czwartek, 22 października 2015

6 lat rywalizacji

"I nadrzędny cel: awans (...), do bram (...) raju, do których pukali siedmiokrotnie. Czasem po cichu, jakby onieśmieleni, innym razem z całych sił, rozpaczliwie łomocząc do utraty tchu" - cytat z książki Mateusza Migi pt. „Sen o potędze”. Tak sobie myślę. że po ostatnich Mistrzostwach nadszedł czas na pewne podsumowania, 6 lat, 6 lat trenowania, 6 lat rywalizacji brzmią trochę jak te 7 prób dostania się do Ligi Mistrzów. 

Zaczęło się od sukcesów na OOM 2010, sukcesów na moją miarę, później przyszła huśtawka nastrojów na kolejnej mistrzowskiej imprezie, po mazowieckich zmaganiach pozostaje mi niedosyt i pierwszy medal Mistrzostw Polski. W 2011 odbył się też nocny, na który byłem obiektywnie najlepiej przygotowany ze wszystkich nocnych biegów. Wtedy medal był na wyciągnięcie ręki. W 2012 do blachy (nie do złota) blisko było tylko na middlu i ultralongu. Jako ciekawostkę przytoczę słowa trenera Włodka dotyczące nocnych, który stwierdził, że "powinniśmy zgłosić Garbacika do dwudziestek - miałby większe szanse na medal niż w M18", ciekawe czy ktoś w tym roku by tak powiedział : ) W 2013 tych wrót raju byłem tak blisko jak Wisła w Atenach, ostatni leśny przebieg, tak niewiele brakło... Mogłoby się też udać na ultralongu, ale tego się nie dowiemy, gdyż ze względu na lokalizację Mistrzostw nie mogliśmy biegać. 2014 to świetna dyspozycja biegowa, ale z czasem forma gasła tak jak Wisła w Nikozji. Co ciekawe szansa na awans do raju tylnymi drzwiami była na nocnym. Ten rok jeśli chodzi o MP był fatalny, po żadnym biegu nie mogę powiedzieć, że byłem nawet blisko. 

Kiedy było najbliżej Ligi Mistrzów?

1 miejsce – MP średni Zamość 2013



2 miejsce – OOM klasyk Nowy Dwór Mazowiecki 2011



3 miejsce – MP ultralong Mechowo 2014



I garść statystyk:

0 x 1 miejsce
2 x 2 miejsce
2 x 3 miejsce
3 x 4 miejsce
2 x 5 miejsce
4 x 6 miejsce
2 x 7 miejsce
3 x 8 miejsce
2 x 9 miejsce
2 x 10 miejsce
1 x 11 miejsce
1 x 12 miejsce
1 x 14 miejsce
1 x 24 miejsce
1 x NKL
2 x nie startował

Czego zabrakło? Momentami na pewno zabrakło jeszcze trochę profesjonalizmu (szczególnie lata 2011 i 2012 myślę, że trochę przespałem), być może brakło umiejętności wyciągania odpowiednich wniosków, na pewno zabrakło talentu - nie każdy rodzi się mistrzem, jednemu łatwiej w jednej dziedzinie innemu w drugiej i myślę, że również po prostu zabrakło trochę szczęścia. Na pewno nie byłem na tyle dobrym zawodnikiem by wygrywać regularnie, ale aż dziw bierze, że przez te 6 lat choć raz nie poukładało się wszystko tak jak się poukładać miało. 

Przez te sześć lat w mojej kategorii biegali Mistrz Świata, trzech Mistrzów Europy, multimedalista Mistrzostw Europy. I to za te 6 lat należą się podziękowania dla tych, którzy tak regularnie prali mi dupę, za to, że czasem mogłem z Wami rywalizować, a czasem znaczy się częściej mogłem robić za tło, popatrzeć na Waszą rywalizację. W tym serialu wystąpili: Krzysiek Wołowczyk, Mateusz Dzioba, Piotr Parfianowicz, Wojtek Dudek, Witek Jasiński. Radzio Piotrowski, Krzysiek Rzeńca, Maciek Nowak, Kamil Anc, Patryk Bolewicz, Mateusz Podsiadły, Mateusz Ciekański, Paweł Zamojski, Łukasz Wiśniewski, Marek Skorupa, Tomek Jurczyk, Joachim Iwaszczyszyn, Piotr Ostój, Bartek Szuryga, Sebastian Konarzewski, Michał Kordala, Mateusz Niedbała, Bartek Szeliga i inni. Dzięki Wam! Nie przegrywałem z byle kim. To było dobre 6 lat. To były dobre roczniki, panowie z 96 myślę, że w Szwajcarii będziecie mieli jeszcze coś do powiedzenia.

Co dalej? Dalej nie wiem jak, ale planuję wyrwać ( choć specjalistą w wyrywaniu nie jestem) jakiś medal w elicie! Jak? Nie wiem. Teraz cel jest prosty, najważniejsza impreza przyszłego roku to ultralong – skoksić się jak świnia i załomotać do bram raju jeszcze raz!!!


poniedziałek, 19 października 2015

Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził.

Notka będzie krótka, jej zadaniem jest odniesienie się do słów trenera Karola dotyczących decyzji sędziów na ostatnich Mistrzostwach Polski. Moim celem nie będzie w żadnym wypadku obrona tej decyzji, ani tym bardziej stawanie po stronie moich klubowych kolegów i koleżanek. Co więcej nie chcę zbytnio roztrząsać samej sytuacji, gdyż w trakcie punktu kulminacyjnego rozważań nad podjęciem wyżej wymienionej decyzji byłem zajęty własnym biegiem. Pragnę jednak zadać kilka pytań na które każdy z czytelników będzie mógł odpowiedzieć sobie samemu.

Jestem ciekaw, czy trener Karol podobne tezy wygłaszałby, jeśli po ciężkim roku pracy dwie zwycięskie sztafety złożone z jego zawodników zostały zdyskwalifikowane za przypadkowe nastąpienie na kawałek trawnika? Z drugiej strony warto się zastanowić, czy trenerzy WKS Wawel powoływaliby się na takie przepisy (o których słyszałem po raz pierwszy, no ale przecież Ignorantia iuris nocet), gdyby tu chodziło o dyskwalifikację (lub nie) dwóch pierwszych sztafet UKS Kusy Warszawa? Wydaje mi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jakkolwiek szczerze życzę trenerowi, aby kiedyś (szkoląc tak lub inaczej) trener dorobił się dwóch sztafet w juniorach na dwóch pierwszych miejscach.

Idąc dalej należy zgodzić się ze słowami Maćka, iż tworzymy multum przepisów, w których sami zawodnicy się gubią. Dla naszej chimerycznej grupy około 300 osób tworzone są punkty i paragrafy, po niektórych Mistrzostwach odżywają dyskusję, czy należało zdyskwalifikować, czy może nie? Postanowienia podawane są na podstawie dwóch sprzecznych ze sobą przepisów, a taka decyzja jakakolwiek by nie była nigdy nie dogodzi każdemu.

Zbliżając się do końca swoich rozważań zastanawiam się, czy o to w biegu na orientację chodzi? By biegnąc zastanawiać się, czy przypadkiem nie nastąpię na coś, co nie wolno. Sam tracę na sprintach bardzo dużo, z uwagi na mój charakter, zawsze muszę sprawdzić dwa razy, czy na pewno przez ten trawnik mogę przebiec, czy na pewno ten gówniany żywopłot jest do przeskoczenia… Dlatego apel do sprinterskich mapiarzy, zaznaczajmy to co jest nie do przejścia, symbolem nie do przejścia, a jeśli chodzi o resztę to pozwólmy zawodnikom czytać warianty i zapierdzielać.

I na końcu dialog po wczorajszym biegu, potwierdzający moją tytułową tezę:

JB: Garbacik, Tobie też zabierali punkty?

MG: Nie, ale za to bieg miałem do dupy…

środa, 14 października 2015

Kraków City Race - analiza

Rzadko kiedy decyduję się na zabawę w wnikliwą, blogaskową analizę biegu od deski do deski. Tym razem, jednak moim zdaniem minione zawody zasługują na takową zabawę. Kraków City Race zaprezentował niewątpliwie sportowe walory rywalizacji, jak i aspekt „turystyczny”. Tak samo my miejscowi, jak i mnóstwo zawodników z zagranicy miało okazję zobaczyć uroki najpiękniejszego w Polsce miasta.




             
Wracając do rywalizacji sportowej sensu largo, rywale w trakcie tych zawodów byli tacy w sam raz : ) Z jednej strony brak zawodników z ścisłego krajowego topu, z drugiej duża liczba solidnych biegaczy na wysokim poziomie sprawiły, że rywalizacja w elicie dla mnie zapowiadała się niezwykle pasjonująco.
           
Płynnie przechodząc do rywalizacji sensu stricte, czyli mojego biegu. Na wstępnie muszę zaznaczyć, że niestety tego dnia zwycięstwo było poza moim zasięgiem. Miałem strasznie pospinane łydki i praktycznie ciężko było mówić o jakimkolwiek wybiciu, nogi nie pracowały jak należy, nie wykorzystały moich pełnych możliwości wydolnościowych. Wpływ na to mógł mieć tydzień średniego trenowania i wiktoria z dnia poprzedniego. Tak się przedstawiało moje tempo na przestrzeni całego biegu, zwłaszcza w środkowej części bardzo siadło.
                

Wśród założeń na ten bieg należało wymienić:

a) rozczytywanie do przodu (wreszcie był na to czas)
b) kontrola tego co się dzieje teraz i gdzie będę za 30 sekund
c) naparzanie, gdzie się da

Rozpocznę analizę kilku wybranych zawodników z GPS-ami. A więc do dzieła! Na pierwszy punkt popełniłem właściwie jedyny błąd wariantowy, analizując międzyczasy ten z lewej był 3-4 sekundy lepszy.


Na trójkę za bardzo zająłem się tym, co będzie się działo dalej i straciłem pojęcie co się dzieje teraz. 40 sekund w plecy i jeden z dwóch największych błędów na trasie.


Na szóstkę wybrałem


lepszy wariant, ten motyw się będzie jeszcze często powtarzał. Kolejne przebiegi były raczej proste, choć przykładowo Marcin na siódemkę trochę popłynął.


Kolejny przebieg przez Wisłę prawie wszyscy słusznie wzięli z prawej, tylko Janek took worse routechoice. Następny przebieg to z kolei zły wariantowy wybór zwycięzcy tego biegu. Na dwunastkę można było ciąć (4sekundy błędu u mnie) – dziura w żywopłocie. Kolejny przebieg to błąd Marcina.


Teraz kilka słów o dwóch przebiegach na PK15 i PK17 gdzie biegnąc bezbłędnie straciłem sporo, jak myślicie dlaczego?




Na osiemnastkę straciłem znacząco zbyt dużo, gdyż bawiłem się tam w wybór wariantu na długi przebieg. Trwało to zbyt długo, a i tak biegnąc na dwudziestkę raz się zatrzymałem, „czy na pewno przez ten most można”. Dodatkowo niezbyt bystrze zbiegłem po schodach, a można było górą. Sam wariant na piątkę z plusem, znów lepszy; 15 sekund błędu z tymi schodami już prezentuje się gorzej.



W trakcie długiego przebiegu szukałem wejścia na następny i zastanawiałem się z lewej czy z prawej (środka nie widząc - nie rozważając). Biegnąc z lewej i przedzierając się przez stos gałęzi przyszło mi namyśl: „Czy nikt tędy nie biegł?”. No chyba nie biegł : ) Tu straciłem drugie miejsce.


Drugi i ostatni błąd wariantowy popełniłem na kolejny punkt pakując się w głęboki piasek po którym biegł się wujowo. 


Kolejne przebiegi były raczej prościarskie, choć też warianty były.
Tu raczej równorzędne:


Tu lewy lepszy:


Jeszcze kilka słów o tym żywopłocie – szacun dla tych uczciwych co obiegali (Jack, Marcin, Jasiek, Karol i pewnie jeszcze wielu):


Ja widziałem w nim dziurę na mapie, plus miałem wątpliwości czy aby na pewno to ten najciemniejszy kolor, nie chciałem po raz kolejny (co już mi się nieraz zdarzało) być tym na siłę uczciwym frajerem.


Dalej były dwa przebiegi wariantowe, gdzie zyskałem sporo nad niektórymi zawodnikami, byli tacy, którym koniecznie zależało, aby zobaczyć jak wygląda Wawel od środka. W trakcie zbiegu wziąłem też żelika, który naładował baterię na końcówkę biegu.



Na końcówce tempo nadawał mi Jasiek, dzięki! Zrobiłem jeszcze 4 sekundy błędu, zbyt długo biegnąc traską, gdzie czasem biegam rozbiegania.


Do końca tempo było mocne (na tyle mocne ile moje łydki były w stanie), do podium trochę brakło.

1. K.Drągowski 51.00
2. J.Kosky       +2.46
3. A.Kupriiets   +2.53
4. M.Garbacik   +3.31


Bieg ten niewątpliwie był dla mnie dużym przeżyciem, pozostaną wspomnienia. Na minus te dwa błędy i forma fizyczna, na duży plus jakość moich wariantów, wariantowo rozwaliłem ten bieg! I tylko prośba do Piotrka, żeby Ci się chciało zrobić znów coś takiego za rok, było naprawdę fajnie i sportowo, i turystycznie. Myślę, że o to w tym biegu chodziło!