, wszędzie porozwieszane flagi biało-czerwone, czuć było atmosferę prawdziwego święta…
Przyjeżdżam do domu, po pewnym odpoczynku zasiadam przed telewizorem, żeby zobaczyć jak inni świętują niepodległość. I o to co widzę…
Naprawdę zastanawia mnie, co Ci ludzi mają w głowach. I najbardziej denerwujący jest fakt, że marsz został zorganizowany przez środowiska NARODOWE, PATRIOTYCZNE, KONSERWATYWNE, PRAWICOWE. To mnie boli najbardziej. Prawicowe wartości, oparte na wierze chrześcijańskiej są szargane w ten sposób. No, ale przecież oni na tym marszu walczą o Polskę, a ja jestem zdrajcą ojczyzny i lewakiem, bo zamiast walczyć o niepodległość biegam sobie i niczym się nie przejmuję. Oni są PATRIOTAMI, oni pokazują nam jak powinna wyglądać Polska…

B3K

Dzień później miałem okazję uczestniczyć w Biegu Trzech Kopców jako „pacemaker”. Bieg ten z roku na rok zyskuje coraz większą popularność. W tym roku wzięło udział 1942 zawodników w różnym wieku, w różnej kondycji fizycznej. Wszyscy mieli za zadanie pokonać 13 kilometrów na ciekawej, górzystej trasie.  Bieg ten był wyjątkowo mocno obsadzony, pierwsze cztery miejsca zajęli zawodnicy z zagranicy ( w tym aż trzech z Kenii), co ciekawe 7 miejsce zajął Andrew Wright, który dzień wcześniej biegał w parkrunie. Bieg Trzech Kopców jest wspaniałą reklamą naszego miasta i biegania w ogóle, a zwiększająca się ilość uczestników pokazuje, że bieganie staje się modne. Biegłem już tą trasą czwarty raz (w tym drugi jako pacemaker) i zawsze z chęcią będę wracał na szlak pomiędzy krakowskimi kopcami.

niedziela, 10 listopada 2013

Parkrun #2




 Niecały tydzień po Mistrzostwach Polski, 5 października po raz drugi wystartowałem w parkrunie, biegu na 5 kilometrów odbywającym się dookoła błoń. Na starcie stanęło wiele znajomych twarzy, a bieg był wyjątkowo mocny, na razie najmocniejszy z odbywających się tego typu biegów w Krakowie. Zwycięzca Andrew Wright osiągnął czas 15:41. Przybiegłem drugi z czasem 16:43, co prawda poprawa rekordu życiowego wyniosła tylko 3 sekundy, ale biorąc pod uwagę całotygodniowe chorowanie, niebieganie i piątkowe świętowanie urodzin Maćka z Tyńca mogę być z tego biegu zadowolony! Chciałbym tak jak zwycięzca tego biegu, biegać „piątkę” poniżej szesnastu minut, być może już wkrótce!

sobota, 2 listopada 2013

Wrzesień



             Wrzesień miał być dla mnie sądnym miesiącem. Miał być sprawdzianem „super-formy”, nad którą mozolnie pracowałem przez całe wakacje. Jeszcze nigdy nie udało mi się tak sumiennie, tak dokładnie pracować przez 2 miesiące na wszystkich płaszczyznach, aby osiągnąć upragniony sukces.
      Pierwszym istotnym sprawdzianem był wyjazd na Węgry tydzień przed Klubowymi Mistrzostwami Polski. Wraz z Marcinem i Olą reprezentowaliśmy swój nowy klub-Salgotarjan. Na Mistrzostwach Węgrzech zawsze przed finałem rozgrywane są eliminacje. Na terenie wspólnie z Marcinem określonym jako „Typowy Tomaszów”  bieganie nie sprawiało wiele trudności. Po południu biegaliśmy na trochę ciekawszej i bardzo ładnej trasie w mieście Szentedre. Szczególnie przebieg wzdłuż Dunaju był bardzo malowniczy, a wąskie uliczki sprawiały, że orientacja wcale nie była taka prosta. Sprinty zakończone na 1 i 3 miejscu pozwalały z nadzieją patrzeć na zbliżające się eliminacje do EYOC-a. Następnego dnia rozgrywany był bieg drużynowy. Wszyscy zawodnicy startują razem i muszą podzielić się punktami rozsypanymi w formie score-lauf. Oprócz tego każdy zawodnik musi zaliczyć główną trasę we właściwej kolejności. Największym problemem do przeskoczenia przed jakim stanąłem wraz z kolegami z węgierskiego klubu była komunikacja, potrzebna do podzielenia punktów ze score-lauf na starcie. Posługiwanie się językiem angielskim, gdy liczy się każda sekunda nie należy do najprostszych. Milan: You take this points. JA: „No, drogą będzie szybciej,… sorry, you can go this way.” Po rozwiązaniu powyższych problemów udało się każdemu z nas w niezłym tempie przebiec swoją część i zameldowaliśmy się na mecie na trzecim miejscu!

         Jeśli chodzi o aspekt organizacyjny to moją uwagę głównie przykuła liczba weteranów startujących w Mistrzostwach Węgier. W każdej kategorii weterańskiej minimum 40 osób. Dzięki temu w Mistrzostwach Węgier startuje o wiele więcej zawodników niż w Mistrzostwach Polski. Należałoby się zastanowić, jakie działania podjąć, aby weterani chętniej brali udział w zawodach w Polsce. Kolejnym ważnym, według mnie elementem był odgrywany hymn węgierski. Powaga jaką zachowywali wszyscy, gdy był odgrywany pozwalała Ci poczuć – „Jesteś na Mistrzostwach”.



               Tydzień później w okolicach Wrocławia brałem udział w drugiej rundzie Klubowych Mistrzostw Polski. Organizatorzy postarali się abyśmy zapamiętali te zawody na długo. Centrum zawodów na stadionie Śląska, wysokiej jakości mapy, przebiegi zawodników z GPS pokazywane w centrum zawodów, czy znany spiker Igor Błachut relacjonujący przebieg rywalizacji to tylko nieliczne pozytywy jakie można na szybko wymienić po tych zawodach. Istotny był również duży rozdźwięk zawodów, wielu ludzi nie związanych z biegiem na orientację startowało w zawodach towarzyszących(O-Games). Wszelkie tego typu działania to niewątpliwie ważny element rozwoju naszej dyscypliny. W organizację imprezy zaangażowało się wiele osób. I co najważniejsze efekt tych działań był pozytywny!



         Zawody dla mnie miały szczególną wagę, ponieważ stanowiły drugą część eliminacji do Mistrzostw Europy – imprezy docelowej. Niestety po dwóch nieudanych biegach straciłem szansę na wyjazd. Szkoda, ale widocznie jeszcze niedostatecznie na niego zasłużyłem. Pojechało trzech najlepszych i godnie reprezentowało nasz kraj w Portugalii. Szczególne gratulacje dla vice-mistrzów Europy Krzyśka Rzeńcy i Wołowczyka. Fajnie, że mogę prawie przez cały rok ścigać się z takimi koksami jak wy!

          Ostatni etap wrześniowych wojaży odbył się na wschodnim krańcu Polski w miejscowości Helusz. Jak nazwa wskazuje spaliśmy w ośrodku religijnym, który otoczony jest wspaniałym terenem. Bieg nocny rozpoczął się w piątek, biorę mapę, patrzę i pierwsza myśl – „Będzie ciekawie”. I ciekawie było, nawet bardzo, a nawet na początku było dobrze. Po analizie międzyczasów okazuje się, że na jednym przebiegu, przez chwilę mogłem się czuć Mistrzem Polski, później jednak teren mnie przerósł. I dalej zastanawiam się, który wariant na PK 8 był optymalny? Kolejne dwa biegi pozostawię bez komentarza, bo już przeziębienie, które przyszło wtedy kiedy nie trzeba, nie pozwala mi ich w ogóle nazwać „biegami”.


             Aspekt organizacyjny mistrzostw zdecydowanie należy ocenić pozytywnie. Dwa słowa klucz to „Teren” i „Mapa”. Bardzo wymagający teren, jakich w Polsce jest bardzo niewiele sprawił że wygrali absolutnie najlepsi zawodnicy. Dobra mapa jest czymś co na Mistrzostwach Polski powinno być standardem i miejmy nadzieję, że Azymut Dębów wyznaczył nową jakość do jakiej będą dążyć przyszli organizatorzy tak ważnej imprezy.
      Wrześniowy sprawdzian „super-formy” nie wypadł zbyt dobrze, dlatego żeby ją jakoś spożytkować postanowiłem jeszcze wziąć udział w kilku zawodach w październiku.